Ha! Jeśli dobrze pójdzie, wreszcie będę miał w gazecie swoją własną stronę. Wykopaliska miejskiej pamięci nabiorą wtedy tempa, bo tłucze mi się po głowie kilka pomysłów. Wreszcie rozładuję magazyn historii nagromadzonych, a te historie działają przecież jak magnesy – w zasadzie każda opublikowana w gazecie, powoduje odzew i jakiś ciąg dalszy.
Po tekście o przemysłowych pamiątkach Mokrego zgłosił się też do mnie czytelnik, który mógłby pogrążyć książkę adresową, bo zaczął mi wymieniać wszystkie, nawet nieistniejące już budynki, opowiadając o ludziach, którzy w nich mieszkali. Fajnie by więc było wybrać się z takim przewodnikiem na spacer, by później wrażenia szeroko opisać. Przez mury mojej podstawówki przewinęła się Helena Grossówna, uczył się tam również Leszek Balcerowicz, także człowiek z Mokrego. Może na taką wycieczkę uda się namówić i jego?
Poza tym kiedyś, przeglądając „Słowo pomorskie”, trafiłem na opis pewnej zbrodni. Pan najpierw zabił panią, a później sam sobie palnął w łeb. Działo się to jakoś pod koniec lat 20., a sceną dramatu była kamienica położona niedaleko mojego domu. Przyszło mi więc do głowy, aby wziąć kiedyś jakąś taką krwistą historię – przedwojenni dziennikarze pisali bardzo kwieciście – i przejść się jej szlakiem po współczesnym mieście. W takie tematy Toruń jest bogaty, weźmy chociażby aferę Piątka i Urbaniaka, jedną z najsłynniejszych historii szpiegowskich II RP. Fajnie by mogło być...
Tymczasem wygląda na to, że wrażenia i zdjęcia z wakacji będę musiał zostawić na długie zimowe wieczory (pewnie zabiorę się za nie niebawem, bo wygląda na to, że zima zbliża się do nas wielkimi krokami). Wróciłem z urlopu i zaraz porwał mnie wir ciekawostek. Jeden z czytelników gazety podzielił się na przykład skarbami po swoim ojcu. Cóż to było za imponujące archiwum! Ten ojciec, torunianin, przed wojną robił kurs na pilotów szybowcowych w Gostomiu, dokąd pojechał z aparatem fotograficznym. Później, podczas okupacji, pracował w zakładach remontowych Kriegsmarine, najpierw w Gdyni (wtedy Gotenhafen), skąd później, razem z frontem, przenoszony był na Wschód. Gdy zaś front zaczął przesuwać się w kierunku przeciwnym, on był przerzucany na Zachód (z Królewca do Gdyni musiał drałować pieszo). Koniec wojny zastał go w Kilonii. Podobno Niemcy mieli bardzo skuteczny sposób, by remontującym okręty robotnikom, obrzydzić sabotaż. W pierwszy próbny rejs po naprawie pakowali na pokład całą zasuwającą przy niej ekipę...
Nasz bohater zostawił po sobie niezwykle bogate archiwum, pełne zdjęć i dokumentów. Jest tam między innymi niemiecka gazeta z czerwca 1944 roku informująca o desancie w Normandii. Pofotografowałem ile się dało, zdjęcia robiłem jednak wieczorem, więc są nieco nieostre. Sesję postaram się powtórzyć, tymczasem jednak wrzucam dwie pocztówki z Prus Wschodnich i przedwojenny widok toruńskiej wieży spadochronowej. Może ktoś coś na jej temat wie?
Pocztówka z Pilawy. Teraz by można było ją podpisać – From Russia with Love. Na pierwszym planie latarnia morska, na drugim rozpieprzająca się o nią fala. Jak ja lubię latarnie morskie i duże fale!
Tak wyglądało kiedyś Giżycko.
4 komentarze:
g e n i a l e - takie historie lubię
Kurs szybowcowy w Gostkowie - w tym podtoruńskim? A to ciekawe, gdzie byłoby tam jakieś minilotnisko.
Pardon, szkoła pilotów szybowcowych była w Gostomiu. Błąd poprawiłem.
Z szanownym Jerzym krwistymi opowieściami podzielę się z przyjemnością i nie będę stawiał żadnych barier. Choćby takich, jakie on na swojej stronie założył, bo gdy jakiś czas temu próbowałem na nią zajrzeć, na ekranie zobaczyłem komunikat, że sorry, ale zaglądać tu mogą tylko Pozdrawiam.
Persona tu i tam non grata.
Baaalceeerowicz musi przyjść!
Baaalceeerowicz musi przyjść!
Szymonie, Ty archeologu niesamowitych opowieści, zrób wywiad z Balcerowiczem, wtedy całkiem Cię ozłocę:)
Ciekawości same wystawiasz, tylko widać, że coś innego Cię mocno absorbuje, bo systematyczność blogowania szwankuje. Pisz częściej :) Pozdrawiam serdecznie!
Prześlij komentarz