środa, 17 kwietnia 2013

Szklany skarb z Podgórza

Walka o zachowanie starego Torunia to na pierwszy rzut oka beznadziejna robota. O bruk demolowanego właśnie miejskimi planami rozbudowy Chełmińskiego Przedmieścia można sobie głowę rozbić, albo też zedrzeć gardło rzucając słowa na wiatr. Wiatr historii, co rozliczy obecnych gospodarzy miasta z dokonanych zniszczeń? Tam, oraz wszędzie indziej, bo władze Torunia grzeszą przecież pod tym względem również w innych jego zakątkach.
Na szczęście jednak archeologia miejska nie ogranicza się wyłącznie do zmagań z twardogłowym kierowniczym betonem i asfaltem, bo ten wydaje się być oczkiem w głowie toruńskich notabli, którzy najwyraźniej, przy przebudowie ulic, wolą dopłacić, byle tylko pozbyć się odkrytej podczas remontu doskonale zachowanej nawierzchni sprzed stu lat. Tak chociażby zdarzyło się przy okazji renowacji wychodzącego poza linię średniowiecznych murów miejskich odcinka ulicy Kopernika i jeszcze w wielu innych miejscach.
Stop. Tym razem miało być o jasnych stronach Torunia, gniew spowodowany jego dewastacją trzeba zatem odłożyć. Przynajmniej na chwilę, bo w dzisiejszych czasach o całkowitym rozstaniu z nim, marzyć niestety nie można.
Fajnie jest się grzebać w starociach, ponieważ czasami można dzięki temu trafić na skarby. Dosłownie, ponieważ podczas remontu jednego z pomieszczeń domu przy ulicy Parkowej na Podgórzu, z sufitu wysypało się ponad 70 szklanych negatywów sprzed niemal 90 lat. W przenośni, gdyż Adam Karpa, w którego ręce ten skarb wpadł, zamiast szkiełka wyrzucić, czy opchnąć je na Allegro, zaczął szukać sposobu, jak zdobycz zachować i podzielić się nim z innymi. Taka postawa zasługuje co najmniej na złoty medal.
Wieści o skarbie się rozniosły i dzięki temu szklane negatywy, wykonane w międzywojniu w podgórskim atelier Hermanna Spychalskiego, wybudowanym jeszcze w XIX wieku przez Aleksandra Jacobiego należącego do familii toruńskich pionierów fotografii, wylądowały w rękach konserwatorów z Biblioteki Głównej UMK. Ich renowacja właśnie się kończy a po zeskanowaniu, skarb wzbogaci zasoby Kujawsko-Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej. Mam nadzieję, że wcześniej pochodzące z niego rodzynki będzie można również opublikować w „Nowościach”, bo to daje nadzieję na rozpoznanie przynajmniej niektórych anonimów ujętych przez mistrza przedwojennej toruńskiej fotografii, który, wraz ze swoim aparatem, był świadkiem najważniejszych wydarzeń w dziejach stolicy polskiego Pomorza z czasów II RP.
Kilka dni temu, dzięki uprzejmości pracowników BG UMK dostałem pierwszy fragment ocalonego skarbu. Opisałem to w gazecie SENSACJA SPOD SUFITU i teraz szukam sztucznych paznokci. Swoje naturalne obgryzłem już z niecierpliwości, czekając na kolejne zdjęcia. Rany Julek, ile dzięki temu będzie się można dowiedzieć! Wiele wskazuje więc na to, że szykuje się kolejna wielka przygoda. To z pewnością, przynajmniej na jakiś czas, wynagrodzi użeranie się z paranoją bijącą z oblicz zasiadających na najwyższych miejskich stołkach...
Cóż więc mogę jeszcze dodać. Pani i panowie, mistrz Hermann Spychalski, ofiara bardzo skomplikowanego życia na pograniczu w niezwykle trudnych czasach, a może niemiecki szpieg – prezentuje:


Dwaj panowie z szablami i w paradnych mundurach. Siedzą sobie, jak powiedział major Marian Rochniński, specjalista o militarnej przeszłości miasta, najprawdopodobniej gdzieś na tle schronu amunicyjnego przy Okólnej i należeli do 31 pułku artylerii lekkiej.

