Wyrwałem się ostatnio z toruńskiego grajdołka, zaglądając m.in.
do Gdańska i Szczecina. Dopiero z tej perspektywy zobaczyłem, jak strasznie
Toruń jest zaśmiecony wyborczo. Wiadomo, plakaty są nieodłączną ozdobą tego
typu imprez, u nas jednak kandydaci atakują dosłownie wszędzie.
Michał Zaleski, który
ubiega się o prezydencki stołek już po raz czwarty, słynie z zamiłowania do
wielkości. Przez 12 lat postawił kilka budowli, które z pewnością są ogromne,
choć niekoniecznie potrzebne. Nie chodzi mi tu o most. Reklamuje się również z
wielkim rozmachem, większość przytłaczających miasto anonsów wyborczych należy
właśnie do jego ugrupowania. Symbolem prowadzonej przez Czas Gospodarzy
kampanii wyborczej, i zasadzie również panujących w Toruniu stosunków jest to,
co się dzieje w sąsiedztwie ronda biskupa Chrapka. Prezydent rozpiął się tu m.in.
na 11-piętrowym wieżowcu. Zwykły człowiek jest przy nim taaaki malutki.
Ten widok skojarzył mi się z King Kongiem. Filmowy potwór
stał się kinową legendą, a jak przyszłe pokolenia będą wspominały prezydenta
Zaleskiego? Operatorzy buldożerów równających dziś z ziemią świadectwa
miejskiej przeszłości, na pewno z wielkim sentymentem.
Prezydent skolonizował ścianę wieżowca, zajął również
przestrzeń na jednym z sąsiednich bloków, podobnie jak wieżowiec, należącym do
Młodzieżowej Spółdzielni Mieszkaniowej, której Michał Zaleski był wieloletnim,
obecnie urlopowanym prezesem. Kilka lat w tej okolicy mieszkałem, przestałem
wiosną 2014 roku. Jeszcze całkiem niedawno zatem, obok tego budynku często
przechodziłem. Rosły przed nim drzewa, które teraz są obcięte. Cóż, nie szumią,
nie pachną, nie produkują tlenu i… nie zasłaniają wyborczej reklamy imć
gospodarza.
Prezydent i jego kompania wiodą prym w wyborczym zaśmiecaniu
miasta, inni jednak wytrwale starają się im dotrzymać kroku. Marszałek Piotr
Całbecki na przykład zasłonił sobą kawał dawnego zboru na Rynku Nowomiejskim. Wydaje
mi się, że osobom w ten czy inny sposób odpowiedzialnym za miasto, nie powinno
się tłumaczyć tego, że zabytkowe gmachy nie są słupami ogłoszeniowymi. Ci
ludzie powinni wiedzieć to sami…
Gigantyczna płachta na szczęście niebawem z zaprojektowanego
w pracowni Karla Friedricha Schinkla budynku zniknie. Inne wyborcze plamy na
marszałkowskim honorze zostaną. Trudno je będzie wywabić, są dość tłuste.
Piotr Całbecki cieszył się moim uznaniem, m.in. za to że
złamał monopol PKP na naszych kolejach, dzięki czemu na wiele zamkniętych
wcześniej przez krajowego giganta linii znów wróciły pociągi. Człowiek ma wizję
i wyobraźnię, niestety jednak zajmuje się również promocją samorządowych zer. Przed
poprzednimi wyborami pojawił się na wspólnych plakatach ze swoim podwładnym
Łukaszem Walkuszem, który starał się wtedy o reelekcję do Rady Miasta. Walkusz niczym się wcześniej nie wykazał, na sesjach w zasadzie w ogóle nie zabierał głosu. Ja go
zapamiętałem głównie dzięki obietnicom wyborczym, których złożył wiele, ale nie spełnił,
oraz aferze wokół Wampiriady w 2006 roku, w którą był zamieszany.
Taki człowiek, dzieląc plakaty z marszałkiem, w 2010 roku
zdobył niemal trzy tysiące głosów – najwięcej ze wszystkich kandydatów. A dziś, we
wszystkich publikowanych przez toruńskie gazety podsumowaniach mijającej
kadencji, zajmuje, wspólnie ze swoim kolegą Wiśniewskim, stanowisko najgorszego i najbardziej leniwego radnego. Opuścił
ponad 360 głosowań! Czy naprawdę warto było kogoś takiego promować Panie Marszałku?
