Trochę się ostatnio zatkałem. Generalnie trochę mi się
jednak odechciało. W zasadzie wszystkiego. Wiele razy pisałem tu i w „Nowościach”
o tym, że prowadzone obecnie na wielką skalę demolowanie starego Torunia
podcina korzenie miasta. Sam odczułem tego skutki.
Pod koniec 2014 roku rozpoczął się drugi etap zarzynania „Chełmiunki”.
Gospodarze miasta zabrali się za budowę kolejnego odcinka śródmiejskiej
autostrady. Dwa pasy asfaltu mają połączyć na linii Szosy Chełmińskiej
obstawione ekranami dźwiękoszczelnymi rondo przy Pustostradzie, czyli trasie
średnicowej, oraz skrzyżowanie z ul. Podgórną i Bema. Inwestycja naturalnie
wiązała się z nową falą wyburzeń, razem z XIX-wiecznymi domami, pod nóż poszły
również wszystkie drzewa. Niektóre z nich znaleźliśmy pozaznaczane na planach
sprzed stu lat.
Śledziłem wszystkie etapy tej zagłady. No i przedawkowałem
wrażenia, ponieważ na koniec, kiedy w
rejonie skrzyżowania Szosy Chełmińskiej z Bema zostało już tylko puste pole,
pierwszy raz w życiu poczułem się we własnym mieście obco. Niezbyt miło jest
stanąć w miejscu doskonale sobie znanym i nie zobaczyć w nim niczego znajomego.
Pisząc o tym, że mi się odechciało, mijam się nieco z prawdą.
Nie ogarnęła mnie apatia, wręcz przeciwnie – w związku z rozbiórkami
postanowiliśmy prześwietlić przeszłość każdego unicestwianego budynku. Te
wykopki wcale jednak nie dodawały skrzydeł, ponieważ im więcej się
dowiadywaliśmy, tym bardziej stawaliśmy się świadomi ciężaru popełnianej na
naszych oczach zbrodni.
Nie chciałem zamieniać Piątej strony w Ciemną stronę, a że
wobec tego wszystkiego trudno było pisać o czymś innym, na jakiś czas musiałem
zawiesić działalność. Nieco odparowałem i zabieram się za przewodnik po
nieistniejącym mieście.
Zaczynamy od domu przy Szosie Chełmińskiej 69, który legł w
gruzach w styczniu 2015 roku. Pod koniec swojego istnienia przez wielu był
zapewne uważany za typową zrujnowaną ruderę z pruskiego muru. Typowe w jego
przypadku było jednak tylko to, że po wojnie został doprowadzony do upadku,
wcześniej zaś wyglądał całkiem efektownie. Posiadał bogato zdobiony drewniany
ganek, a jego otoczenie, składające się w ostatnich dekadach głównie z klepiska,
pierwotnie było ogrodem. W Archiwum, wśród dokumentów projektowych, znaleźliśmy
bardzo ładny rysunek tego domu. Zamówię kopię i się nią podzielę, gdy tylko ją
dostanę.
Dwupiętrowa kamienica została zbudowana w 1882 roku z
inicjatywy Augusta Liedkego, właściciela położonej w sąsiedztwie rakarni. Jak
się okazało, familia Liedke miała w tym miejscu bardzo rozgałęzione korzenie. August
był właścicielem rozległych terenów między Szosą Chełmińską, a obecnymi ulicami
Bema, Św. Józefa i Grunwaldzką. On zbudował dom nr 69, jego syn Julius, wzniósł
natomiast sąsiedni dom nr 71, oraz kuźnię. Wszystkie budynki powstały jeszcze w
XIX wieku. Dwie kamienice widać niżej na historycznej już fotografii z 2011
roku.
Bardzo historyczne zdjęcie tych budynków posiadam niestety
tylko jedno. Pochodzi ono z lat 60. ubiegłego wieku, widać na nim domy od
strony podwórka.
W pierwszym dniu 2015 roku miejsce to wyglądało tak. Dom nr
71 zniknął trzy lata wcześniej, w tle widać jednak kuźnię, do której postaram
się niebawem wrócić, bo była miejscem niezwykle ciekawym.
Wracając jednak pod 69… Dom stanął ponad 130 lat temu, w
miejscu murowanego jednopiętrowego budynku z dwuspadowym dachem. Obok niego Liedke
miał parking. Specjalne miejsce, w którym osoby przybywające do Torunia mogły
zostawić swoje wierzchowce i nie wpychać się z nimi do centrum. O to samo
zabiegają dziś zwolennicy zrównoważonego rozwoju miasta. Odnieśli już jakiś
sukces, w tym roku ma powstać projekt pierwszego takiego parkingu. Nasi władcy
nadal jednak pławią się w asfalcie oraz betonie i szatkują miasto kolejnymi
autostradami, ponieważ – jak powiedział prezydent Zaleski – dróg musi być coraz
więcej, ponieważ coraz więcej będzie samochodów. Myśl o tym, aby wyprowadzać
samochody z centrum, budując w zamian sprawny system komunikacji miejskiej,
jeszcze do dyrygującej miastem centrali nie dotarła. Smutne tego efekty można
oglądać na załączonych obrazkach.
