Berlin Wschodni, co łatwo poznać po tramwajach. W zachodniej części miasta ich nie ma. Z góry przepraszam za drobny chaos i odrobinę niepewności. Po takim mieście nie da się łazić od rana do wieczora, chłonąc wszystko, fotografując i jednocześnie robiąc notatki.
Friedrichstad-Ppalast przy Friedrichstraße, zbudowane w miejscu XIX-wiecznej hali targowej, przemianowanej później na cyrkową, a następnie teatralną. Gmach powstał w latach 80. Dziś jest tu teatr rewiowy. O ceny biletów lepiej nie pytać.
Uwaga, teraz będę się kajał. Przy Friedrichstraße, kawałek za pałacem, wpadliśmy na sklep z ciuchami. Jego ogromne okna wystawowe zdobiły stare maszyny do szycia. Setki maszyn! Tak mnie ten widok zatkał, że nawet nie sięgnąłem po aparat. Wstrząśnięty i zmieszany byłem jeszcze długo, więc nie uwieczniłem również z zewnątrz stacji Friedrichstraße, jednej z najważniejszych w Berlinie. Nie przyklepałem migawką ani jej obecnego wyglądu, ani plansz z archiwalnymi zdjęciami. Otrzeźwiałem nieco dopiero wewnątrz.
Ogromna hala, w której człowiek jest taaaki mały. Budowa dworca rozpoczęła się pod koniec lat 70. XIX wieku. W lutym 1943 roku członkowie oddziału do zadań specjalnych Armii Krajowej przeprowadzili na stacji kolejki podziemnej przy Friedrichstraße zamach bombowy. Zginęły cztery osoby, 60 zostało rannych.
A to już resztki kościoła franciszkanów obok Czerwonego Ratusza. Gotycka świątynia została zniszczona w czasie wojny i zachowana jako trwała ruina.
Kiedyś bardzo jasnym płomieniem płonął tu oświaty kaganek, przy klasztorze działała bardzo ceniona drukarnia. Dziś ruiny są raczej świątynią sztuki.
Hmm, u nas na przeźroczystych ścianach wiat przystankowych wiszą ostrzeżenia o ich przeźroczystości, by nikt sobie kuku nie zrobił. W Berlinie tymczasem na ogół każe się w nie przywalić...
Ulica Żydowska na tle czerwonej ściany dawnej siedziby władz Berlina Wschodniego.
Krążą żurawie... nad bryłą berlińskiej katedry.
Która, nieco lepiej oświetlona, ale mniej efektownie słonecznie zachodząca, wygląda tak.
Żurawie gniazdują na placu odbudowy berlińskiego zamku, uszkodzonego podczas wojennego bombardowania i ostatecznie
unicestwionego przez komunistyczne władze w 1950 roku.
Zamek staje na nogi, czemu przygląda się jedyny
zachowany jego element, czyli portal będący częścią gmachu dawnej Rady NRD-owskiego Państwa.
Nieco dalszym świadkiem tego jest budynek Schinkla
(pardon, zapomniałem jaki), czy też raczej jego odbudowany narożnik. Władze
Berlina podniosły kawałek, a później zrobiły referendum w sprawie dalszej
odbudowy. Lud przytaknął, a w oczekiwaniu, aż tu również wylądują budowlane
żurawie, ruina została otoczona makietą. Od strony ulicy atrapa ma nawet
wymalowaną fasadę. Jak już wspomniałem, Niemcy nie lubią dziur w zabudowie. Tym
kiepskim zdjęciem – było już naprawdę ciemno – dorzucam kolejną dedykację dla
obecnych gospodarzy Torunia.
Skąd się wzięła ta plątanina rur, nie mam pojęcia. Podobne konstrukcje widziałem jednak na Ukrainie, ale tam metalowe wywijasy były żółte, czyli gazowe.