Gdzieś kiedyś czytałem o efekcie cieplarnianym. Lody miały się rozpłynąć, a my utonąć, ale za to w pięknej słonecznej pogodzie. Tymczasem mamy już wiosnę, co tu dużo mówić – dość zimną. Nad Polskę nadciągnęły dziś podobno radioaktywne chmury znad Japonii, ale patrzyłem na nie i przypominałem sobie tamtą niedzielę sprzed lat, gdy dotarła do nas chmura z Czarnobyla. Wtedy było z pewnością bardziej radioaktywnie, ale też zdecydowanie bardziej słonecznie. Tak sobie piszę, bo wody mi tego dnia spadło na łeb tyle, że aby obronić się przed wodogłowiem, musiałem się zabrać za słowne lanie wody.
Dobra, trochę przesadziłem. Kilka postów temu pisałem, że jeden z czytelników przysłał mi sznurka do kroniki filmowej z 1945 roku. No i od tego czasu chodzę sobie po starówce i, zamiast patrzeć pod nogi uważając na psie gówna dumające bezkarnie na toruńskim bruku, gapię się na kamienice szukając sfilmowanych miejsc. Na podłożu jeszcze się, na szczęście, nie przejechałem, ale też – niestety – nie udało mi się rozpoznać wszystkich miejsc, których szukam.
Cóż, będę dalej łaził z głową zadartą do góry. Mam nadzieję, że przy okazji – wzorem Talesa z Miletu - nie wpieprzę się do żadnej studni, na starówce trwa właśnie renowacja kanałów, więc okazji nie brakuje...
Zwiedzanie proponuję więc zacząć od miejsc bezpiecznych. Oto różni przechodnie i ta sama Szeroka u wylotu ulicy Wielkie Garbary.
Materiał archiwalny się w tym miejscu nieco prześwietlił, na tabliczce jest jednak napisane: Gerechte Gasse, zatem jesteśmy na ulicy Prostej. Kamera operatorów kroniki tkwi cały czas w jednym miejscu, wydaje mi się jednak, że po prawej widać cień narożnika, a taki – w tym położeniu – prezentuje się tylko w dwóch miejscach: na rogu Jęczmiennej i Wysokiej. Na moje jest to ta pierwsza, wtedy pewnie nosiła jeszcze tabliczki Gersten Gasse.
Najfajniejszym odkryciem w tej części historyczno-geograficznego dochodzenia jest chyba dzbanuszek. W Toruniu można takie znaleźć dwa, oba w tym samym miejscu, na ścianie kamienicy narożnej przy Rynku Nowomiejskim i ulicy Prostej. Dziś są to delikatesy, ale sam budynek kryje pod swoją fasadą legendę, o której oczywiście teraz w Toruniu w zasadzie nikt nie wie. Tam, dokąd teraz zaglądają desperaci robiąc zakupy po dość wysokich cenach, lub ci jeszcze bardziej zdesperowani, którzy korzystając z późnych godzin zamknięcia części alkoholowej, mieściło się kiedyś kino „Corso”. Pierwsze w Toruniu! Jarek Jaworski dokopał się, że pierwsza wzmianka o nim (kinie, nie Jarku), pochodzi z 1908 roku. Kino powstało jako pierwsze i było naturalnie nieme, a pozostało takim do 1931 roku. Wraz z jego zamknięciem upadł ostatni bastion kina niemego w Toruniu.
Zmierzch kina niemego
Dźwiękowiec w triumfalnym pochodzie na podbój świata zatacza coraz szersze kręgi. Niedługo stare, poczciwa „nieme” filmy przejdą już do historji Mówić się o nich będzie tak. jak się mówi o pierwszej lokomotywie Stephensona. „Pod topór” postępu dało swoją głowę jedyne i ostatnie w Toruniu kino nieme „Corso”, jak o tem czytelnicy dowiadują się ze specjalnego komunikatu dyrekcji tego kina. Kino nieme miało swoich starych, wypróbowanych przyjaciół, którzy z żalem przyjmą wiadomość o końcu „ostatniego z Mohikanów”.
"Słowo Pomorskie", z 4 września 1931 roku
Świecę tu naturalnie blaskiem odbitym od Pana Bohdana Orłowskiego, któremu cytowaną notkę prasową tradycyjnie zawdzięczam, kto chce dotrzeć do prawdziwego źródła światła, powinien zajrzeć na oToruniu.net. Gospodarz portalu prowadzącego do przedwojennego Torunia, podzielił się przy okazji również zasłyszaną od starszego torunianina historyjką, że ta świątynia dziesiątej Muzy była miejscem dość specyficznym. Podobno, gdy pociechę jakiegoś z widzów przydusiła potrzeba, a widz nie chciał rezygnować z wizualnych doznań, kazał potomstwu lecieć pod ścianę. W tym wypadku lepiej by chyba jednak było napisać: pod szczanę...
Notka ze „Słowa Pomorskiego”, jak zresztą niemal każda, jest literacko pyszna! Gdybym to ja się tak rozpisał o lokomotywach i ostatnich Mohikanach, pewnie bym znów usłyszał, że przesadzam z literaturą...
A kino „Corso”, już w wydaniu dźwiękowym, działało jeszcze przez sześć lat, zostało zamknięte w 1937 roku. Ludzie sfilmowani w tym miejscu pod koniec wojny, na pewno więc nie szukali już pod tym adresem ruchomych obrazów.
Jedna bohaterek „Albumu rodzinnego”, która od zawsze mieszka na Rynku Nowomiejskim powiedziała, że ta scena została nakręcona właśnie w tej części miasta. Głupi nie zapytałem, gdzie dokładnie, jeśli jednak ten cień po lewej stronie jest fragmentem wykusza, musi to być ta kamienica, bo nigdzie indziej przy rynku czegoś takiego po lewej stronie nie ma. W sumie nawet by się zgadzało, bo wcześniej na filmie widać przecież dzbanuszek z obecnych delikatesów, a te są tuż obok. A swoją, drogą – chichot historii – w miejscu skuwanych w 1945 roku niemieckich napisów, po latach pojawiła się reklama Deutsche Banku.
2 komentarze:
Osatnie dwa zdjęcia- rewelacja :D
Historia kołem się toczy;)
Prześlij komentarz