W pierwszych latach XX wieku Liedke sprzedał dom. W 1911
roku jego właścicielem był rzeźnik Gottlieb Ballo, sąsiad z rogu Szosy
Chełmińskiej i obecnej ul. Bema. W latach 20. nieruchomość należała m.in. do
Stanisława Jundziłła, który miał problemy finansowe i w 1930 roku sprzedał ją
niejakiemu Gołębiewskiemu. Po nim właścicielem kamienicy został znany piekarz z ulicy Mickiewicza Feliks Psuty,
który przebudował jeden z budynków gospodarczych w podwórzu na obiekt
mieszkalny.
W 1923 roku dom należał do Zofii Jasińskiej z Sierpca. Mieszkali
w nim, według danych z wydanej wtedy księgi adresowej:
Duliński Wawrzyniec – robotnik
Dulińska Salomea – służąca
Gajewski Tomasz – robotnik
Kowalski Bolesław – ślusarz
Kowalski Leon – ślusarz
Kowalska Marta – robotn.
Kowalkowski Stanisław – robotn.
Peltann Julia – wdowa
Reszkowski Wład – robotn.
Sławski Antoni – cieśla
Śmigaj Ignacy – ślusarz
Smolak Adela – biuralistka
Smolak Paulina – wdowa
Wiśniewski Bronisław – robotnik
Wiśniewska Marta – wdowa
Wudke Adolf – fryzjer
Bardzo lubię stare domy na przedmieściach. Lokatorzy
zmieniali się tu rzadziej niż w centrum, często więc, rzucając kilka nazwisk
sprzed wielu lat, można zostać zalanym potokiem opowieści. W tym przypadku
trafiłem na prawdziwą Niagarę, w postaci pana Ryszarda Kowalskiego. Jego
dziadek i ojciec widnieją na liście lokatorów jako ślusarze. W 1923 roku, w
zburzonym właśnie budynku po drugiej stronie ulicy, prowadzili jeden z
najstarszych w Toruniu sklepów rowerowych. Pan Ryszard to chodząca encyklopedia
„Chełmiunki”. Wystarczy mu podać adres i zamienić się w słuch… Czerpię z tej
skarbnicy pełnymi garściami, czy też może raczej – pamięcią dyktafonu. Kilka
jego barwnych historii z przedmieścia już tu kiedyś podałem, po kolejne sięgnę
w kolejnych odcinkach.
Długa pamięć przedmieścia… Jakoś w sierpniu 2014 roku
gruchnęła wieść, że walec rozbudowy rusza w stronę domów przy skrzyżowaniu
Szosy Chełmińskiej z Podgórną. Poleciałem tam wtedy, zrobiłem kolejną serię
zdjęć i zajrzałem do fotografa, który od ponad 20 lat urzędował w kamienicy nr 69.
Władysław Kościuch przejął zakład państwa Dobrzenieckich, oni zaś robili w tym
miejscu zdjęcia przez 17 lat. Wcześniej na parterze po lewej stronie urzędował
fryzjer – Jan Stuczyński. Działał już przed wojną, ale do mnie nadal dzwonią
ludzie, którzy go wspominają.
Tej ciągłości przedmiejskich historii nie zniszczyła wojna,
nici zostały przerwane dopiero teraz. Poszły precz razem z burzonymi domami.
Ja miałem okazję poznać ten świat, a co z mieszkańcami ogrodzonych bloków, które
powstają w miejscu rozwalanych starych kamienic? Dla nich ziemia, po której
stąpają jest i będzie obca. Ja się z nią czuję mocno związany i nie zamierzam jej
porzucić, ale moi sąsiedzi zza płota? Ilu z nich za kilka lat będzie miało
domki w okolicznych gminach?
Poza fryzjerem, w czasach II Rzeczypospolitej przy Szosie
Chełmińskiej 69 działała także drogeria Kazimierza Nowakowskiego. Istniała
podczas okupacji, musiała również przez jakiś czas funkcjonować po niej, w
jednym z sąsiednich budynków znajomi znaleźli sporo faktur drogeryjnych z 1947
roku.
Reklama pochodzi z wydanego tuż przed wojną „Kalendarza
drogerzystów”.
