środa, 25 sierpnia 2010

To dąb

Tytuł fajnie brzmi. Szczególnie, gdy się go szybko wymawia.
A drzewo rośnie sobie na starym cmentarzu na Rudaku. Pierwszy raz trafiłem tam jakieś 20 lat temu, wtedy z ziemi, poza dębem, wystawały tylko jakieś smutne resztki nagrobków. A teraz? Smutnych resztek pewnie jest mniej (20 lat to jednak kawał czasu), jednak w 20 lat później, na cmentarzu można znaleźć znicze i nawet kilka tabliczek. No i dąb też jest. Stoi tu nawet jako pomnik przyrody. Ale tak to już z dębami bywa. Nie było nas, był dąb. Nie będzie nas, będzie dąb.




wtorek, 24 sierpnia 2010

Burze i zachmurzenie duże

Razem z nowym mieszkaniem kupiłem sobie ładny widok. A ten ostatnio stał się niezwykle atrakcyjny, burza goni burzę, pioruny szaleją po horyzoncie... Zawsze uwielbiałem burze, a tu, psia krew, stary statyw od Zeissa z lat 20. nie pasuje do współczesnego mego aparatu... Błyskawice jednak latały nadal, a mnie szlag trafiał i grom z jasnego nieba zapewne by trafiał również, lecz niebo było akurat ciemne. Potrzeba jest jednak matką wynalazku! Przy pomocy stojaka na płyty, puszki po farbie i podstawki pod świeczkę o woni kawowej, udało się statyw zbudować. Niestety, nim on stanął, burza przeniosła się za dom. Tam dokazywała na całego, takiej kanonady nie słyszałem chyba ze 12 lat. Widać było jednak niewiele, głównie chmury... Nawet nie mogłem potrenować. Cóż, burza jeszcze wróci. A budując ten statyw, przypomniałem sobie czechosłowacką bajkę „Sąsiedzi”. W złą godzinę, bo popchnięte wiatrem okno, przewróciło moją konstrukcję. Łomot rozsypujących się płyt tuż po północy...

niedziela, 15 sierpnia 2010

Mała apokalipsa

Działo się to 15 sierpnia Roku Pańskiego 2010 w Toruniu. Nieco po godzinie 20 słońce, które przez cały dzień w sposób bardzo nachalny przypominało wszystkim o swoim istnieniu, zamieniło się w ogromną rozżarzoną kulę. Chwilę później świat pogrążył się w ciemnościach, które jednak dość błyskawicznie i przy tym upiornie zaczęły rozświetlać błyskawice. Lunął deszcz (czy lunąć ma coś wspólnego z Luną?), a nad miejscową anteną pewnego katolickiego radia rozsypały się pioruny. Od ich łomotu wokół zaczęły wyć alarmy samochodów, a zakonnikowi prowadzącemu akurat w tej rozgłośni audycję polityczną, zaczęły dzwonić zęby. Szczęk tych szczęk poleciał eter, a wsłuchani weń gdzieś daleko marynarze odkryli, że zęby dzwonią w rytm alfabetu Morse`a. Choć nad Toruniem było ciemno, wystukane w ten sposób przesłanie było jasne – „Jarek, po stokroć przegiąłeś pałę!”
A co było później? Później było tak, jak napisał i zaśpiewał mistrz Wiesław Dymny:
Czterdzieści dni i czterdzieści nocy, padał deszcz duży jak wole oczy
Tonęły miasta i wszystko co żyje, nawet ryby tonęli w głębinie
Ocean szalał z hukiem!
Deszcz mu do nitki wszystko przemoczył gdy długonogi Jack wodą kroczył
Nawet arka Noego zginęła na fali i tylko Jacka było widać w dali
Bo on jeden był już tam
I jak by się pytał kto, Jack stał tam chyba dni sto
Jak słup, jak mur i ani się ruszył
Gdy woda podeszła mu pod uszy
A deszcz ciągle szalał, ocean szalał
I głowa Jacka widniała na falach
I nie ruszyła go trwoga…
I w tedy z hukiem pękły niebiosa
I wyjrzał Bóg o swych włosach
Wyjrzał i ujrzał Jacka pierwszego,
Jack, Ty żyjesz?! Zdziwiony rzekł do niego…
A Jack znad wody nastawił ucha… i rzekł do Boga- Boże!? Słucham!
Jack, chłopie sam zostałeś na świecie,
Czyś nie pomyślał a jakiej kobiecie
A Jack dalej stał jak mur…
Opadły wody został muł…
Stał i czekał Jack długonogi
Aż wyschły ścieżki i wszystkie drogi
No i wtedy z dolin wyszła do niego dziewczyna
I Jack ją objął i sobie zatrzymał…
Bo tak było napisane

czwartek, 5 sierpnia 2010

Kurwa kurwie nierówna


To taki dodatek do napisu sprzed kilku miesięcy. Tego, którym jakiś desperat wezwał właścicieli psów, by sprzątali po swoich czworonogach. Autor wyraził się o tych ludziach dość dosadnie używając pod ich adresem obraźliwego słowa, jakie najwyraźniej zabolało, więc napis został szybko zamalowany. Zdanie o kurwach, które nie sprzątają po swoich psach uznane zostało za niestosowne, ale żydowskie kurwy już w żadne oczy nie kłują, napis zniknie pewnie dopiero, gdy wyblaknie, o ile oczywiście żaden kibic żużlowy go nie odnowi... Swoją drogą mówi się, że sport to zdrowie, najwyraźniej nie chodzi jednak o zdrowie psychiczne.
A tak mniej poważnie, język polski jest wulgarny z natury. Jak wszystkie nasze narodowe dolegliwości, najbardziej jest to widoczne dla obcokrajowców. Weźmy na przykład taką sytuację, gdy jakaś pani bierze arszenik oraz stare koronki i, zbrodnia niesłychana, chce nimi otruć jakiegoś pana. Stare koronki niech sobie będą, żeby tylko nie były koronkami dentystycznymi, ale arszenik? Co sobie pomyśli taki Niemiec, gdy usłyszy, że ktoś chce kogoś pozbawić życia czymś, co składa się głównie z Arsch? Albo inny przykład. Wyobraźmy sobie jakąś właścicielkę (lub właściciela, pamiętajmy o równouprawnieniu) pieska, który cieszy się, gdy jego pupil merda ogonkiem. Teraz do tej wyobrażonej sceny dołóżmy jeszcze jakiegoś Francuza. Załóżmy, że przyjechał on do naszego kraju, by sprawdzić, dlaczego Francuzi kojarzą się w Polsce z chorobą i robakami (te na szczęście nad Wisłą są również popularne jako prusaki). Widzi taki Francuz merdającego pieska, oddala się i co rzuca na odchodnym? Merdè! Hm, piesek i gówno na odchod-nym, wracamy do punktu wyjścia. Aby więc w ten niezbyt apetyczny sposób nie kończyć przyjrzyjmy się, jak polską mowę mogą odbierać potomkowie Szekspira. Oj, tu też sprawy nie wyglądają najlepiej! Taki rebus na przykład:
O2L się
Jak go przeczyta Polak? Dość wulgarnie:
OdwaL się
A Anglik? On będzie to widział zupełnie inaczej:
OtwoL się
Całkiem miło, prawda?