Niektóre z odkrytych fotografii przetrwały do naszych czasów nienaruszone. Nad innymi biblioteczni konserwatorzy musieli się bardzo napracować nie tylko je czyszcząc, ale także przyklejając odpadłe fragmenty błony fotograficznej. Mimo ich wysiłków negatywy i tak noszą ślady zniszczenia, co moim zdaniem podnosi tylko ich wartość. Tutaj na przykład mielibyśmy do czynienia z kolejnym zdjęciem wojaków, pozujących z całym arsenałem. A tak, kleksy rozkładu świadczą o burzliwych dziejach szklanego skarbu i niezwykłych okolicznościach jego odkrycia. Mimo zniszczeń, w tle za żołnierzami widać w całej okazałości barak z czasów pruskich, który tak bardzo zainteresował szefa Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy (pisałem o tym w gazecie). Swoją drogą, choć baraki poligonowe, w swej znakomitej większości zostały rozebrane jeszcze przed 1920 rokiem, pochodzący z nich materiał przez służył mieszkańcom Podgórza jeszcze przez całe dziesięciolecia, tworząc zaplecze gospodarcze samodzielnego miasta, które w kwietniu 1938 roku zostało włączone do Torunia. Dziadkowie odkrywcy skarbu wspomnieli, że zbudowaną z takiej blachy komórką cieszyli się do 1970 roku. Gdy zaś „szajerek” rozbierali, to i tak znalazł się ktoś, kto materiał odkupił, bo to naprawdę dobra blacha była. A może nadal jest? Wcale bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że budowle z cynkowanej pruskiej blachy falistej nadal gdzieś jeszcze na Podgórzu stoją.

W tym przypadku miejsce wykonania zdjęcia powinno dać się ustalić. Przynajmniej ze względu na tło...

Jak dotąd widziałem sześć zdjęć zeskanowanych i kilka więcej, na kliszach. Choć marsowe miny (na ślad saperów jeszcze nie trafiłem) wojaków i ich sprzęt w tym zbiorze dominują, budząc chyba największe emocje, moim faworytem jest zdjęcie komunijne. Pewnie dlatego, że fotki wojskowe są jak dotąd anonimowe, a tu mamy podpis. Na szkiełku widać nazwisko właścicieli zdjęcia – rodziny Popiołków. Adam, odkrywca skarbu mówi, że jego babcia, dobrze pamiętająca przedwojenny Podgórz, kojarzy pracownika poczty, który się tak nazywał. Niech więc gdzie indziej karabiny i moździerze szczerzą swoje kły, dla mnie prawdziwa przygoda zaczyna się wtedy, gdy obrazek sprzed wieku zaczyna opowiadać swoją historię. Tych kilka, przybliżających do celu literek (czym wypisanych, markerów wszak wtedy jeszcze nie było?) pozwala wzbić się na wyższy poziom metafizyki. Nie przesadzam w tym co napisałem, mistrz Roman Such, twórca „Albumu Rodzinnego” w „Nowościach” również na to zwrócił uwagę.

sobota, 6 kwietnia 2013

Ściana gniewu

Tym razem postaram się mięsem nie rzucać, robiłem to już, gdy opisywałem dramat toruńskiej rzeźni jesienią ubiegłego roku. Tam też opisałem, jak to się stało, że po dużym zakładzie tak niewiele zostało: GRRRRÓÓÓWNO!. Wrzucam tylko zdjęcia – obecne i archiwalne, oraz dołączam kilka relacji sprzed 130 lat. Wszystko to mówi samo za siebie.

Starych budowli przemysłowych w Toruniu można ze świecą szukać. Tym bardziej więc boli widok gruzowiska, jakie zostało po rzeźni miejskiej. Aby doprowadzić zakład do takiego stanu wystarczyło raptem kilkanaście lat, tak Tormięs prezentował się jeszcze w 1999 roku. Proszę popatrzeć, porównać i wyciągnąć wnioski. Na deser dorzucam jeszcze relację z przygotowań do otwarcia rzeźni, jaka ukazała się w „Gazecie Toruńskiej” 2 lipca 1884 roku.