Przyglądanie się demolce historycznych przedmieść jest
dołujące nie tylko z powodu ścieranej historii. Rozbiórki starych domów są dziś
w Toruniu prowadzone głównie przy pomocy buldożerów. Szczególne pole do popisu
mają one w przypadku domów stojących na przeszkodzie realizacji magistrackich
planów drogowych. Te budynki są po prostu rozjeżdżane. Weszliśmy do kilku,
zanim jeszcze zjawili się burzymurkowie. Mi znów ręce opadły. Nie wiedziałem, że
jesteśmy aż tak bogatym społeczeństwem, aby wywalić na śmietnik taką masę cegieł
i wszystkiego, co się podczas naszej wizyty mieściło jeszcze pod dachem.
Kolega podzielił się kiedyś wrażeniami z
obserwowanej rozbiórki domu szkieletowego na Jakubskim Przedmieściu. Działo się
to jakoś 20 lat temu z haczykiem. Ekipa rozbiórkowa najpierw wyniosła wszystko
ze środka, później zabrała się za ściany, a gdy już odzyskała całą
cegłę, przyjechał ciężki sprzęt i połamał drewniany szkielet. Teraz jest inaczej, podczas rozbiórek marnuje się wiele rzeczy. Toruniem od kilkunastu lat rządzi człowiek, który kreuje się
na gospodarza. Ja gospodarności w prowadzonej obecnie demolce nie widzę.
Na zdjęciu fragment boazerii w jednym z pomieszczeń
opuszczonego domu przy Szosie Chełmińskiej 69. Nie znam się na tym, ale na moje
te deski mogą pamiętać jeszcze czasy cesarza.
Stare drzwi miasto by mogło całkiem korzystnie sprzedać. Jest
to towar przez osoby remontujące stare kamienice poszukiwany.
My jednak jesteśmy bogaci i takimi rzeczami nie musimy się
przejmować. Z drogocennych drzwi można zrobić (no właśnie, co to jest, bo
przecież nie zabezpieczenie okien?), a później wszystko w dwa dni ciężkim
sprzętem rozpieprzyć.
Podobnie jak stare okna. Oryginalnych klamek i okuć
poszukuje zresztą toruńskie Muzeum Etnograficzne. Potrzebne są do budowanego w Nieszawce
skansenu olenderskiego. Muzeum straciło doskonałą okazję, bo w zburzonym
budynku było tego sporo.
Zakład Gospodarki Mieszkaniowej mógłby zrobić użytek z
doskonale w tym miejscu zachowanych poręczy i tralek. W wielu kamienicach ZGM
społeczeństwo porąbało te elementy schodów na opał.
Z tej okazji naturalnie nikt w ZGM nie skorzystał. Drewniane elementy zostały w kamienicy do końca. Nie usunęli ich nawet członkowie społecznego komitetu
rozbiórkowego, którzy przetoczyli się jak tornado przez pomieszczenia
gospodarcze.
W piwnicy natknęliśmy się na kolejne drzwi…
Oraz fragment jakiejś niemieckiej tablicy z czasów okupacji,
który wzmacniał ściankę działową. Wszystko to kilka dni później rozjechały
buldożery.
Tabliczkami informującymi o wszelkich usługach rzemieślniczych,
jakich gotów był się podjąć Adam Wiśniewski, być może zainteresowali się
chociaż złomiarze.
Laubzegowymi ozdobami, to wiem, interesuje się wiele osób. Ratowanie
tych skarbów wymaga jednak sporych poświęceń i szczęścia. W tym przypadku z
rumowiska niczego już się wydobyć nie udało.
Czy ktoś wie może, czemu służyć miała ta tabliczka? Krojem
przypomina nieco oznaczenie obiektów zabytkowych, dom jednak w rejestrze nie
figurował. W sumie szkoda, bo będąc elementem zespołu domów zbudowanych w tym
miejscu przez jedną rodzinę, na dodatek związaną z miejscem, które było
rakarnią, w jeszcze wcześniej… katownią, na miejsce w rejestrze zasługiwał.
Tu jeszcze jedna ciekawostka. Nad głównym wejściem do
budynku była plomba zrobiona z cegieł, na których zachowały się fragmenty
napisów.
I to by było na tyle. Przynajmniej na razie, bo do opisania
został jeszcze dom nr 71, który posiadał jeden z najpiękniejszych drewnianych ganków
w Toruniu. W dość wczesnych latach powojennych w tej kamienicy mieszkała
wróżka, która przy pomocy książeczki do nabożeństwa, starego klucza i różańca
należącego do nieboszczyka, wytropiła złodzieja. Została też kuźnia, przy
której zatrzymywały się cygańskie tabory…
Miejsc do opisania zostało sporo, bo z budynków, z którymi
związane były te wszystkie historie, nie zostało już nic.
Do zobaczenia w kolejnym wydaniu przewodnika po
nieistniejącym mieście.