Walkusz ponownie – tym razem już samodzielnie - zabiega o
głosy wyborców. Nie wysilił się nawet na tyle, aby wymyślić dla siebie hasło wyborcze.
Drugą tłustą plamą zanieczyszczającą wizerunek Piotra
Całbeckiego jest radny Paweł Wiśniewski. W 2010 roku człowiek ten dostał się do
rady najprawdopodobniej dlatego, że wyborcy pomylili go z Pawłem Wiśniewskim,
liderem Rowerowego Torunia. Cztery lata temu nowy radny był człowiekiem
nieznanym, do dziś się to nie zmieniło. Facet pobił wszystkie rekordy, okazał
się bardziej leniwy nawet od Walkusza. Nawet jeśli pojawiał się na sesjach, to
i tak jakby go nie było. Jego aktywność ograniczała się do naciskania
przycisków podczas głosowania. Czynił to zresztą sporadycznie, opuścił 500
głosowań! Całkowicie stracony mandat!
Ktoś taki powinien zniknąć, ze wstydem powinien zostać
zapomniany. Platforma Obywatelska wystawiła go jednak ponownie! Na odległym, 12
miejscu, więc kiedy pierwszy raz zobaczyłem listy wyborcze pomyślałem, że po
prostu chodzi o to, aby człowiek mógł uratować resztki twarzy. Niebawem jednak
jego twarz zaczęła na mnie spoglądać niemal z każdego słupa. Facet ma w mieście
chyba najwięcej plakatów ze wszystkich kandydatów PO. Chce przez kolejne cztery
lata marnować pieniądze podatników i
jeszcze – ten leń śmierdzący – ma czelność wspominać coś w swoim haśle o pracy.
Swoją drogą naprawdę o pracy radnego nie ma pojęcia, skoro pisze, że woli
pracować, niż debatować. Radny właśnie debatować i dyskutować powinien.
Radny, który jest prezesem podlegającego Urzędowi
Marszałkowskiemu Regionalnego Ośrodka Edukacji Ekologicznej w Przysieku, cieszy
się w tych wyborach poparciem marszałka Całbeckiego. Obaj panowie wiszą na ogół
jeden obok drugiego. Wspólnie zabiegają o głosy na przejściu dla pieszych przy
ul. Odrodzenia, dokąd mi się już jednak nie chciało lecieć.
Kandydaci w Toruniu atakują ze ścian budynków, wyskakują ze
skrzynek na listy, piętrowo wiszą na każdej latarni. Zajmują miejsca nawet w
teoretycznie wolnej od form plakatonośnych przestrzeni. Stelaży przy drogach,
które zresztą często bardzo ograniczają widoczność, w Gdańsku i Szczecinie nie
widziałem. U nas wyrastają jak grzyby po deszczu. Na rondzie przy Szosie
Chełmińskiej trwa doczekała się w ten sposób konkurencji w postaci Barbary
Królikowskiej-Ziemkiewicz. Zdecydowanie wolę jednak patrzeć na trawę. Pani
Basia, która podczas swojej długiej przygody z
miejskim samorządem reprezentowała już chyba wszystkie siły polityczne,
mijającą kadencję rozpoczęła w Platformie Obywatelskiej, a kończy w Prawie i
Sprawiedliwości. Pod tym sztandarem walczy też teraz o kolejny mandat. Czytałem
jej ulotkę. Mam wrażenie, że gdyby dobrze poszukać, to na pewno by się okazało,
że to ona założyła Toruń, a nie jacyś tam Krzyżacy.
Swoją drogą ta pani również powinna raczej się schować, a
nie reklamować. Chociażby za sprawę ojca Maksymina Tandka, inicjatora i
pierwszego rektora Wyższej Szkoły Filologii Hebrajskiej w Toruniu. Franciszkanin,
który niestety znacznie przerastał polski Kościół, został kilka lat temu spacyfikowany
przez władze zakonu. Rzecz była w „Nowościach” szeroko opisywana, a pani radna
często w tej historii wyskakiwała jak diabeł z pudełka.
2 komentarze:
Dałeś ostro do pieca, Szymon. Najwięcej plakatów z PO ma jednak chyba Piotr Całbecki.
Zdjęcie z obciętymi drzewami... .
Jeżeli widziałem kiedyś draństwo (mam gorsze na to określenia ale przez szacunek ich nie użyję) to to jest jego dokładne zobrazowanie. Słów mi na taką podłość brakuje.
- Gratulacje dla sokolego oka!
Prześlij komentarz