Od przyjaciół-Mikołajów dostałem cylinder. Taki prawdziwy szapoklak toruńskiej produkcji, który powstał w pracowni Gustava Grundmanna w roku pańskim... Tego nie wiem, ale do cylindra była dołączona kopia gazetowej reklamy tej firmy pochodząca z 1889 roku.
Piękna rzecz! Oczywiście zaraz oboje przymierzyliśmy i oczywiście na samej przymiarce skończyć się to nie mogło. Nie, królik z cylindra nie wyskoczył, ale opowieść z kapelusza wzięta - owszem. Kiedy Ania zdjęła cylinder zobaczyliśmy, że spod materiału coś wystaje.
Czymś okazał się zwinięty w rulon kawałek gazety. Niemieckiej i do tego komunistycznej z lat 20. ubiegłego wieku. Zachował się tylko początek tytułu, pewnie było to "Die Rote Cośtam". Edit. Kolega Piotr już rozgryzł, że jest to "Die Rote Fahne".
Głębiej był jeszcze jeden rulon, tym razem strony ogłoszeniowej z "Berliner Morgenpost" z 9 maja 1926 roku.
Skąd się te ruloniki wzięły w cylindrze? Ania mówi, że właściciel cylindra albo próbował w ten sposób zmniejszyć obwód nakrycia głowy, albo zrobił sobie gazetową izolację.
W jaki sposób toruński cylinder trafił do Berlina? I przede wszystkim, kim był jego właściciel, który miał dostęp do prasy komunistycznej, ale w 1926 roku paradował w tak przedpotopowym, burżuazyjnym nakryciu głowy? Cylindrze, cylindrze - jaka jest twoja historia?