niedziela, 6 czerwca 2010

Ciemna strona ludzkości

Kiedy wybuchła I wojna światowa Niemcy założyli w Pasłęku obóz jeniecki. Razem z nim powstał również cmentarz spory i bardzo ładny – gdzieś widziałem jakiś przedwojenny jego obrazek. Obsadzili go drzewami, przy wejściu postawili wysoki ceglany pomnik z tablicą, na której po niemiecku i rosyjsku było napisane, że spoczywają tu jeńcy armii carskiej. Dbali o niego nawet w czasie kolejnej wojny światowej. Kiedy pod koniec lat 80. dotarłem tam po raz pierwszy, cmentarz miał już za sobą ponad 40 lat dewastacji. Mimo wszystko pomnik z tablicą nadal tam stał, obok zachowały się jeszcze słupki pomnikowego ogrodzenia z resztkami łańcucha, który robił za barierkę. W krzakach odnalazłem też dwie płyty nagrobne, tylko jedna była jednak czytelna. Z jakichś 10 nazwisk chyba dwa należały z pewnością do Polaków... Na początku lat 90. tablica informacyjna trafiła do muzeum, a co się później stało z cmentarzem? Gdybym nie wiedział, gdzie go szukać, nigdy bym go teraz nie odnalazł. Dawniej znakiem rozpoznawczym była kępa drzew na polu, dziś ocalały z nich tylko niedobitki. Gdybym nie wiedział, gdzie stał pomnik, dziś również bym do jego resztek nie dotarł. Podobnie rzecz się miała ze słupkami ogrodzenia, o płytach nagrobnych w ogóle nie ma sensu wspominać. W trawie znalazłem jednak znicz, widać więc, że ktoś jednak o tym miejscu pamięta. A reszta? Na pewno nie będzie milczeniem! Nie pozwolę.



Zakątki pełne przygód


Dla kogoś z zewnątrz jest to takie sobie zdjęcie z przejazdem kolejowym. Za tymi torami zaczynają się jednak wąwozy. Miliardy zakamarków, tysiące skarbów, które tylko czekały na to, by je odkryć. Nie przesadzam, podstawę maszyny do szycia (Original Victora, nie jakiś popularny Singer), która dziś mi robi za stolik, znalazłem właśnie tam. Trudno w kilku słowach opisać setki wypraw, generalnie jednak Kolumb był biedny, bo odkrywał nowe lądy, ale o tym nie wiedział. Ja leciałem na wąwozy, bo mnie wołała terra incognita. Świetnie się dogadywaliśmy.

Tam dalej była tarcza. Zwykła tarcza kolejowa, jakie można jeszcze zobaczyć na niezelyktryfikowanych liniach kolejowych. Miejsce legendarne. Do tarczy prowadziły wprawiające ją w ruch przewody, które bardzo fajnie brzęczały, gdy się w nie puknęło. Najlepszy efekt pod tym względem można było osiągnąć skacząc na nie przy metelowej osłonie, której resztki jeszcze w trawie widać. Ciekawe, ile razy na dworcu wariowały z tego powodu urządzenia w nastawni;). Jak przy każdych szanujących się torach, tu też były słupy telegraficzne. W ich przewody rzucało się kamieniami, ale to pewnie każdy kiedyś robił.

A tu się nauczyłem chodzić. Po torach, ale to w zasadzie na jedno wy-chodzi, jeśli wziąć pod uwagę wszystkie kilometry, które w różnych miejscach i przy różnych okazjach przeszło się torami. Chrzęst kamieni pod butami na zawsze stał się dzięki temu symbolem przygody, a każdy zakręt na kolejowym szlaku kazał zwiększać tempo z nadzieją, że "coś być musi, do cholery, za zakrętem". Jak to miło, że wciąż można tu znaleźć drewniane podkłady. Zapach drewna i smarów konserwujących, który ulatnia się w upalne dni, działa na mnie tak samo, jak stukot kamieni, tymi torami łaziło się przecież na ogół latem, więc woń była nieodłącznym towarzyszem podróży. I ja ten zapach nadal bardzo lubię. W Toruniu przy Świętopełka jest skład kabli telekomunikacyjnych. Mają tam takie wielkie drewniane bębny, które pachną tak samo jak te podkłady. I kiedy ja tam przechodzę, to niech się schowają wszystkie ciechocińskie tężnie! Oddycham całym sobą.

Tu gdzieś płynie rzeczka, która teraz całkiem zarosła. Natomiast w tej dolince było fajne bagno:) a nieco bardziej w prawo zaczynały się pozostałości okopów z czasów wojny. Dalej była wielka poniemiecka grusza i staw, po którym jednak już w moich czasach zostało tylko nieco roślinności i wystający z ziemi wodowskaz.

Czy pisałem już, że nigdzie na świecie obłoki nie są w stanie dorównać tym latającym po pasłęckim niebie? No tak, Mickiewicz wspominał o grze obłoków na Litwie. Byłem tam, cienizna. W okolice Pasłęka trafiło jednak wielu ludzi spod Wilna, może więc obłoki też się repatriowały i poleciały za nimi.

Tak na zakończenie

Była to krótka wycieczka na pogranicze Warmii i Mazur. Zakątek ten słynie ze swojej bardzo żyznej gleby. Poza zbożem szczególnie dobrze rosną na tym gruncie wspomnienia. Kiedyś szarpnąłem się na szerszy opis mojego Pasłęka, przeczytałem później to co napisałem i doszedłem do wniosku, że mógłbym podpisać się pod tym jako Hans, czy inny Klaus. Jeśli pominąć kilka szczegółów bardziej współczenych, zostawał ładunek emocjonalny taki sam, jaki można znaleźć w opowieściach Niemców o ich opuszczonym Heimacie w Prusach Wschodnich. Cóż, dla nich Atlantyda Północy zatonęła tak samo jak dla mnie. Oni i ja możemy sobie najwyżej pojechać i popatrzeć na domy, w których mieszkają obcy ludzie. Spojrzeć na różne nasze kąty, które dziś służą innym i często przez tych obecnych gospodarzy zostały kompletnie obdarte z tego co było tak bardzo nasze.

poniedziałek, 24 maja 2010

Tamta wielka woda

Takiej Wisły jak teraz Toruń nie widział od lat 60. Podłączam kilka widoków tamtej wielkiej powodzi - część fotograficznego skarbu, jakim podzielił się jeden z czytelników "Nowości".

Stan wody podobny, brama ta sama, widok jednak inny. Nie ma już portu, nie ma już statków.

W Porcie Zimowym, tak jak teraz, woda wylała się z basenu