Otwarcie rzezalni miejskiej w Toruniu nastąpi jutro. Od dnia jutrzejszego nie wolno bić w mieście i na przedmieściach bydła rogatego, cieląt, skopów i wieprzy, jak tylko w rzezalni miejskiej. Tam też i dozór co do zdrowia sztuk przeznaczonych na rzeź będzie wykonywał osobny urzędnik miejski. Urządzenie rzezalni jest oczywiście wielką poprawą zdrowotnych stosunków miasta. Oczyści się szczególniej ulica Szewska, głównie przez rzeźników zamieszkana, a w środku starego miasta położona. Życzyćby należało, aby i fabrykacya kiełbas również działa się w rzeźni, a przynajmniej wyszła z piwnic ulicy Szewskiej, którą wyziewami swemi nieznośną czyni. Nadto byłoby z takiego ulokowania fabrykacyi kiełbas pod okiem konkurenta i dozorującego urzędnika to wielkie dobre, że nie pchanoby tam pewniej w kiszki i kiełbasy byle czego, często obrzydliwego i niezdrowego, jak o tem z rozmaitych miejsc często bywają doniesienia, a z sądowych rozpraw niewątpliwe wiadomości.


Otwarcie toruńskiej rzezalni
Cech rzeźnicki w Toruniu wyruszył dzisiaj o godzinie 11 przed południem w uroczystym pochodzie z esplanady ulicą Chełmińską dookoła ratusza i dalej ulicą Szeroką przez Nowemiasto do nowo urządzonej rzezalni nad szosą wiodącą do Lubicza. Na czele orszaku jechał rycerz w średniowiecznej zbroi, reminiscencya dawniejszych urządzeń obronnych w mieście, dalej postępowała kapela, majstrowie rzeźniccy, czeladź w ubiorach masarskich, ucznie wiodący okazałe sztuki bydła opasowego ze złoconemi rogami i wieńcami dokoła piersi a wreszcie, na umajonych wozach rzeźnickich, tuczne wieprze, skopy i cielęta. Pomiędzy poszczególnemi oddziałami orszaku powiewały cechowe chorągwie. Na dziedzińcach rzezalni odbyło się nasamprzód ślachtowanie na próbę. Uroczystość rozpoczęła się przemową rządcy budowniczego Rehberga do nadburmistrza miasta p. Wisselincka i oddaniem mu kluczy. Nadburmistrz wygłosił potem przemowę do zebranych a mianowicie cechu rzeźnickiego, na którą odpowiedział p. Wakarecy, starszy majster w cechu.
Gazeta Toruńska, czwartek 3 lipca 1884.

Toruń jest małym miastem, wszędzie, nawet jeśli się grzebie w przeszłości, można natknąć się na znajomych. Nie wiem, kim był wspominany przez „Gazetę Toruńską” p. Wakarecy, ale sądzę, że chodzi o Aleksandra, który pod koniec XIX wieku wybudował dla siebie dom przy Szosie Chełmińskiej 64. Ten piękny z wieżyczką, niedawno tu opisywany i na fotografii z 1917 roku prezentowany. Swoją drogą, rodzina Wakarecych wciąż jest w Toruniu obecna, z pewnością więc będę miał okazję, aby wątpliwość wyjaśnić i przy okazji kilka szczap drzewa genealogicznego zasłużonej familii, na stronę wrzucić.
Widoczne niżej czarno-białe zdjęcie rzeźni pochodzi z 1912 roku.


Toruńska rzeźnia była kilka razy rozbudowywana. Jedna z takich inwestycji rozpoczęła się w 1908 roku i zakończyła trzy lata później. Pochłonęła 510 tysięcy marek.
„Obecnie rzeźnia jest urządzona wedle wszystkich nowoczesnych wymagań” – chwaliła 29 września 1911 roku „Gazeta Toruńska” donosząc, że obiekt, którego rozbudowa właśnie się zakończyła, był wizytowany przez członków magistratu.

Jeszcze raz to samo, co było na początku. By nie było, że to fotomontaż...

Poza kominem i stertą cegieł, po Tormięsie zachował się jeszcze fragment muru przy ulicy Targowej. Porównanie nasuwa się samo – ściana płaczu. Ja połaziłem sobie jednak nieco po Toruniu, patrząc na to i owo. Dla mnie więc jest to ściana gniewu.

Rozebrany jesienią biurowiec zakładu znajdował się w tej szczerbie, co ją widać przy końcu Targowej.

Pod gruzami najwyraźniej zachowały się jeszcze jakieś podziemia. Tak przynajmniej mi się wydaje, bo pod ocalałym fragmentem muru zauważyłem zakratowane okienko. Dodaję je na koniec, jako kolejny symbol oraz przestrogę dla wszystkich osób za taki stan rzeczy odpowiedzialnych.