Każde stare zdjęcie ma dwie strony - awers i rewers. Retro-kłusownicy znają jednak tylko jedną stronę medalu, ponieważ ściągają wyłącznie obrazki. Tymczasem słowa umieszczone na odwrocie pocztówek, bardzo często bywają dużo ciekawsze od ilustracji. Ale, żeby je odczytać, trzeba mieć w ręku oryginał...
Niedawno zrobiłem większe zakupy. Znalazłem kilka ciekawych obrazków wystawionych na sprzedaż przez ludzi z Niemiec, Francji, Szwajcarii, Chorwacji, czy Bułgarii. Bardzo mnie fascynuje, jakimi drogami chodziły toruńskie pocztówki i zdjęcia, że zawędrowały tak daleko?
Tak się akurat zdarzyło, że większość moich zakupów opuściło miasto podczas pierwszej wojny światowej. Zdjęcia wracały zatem do domu po stu latach...
Wśród nich była fotka imponującego brodacza stojącego na tle ściany z pruskiego muru. Nie mogłem jej nie kupić:-). Przesyłkę z dalekiego kraju listonosz dostarczył 29 marca 2016 roku. Otworzyłem kopertę, spojrzałem na zdjęcie, a później razem z Anią pochyliliśmy się nad treścią.
Proszę spojrzeć na datę. Pocztówka została wysłana z Torunia 29 marca A. D. 1916. Wróciła zatem równo sto lat później! Muszę przyznać, że to było mocno poruszające...
Na wypisane przed laty słowa dybię z wielkim zapałem od pewnej przygody, jaką pewnego razu przeżyliśmy we własnej kuchni. To takie "babcine" miejsce, z kredensem, stołem, szragankiem, makatkami, oknem w dachu i różnymi starociami. Miło się tam siedzi, więc dość często kuchnia jest sercem domu. W takiej właśnie scenerii nasz serdeczny kolega zademonstrował nam skarby ze swojego archiwum. Miał w nim niepozorną pocztówkę składającą się z dwóch obrazków. Jedno przedstawiało wnętrze cementowni, w której powstają jakieś elementy, na drugim widać było ich montaż w toruńskiej rzeźni miejskiej. Pocztówka dokumentowała narodziny pierwszego betonowego stropu w regionie. O tego.
Z tego powodu zresztą kolega pocztówkę kupił. Górny obrazek pokazujący pracę w cementowni wyglądał tak:
Przyglądaliśmy się tej pocztówce, aż Anię olśniło, że patrzymy na kartkę reklamową firmy Reinharda Uebricka, toruńskiego przedsiębiorcy budowlanego z końca XIX i początków XX wieku, a poza tym również radnego miejskiego i autora pierwszego profesjonalnego przewodnika turystycznego po Toruniu.
Można powiedzieć, że Uebrick jest naszym dobrym znajomym, pojawia się przy okazji niemal każdej naszej wyprawy w przeszłość. Pod koniec lat 70. XIX stulecia zbudował dla siebie szkieletową kamienicę przy Bydgoskiej 35, która "spaliła się" na początku 2006 roku. Później wzniósł sobie nową siedzibę, piękną kamienicę na rogu ul. Rybaki i Kujota (przed 1920 rokiem Uebricka). Kierował pracami przy budowie siedziby TNT, zaprojektował i wzniósł budynek fabryki pierników Weesego przy ul. Strumykowej, miał swój udział w powstaniu teatru, Dworu Artusa, zbudował kamienicę przy ul. Św. Katarzyny 4... Kilka słów i zdjęć na temat jego osiągnięć znajduje się tutaj. Na początku XX wieku zbudował również cementownię Pod Dębową Górą, to z jej wnętrza pochodzi właśnie prezentowany wyżej obrazek.
Jak się okazuje, on również był konstruktorem pierwszego betonowego stropu w regionie, który na początku ubiegłego stulecia powstał w toruńskiej rzeźni.
Pochodząca z lat 80. XIX wieku rzeźnia, kawał bardzo ciekawej architektury przemysłowej, również już nie istnieje. Jej budynki były kamieniami milowymi na szlaku, jakim zmierza obecny gospodarz miasta uwalniając Toruń od ciężaru zabytków. Pardon, rzeźnia nigdy nie trafiła do rejestru!
Wracając jednak do Reinharda Uebricka... Dowiedzieliśmy się o człowieku bardzo dużo, nie udało nam się jednak ustalić, gdzie dokładnie został pochowany. Grób tego zasłużonego człowieka nie istnieje, nie ma więc, gdzie postawić znicza.
Wiele razy czytaliśmy o Uebricku w różnych dokumentach z epoki, nie trafiliśmy jednak na żadne jego zdjęcie. W pewnym sensie się zaprzyjaźniliśmy, ale zawsze dzieliła nas przepaść - Toruń XIX-wieczny bywa dziś bardziej obcy niż miasto Kopernika. Nasz dobry znajomy Reinhard Uebrick, o którym staramy się dzisiejszemu Toruniowi przypomnieć, zawsze był postacią wspominaną jedynie w gazetach i oficjalnych dokumentach sprzed lat.
Siedząc w kuchni wpatrywaliśmy się w obrazki z pocztówki Piotra. W pewnym momencie Ania odwróciła obrazek i spojrzała na adresata.
O cholera, Helene Uebrick!
Rzut oka na podpis nadawcy. Reinhard Uebrick!
Później było równie ciekawie. Nasz architekt zapraszał swoją krewną na święta do Torunia. Wcześniej wysłał jej zgodę na przyjazd do miasta.
Zaraz, po co komu taki dokument?
A kiedy została pocztówka wysłana?
15 grudnia 1914 roku!
Tuż przed pierwszym Bożym Narodzeniem wielkiej wojny. Miasto było wtedy jeszcze uważane za twierdzę na linii frontu, wjazd do niej był mocno utrudniony. A korespondencja, podobnie jak w kolejnych latach wojny, była cenzurowana, czego dowodem jest stosowna pieczątka.
W ten oto sposób udało nam się dotknąć bardzo nas interesującej historii. Stało się tak jednak tylko dlatego, że mieliśmy do czynienia z oryginalną pocztówką i poza obrazkiem, mogliśmy również zerknąć na znajdującą się na jej odwrocie treść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz