niedziela, 15 lutego 2015

Wykorzenianie

Trochę się ostatnio zatkałem. Generalnie trochę mi się jednak odechciało. W zasadzie wszystkiego. Wiele razy pisałem tu i w „Nowościach” o tym, że prowadzone obecnie na wielką skalę demolowanie starego Torunia podcina korzenie miasta. Sam odczułem tego skutki.
Pod koniec 2014 roku rozpoczął się drugi etap zarzynania „Chełmiunki”. Gospodarze miasta zabrali się za budowę kolejnego odcinka śródmiejskiej autostrady. Dwa pasy asfaltu mają połączyć na linii Szosy Chełmińskiej obstawione ekranami dźwiękoszczelnymi rondo przy Pustostradzie, czyli trasie średnicowej, oraz skrzyżowanie z ul. Podgórną i Bema. Inwestycja naturalnie wiązała się z nową falą wyburzeń, razem z XIX-wiecznymi domami, pod nóż poszły również wszystkie drzewa. Niektóre z nich znaleźliśmy pozaznaczane na planach sprzed stu lat.
Śledziłem wszystkie etapy tej zagłady. No i przedawkowałem wrażenia, ponieważ  na koniec, kiedy w rejonie skrzyżowania Szosy Chełmińskiej z Bema zostało już tylko puste pole, pierwszy raz w życiu poczułem się we własnym mieście obco. Niezbyt miło jest stanąć w miejscu doskonale sobie znanym i nie zobaczyć w nim niczego znajomego.
Pisząc o tym, że mi się odechciało, mijam się nieco z prawdą. Nie ogarnęła mnie apatia, wręcz przeciwnie – w związku z rozbiórkami postanowiliśmy prześwietlić przeszłość każdego unicestwianego budynku. Te wykopki wcale jednak nie dodawały skrzydeł, ponieważ im więcej się dowiadywaliśmy, tym bardziej stawaliśmy się świadomi ciężaru popełnianej na naszych oczach zbrodni.
Nie chciałem zamieniać Piątej strony w Ciemną stronę, a że wobec tego wszystkiego trudno było pisać o czymś innym, na jakiś czas musiałem zawiesić działalność. Nieco odparowałem i zabieram się za przewodnik po nieistniejącym mieście.
Zaczynamy od domu przy Szosie Chełmińskiej 69, który legł w gruzach w styczniu 2015 roku. Pod koniec swojego istnienia przez wielu był zapewne uważany za typową zrujnowaną ruderę z pruskiego muru. Typowe w jego przypadku było jednak tylko to, że po wojnie został doprowadzony do upadku, wcześniej zaś wyglądał całkiem efektownie. Posiadał bogato zdobiony drewniany ganek, a jego otoczenie, składające się w ostatnich dekadach głównie z klepiska, pierwotnie było ogrodem. W Archiwum, wśród dokumentów projektowych, znaleźliśmy bardzo ładny rysunek tego domu. Zamówię kopię i się nią podzielę, gdy tylko ją dostanę.
Dwupiętrowa kamienica została zbudowana w 1882 roku z inicjatywy Augusta Liedkego, właściciela położonej w sąsiedztwie rakarni. Jak się okazało, familia Liedke miała w tym miejscu bardzo rozgałęzione korzenie. August był właścicielem rozległych terenów między Szosą Chełmińską, a obecnymi ulicami Bema, Św. Józefa i Grunwaldzką. On zbudował dom nr 69, jego syn Julius, wzniósł natomiast sąsiedni dom nr 71, oraz kuźnię. Wszystkie budynki powstały jeszcze w XIX wieku. Dwie kamienice widać niżej na historycznej już fotografii z 2011 roku.
Bardzo historyczne zdjęcie tych budynków posiadam niestety tylko jedno. Pochodzi ono z lat 60. ubiegłego wieku, widać na nim domy od strony podwórka.
W pierwszym dniu 2015 roku miejsce to wyglądało tak. Dom nr 71 zniknął trzy lata wcześniej, w tle widać jednak kuźnię, do której postaram się niebawem wrócić, bo była miejscem niezwykle ciekawym.
Wracając jednak pod 69… Dom stanął ponad 130 lat temu, w miejscu murowanego jednopiętrowego budynku z dwuspadowym dachem. Obok niego Liedke miał parking. Specjalne miejsce, w którym osoby przybywające do Torunia mogły zostawić swoje wierzchowce i nie wpychać się z nimi do centrum. O to samo zabiegają dziś zwolennicy zrównoważonego rozwoju miasta. Odnieśli już jakiś sukces, w tym roku ma powstać projekt pierwszego takiego parkingu. Nasi władcy nadal jednak pławią się w asfalcie oraz betonie i szatkują miasto kolejnymi autostradami, ponieważ – jak powiedział prezydent Zaleski – dróg musi być coraz więcej, ponieważ coraz więcej będzie samochodów. Myśl o tym, aby wyprowadzać samochody z centrum, budując w zamian sprawny system komunikacji miejskiej, jeszcze do dyrygującej miastem centrali nie dotarła. Smutne tego efekty można oglądać na załączonych obrazkach.
W pierwszych latach XX wieku Liedke sprzedał dom. W 1911 roku jego właścicielem był rzeźnik Gottlieb Ballo, sąsiad z rogu Szosy Chełmińskiej i obecnej ul. Bema. W latach 20. nieruchomość należała m.in. do Stanisława Jundziłła, który miał problemy finansowe i w 1930 roku sprzedał ją niejakiemu Gołębiewskiemu. Po nim właścicielem kamienicy został znany piekarz z ulicy Mickiewicza Feliks Psuty, który przebudował jeden z budynków gospodarczych w podwórzu na obiekt mieszkalny.
W 1923 roku dom należał do Zofii Jasińskiej z Sierpca. Mieszkali w nim, według danych z wydanej wtedy księgi adresowej:
Duliński Wawrzyniec – robotnik
Dulińska Salomea – służąca
Gajewski Tomasz – robotnik
Kowalski Bolesław – ślusarz
Kowalski Leon – ślusarz
Kowalska Marta – robotn.
Kowalkowski Stanisław – robotn.
Peltann Julia – wdowa
Reszkowski Wład – robotn.
Sławski Antoni – cieśla
Śmigaj Ignacy – ślusarz
Smolak Adela – biuralistka
Smolak Paulina – wdowa
Wiśniewski Bronisław – robotnik
Wiśniewska Marta – wdowa
Wudke Adolf – fryzjer
Bardzo lubię stare domy na przedmieściach. Lokatorzy zmieniali się tu rzadziej niż w centrum, często więc, rzucając kilka nazwisk sprzed wielu lat, można zostać zalanym potokiem opowieści. W tym przypadku trafiłem na prawdziwą Niagarę, w postaci pana Ryszarda Kowalskiego. Jego dziadek i ojciec widnieją na liście lokatorów jako ślusarze. W 1923 roku, w zburzonym właśnie budynku po drugiej stronie ulicy, prowadzili jeden z najstarszych w Toruniu sklepów rowerowych. Pan Ryszard to chodząca encyklopedia „Chełmiunki”. Wystarczy mu podać adres i zamienić się w słuch… Czerpię z tej skarbnicy pełnymi garściami, czy też może raczej – pamięcią dyktafonu. Kilka jego barwnych historii z przedmieścia już tu kiedyś podałem, po kolejne sięgnę w kolejnych odcinkach.
Długa pamięć przedmieścia… Jakoś w sierpniu 2014 roku gruchnęła wieść, że walec rozbudowy rusza w stronę domów przy skrzyżowaniu Szosy Chełmińskiej z Podgórną. Poleciałem tam wtedy, zrobiłem kolejną serię zdjęć i zajrzałem do fotografa, który od ponad 20 lat urzędował w kamienicy nr 69. Władysław Kościuch przejął zakład państwa Dobrzenieckich, oni zaś robili w tym miejscu zdjęcia przez 17 lat. Wcześniej na parterze po lewej stronie urzędował fryzjer – Jan Stuczyński. Działał już przed wojną, ale do mnie nadal dzwonią ludzie, którzy go wspominają.
Tej ciągłości przedmiejskich historii nie zniszczyła wojna, nici zostały przerwane dopiero teraz. Poszły precz razem z burzonymi domami. Ja miałem okazję poznać ten świat, a co z mieszkańcami ogrodzonych bloków, które powstają w miejscu rozwalanych starych kamienic? Dla nich ziemia, po której stąpają jest i będzie obca. Ja się z nią czuję mocno związany i nie zamierzam jej porzucić, ale moi sąsiedzi zza płota? Ilu z nich za kilka lat będzie miało domki w okolicznych gminach?
Poza fryzjerem, w czasach II Rzeczypospolitej przy Szosie Chełmińskiej 69 działała także drogeria Kazimierza Nowakowskiego. Istniała podczas okupacji, musiała również przez jakiś czas funkcjonować po niej, w jednym z sąsiednich budynków znajomi znaleźli sporo faktur drogeryjnych z 1947 roku.
Reklama pochodzi z wydanego tuż przed wojną „Kalendarza drogerzystów”.
Przyglądanie się demolce historycznych przedmieść jest dołujące nie tylko z powodu ścieranej historii. Rozbiórki starych domów są dziś w Toruniu prowadzone głównie przy pomocy buldożerów. Szczególne pole do popisu mają one w przypadku domów stojących na przeszkodzie realizacji magistrackich planów drogowych. Te budynki są po prostu rozjeżdżane. Weszliśmy do kilku, zanim jeszcze zjawili się burzymurkowie. Mi znów ręce opadły. Nie wiedziałem, że jesteśmy aż tak bogatym społeczeństwem, aby wywalić na śmietnik taką masę cegieł i wszystkiego, co się podczas naszej wizyty mieściło jeszcze pod dachem.
Kolega podzielił się kiedyś wrażeniami z obserwowanej rozbiórki domu szkieletowego na Jakubskim Przedmieściu. Działo się to jakoś 20 lat temu z haczykiem. Ekipa rozbiórkowa najpierw wyniosła wszystko ze środka, później zabrała się za ściany, a gdy już odzyskała całą cegłę, przyjechał ciężki sprzęt i połamał drewniany szkielet. Teraz jest inaczej, podczas rozbiórek marnuje się wiele rzeczy. Toruniem od kilkunastu lat rządzi człowiek, który kreuje się na gospodarza. Ja gospodarności w prowadzonej obecnie demolce nie widzę.
Na zdjęciu fragment boazerii w jednym z pomieszczeń opuszczonego domu przy Szosie Chełmińskiej 69. Nie znam się na tym, ale na moje te deski mogą pamiętać jeszcze czasy cesarza.
Stare drzwi miasto by mogło całkiem korzystnie sprzedać. Jest to towar przez osoby remontujące stare kamienice poszukiwany.
My jednak jesteśmy bogaci i takimi rzeczami nie musimy się przejmować. Z drogocennych drzwi można zrobić (no właśnie, co to jest, bo przecież nie zabezpieczenie okien?), a później wszystko w dwa dni ciężkim sprzętem rozpieprzyć.
Podobnie jak stare okna. Oryginalnych klamek i okuć poszukuje zresztą toruńskie Muzeum Etnograficzne. Potrzebne są do budowanego w Nieszawce skansenu olenderskiego. Muzeum straciło doskonałą okazję, bo w zburzonym budynku było tego sporo.
Zakład Gospodarki Mieszkaniowej mógłby zrobić użytek z doskonale w tym miejscu zachowanych poręczy i tralek. W wielu kamienicach ZGM społeczeństwo porąbało te elementy schodów na opał.
Z tej okazji naturalnie nikt w ZGM nie skorzystał. Drewniane elementy zostały w kamienicy do końca. Nie usunęli ich nawet członkowie społecznego komitetu rozbiórkowego, którzy przetoczyli się jak tornado przez pomieszczenia gospodarcze.
W piwnicy natknęliśmy się na kolejne drzwi…
Oraz fragment jakiejś niemieckiej tablicy z czasów okupacji, który wzmacniał ściankę działową. Wszystko to kilka dni później rozjechały buldożery.
Tabliczkami informującymi o wszelkich usługach rzemieślniczych, jakich gotów był się podjąć Adam Wiśniewski, być może zainteresowali się chociaż złomiarze.
Laubzegowymi ozdobami, to wiem, interesuje się wiele osób. Ratowanie tych skarbów wymaga jednak sporych poświęceń i szczęścia. W tym przypadku z rumowiska niczego już się wydobyć nie udało.
Czy ktoś wie może, czemu służyć miała ta tabliczka? Krojem przypomina nieco oznaczenie obiektów zabytkowych, dom jednak w rejestrze nie figurował. W sumie szkoda, bo będąc elementem zespołu domów zbudowanych w tym miejscu przez jedną rodzinę, na dodatek związaną z miejscem, które było rakarnią, w jeszcze wcześniej… katownią, na miejsce w rejestrze zasługiwał.
Tu jeszcze jedna ciekawostka. Nad głównym wejściem do budynku była plomba zrobiona z cegieł, na których zachowały się fragmenty napisów.
I to by było na tyle. Przynajmniej na razie, bo do opisania został jeszcze dom nr 71, który posiadał jeden z najpiękniejszych drewnianych ganków w Toruniu. W dość wczesnych latach powojennych w tej kamienicy mieszkała wróżka, która przy pomocy książeczki do nabożeństwa, starego klucza i różańca należącego do nieboszczyka, wytropiła złodzieja. Została też kuźnia, przy której zatrzymywały się cygańskie tabory…
Miejsc do opisania zostało sporo, bo z budynków, z którymi związane były te wszystkie historie, nie zostało już nic.
Do zobaczenia w kolejnym wydaniu przewodnika po nieistniejącym mieście.