niedziela, 30 października 2016

Dobra(?) zmiana czasu

Tik-tak... To tak zamiast puk-puk. 
Nasz zegar stary pogubił się trochę w czasie. Pokazuje godzinę jedną, która zresztą nie jest tak do końca zgodna ze wskazówkami strefy Sarajewo - Zagrzeb - Warszawa, wybija natomiast coś zupełnie innego. Poczekam jeszcze chwilę, aż przejdziemy na czas zimowy i postaram się dojść z nim do ładu. Będzie to taki mały krok w stronę względnego porządku w porównaniu z tym, co działo się sto lat temu, kiedy Toruń wracał do normalności po pierwszej zmianie czasu.
Nikt nas jednak nie goni, więc zacznę od nieco innej historii. Kilka miesięcy temu, przeglądając wydania "Gazety Toruńskiej" z 1887 roku, złowiłem dość intrygującą notkę.
Zegarmistrz toruński R. Schefler przy ulicy Szerokiej nad składem umieścił zegar elektryczny własnej fabryki i ten zimą i latem nocami ma być oświetlany.
Szukając dodatkowych informacji zajrzałem do gazet niemieckich, znalazłem w nich jednak słowo w słowo to samo, tylko po niemiecku. Dalsze połowy nic nie dały, dzięki księgom adresowym udało mi się jedynie ustalić, że Schefler miał na imię Reinhold, a jego zakład znajdował się przy obecnej Szerokiej 20.
Opatrzność czasami czuwa nad poszukiwaczami. Nieco później, przeglądając zbiory Kujawsko-Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej trafiłem na ciekawą pocztówkę z pierwszych lat XX wieku...
Fotograf kątem obiektywu złowił zakład Scheflera, uczynił to zresztą w chwili, kiedy jakiś pracownik zegarmistrza, albo może nawet on sam, zmieniał coś na wystawie. Nie wiem, czy na zdjęciu widać pierwszy elektryczny zegar w Toruniu, przyznać jednak trzeba, że reklama zakładu jest oryginalna i gustowna.
Różni się to dość mocno od obecnego wyglądu głównej ulicy toruńskiej starówki...
W tamtych czasach na starówce rosło znacznie więcej drzew, najbardziej reprezentacyjne trakty miasta nie znały zaś zjawiska buddyzmu, czyli zastawiania ich budami z pseudopamiątkowym badziewiem, co niestety obecnie jest dość nagminnie stosowaną praktyką.
Dobra, ale tym razem to nie o bałaganie w przestrzeni miała być mowa, lecz o zamieszaniu w czasie. Jego zmianę z zimowego (normalnego) na letni po raz pierwszy wprowadzili Niemcy w nocy z 30 kwietnia na 1 maja 1916 roku. Pomysł się nie spodobał, chociaż - co było dość zaskakujące - w polskiej prasie ta reforma przeszła praktycznie bez echa. "Gazeta Toruńska" notkę na temat umieściła z kilkudniowym opóźnieniem, przedrukowując zresztą opublikowany jeszcze przez zmianą tekst z "Ziemianina".
Wedle rozporządzenia Rady Związkowej dzień 1 maja 1916 roku rozpoczął się już o godzinie 11 w nocy 30 kwietnia. Czas przyspieszył się o godzinę, zegary więc wszystkie wedle tego ustawiono. Liczne bardzo otrzymujemy zapytania, jak mają urządzić się gospodarze, czy prace o godzinę wcześniej rozpoczynać, kiedy kończyć i jak wobec tego „nowego czasu” postąpić. Rada nasza jest prosta: nic nie zmieniać.
Tekst jest długi i traktuje głównie o tym, że człowiek pracujący na roli musi się trzymać zegara niebieskiego, na podobne fanaberie nie zwracając uwagi. Mimo wszystko Ordung muß sein, zatem wiosną 1916 roku przesunięto wskazówki wszystkich zegarów, również tych kościelnych.
Znalazłem jeszcze opublikowaną nieco później informację o tym, że jakiś sąd w Niemczech usprawiedliwił pewnego obywatela, który z powodu zmiany czasu spóźnił się na rozprawę. Latem zmiana czasu wymusiła korektę przepisów dotyczących zwolnień dzieci szkolnych z powodu upałów. Odbyło się to bez zbędnych ceregieli, punkt pomiaru temperatury został po prostu przesunięty o godzinę.
Po pierwszych zawirowaniach czasowych świat wrócił do normy na przełomie września i października 1916 roku. Odbyło się to bez fajerwerków. Toruńska prasa tym razem poinformowała jednak o zmianie ze stosownym wyprzedzeniem.
„Z powodu zmiany tak zwanego czasu latowego w nocy z 30. września na 1 października nastąpi także zmiana w komuni kacyi kolejowej. Kto zatem w nocy na 1 października zamierza podjąć ważniejszą podróż, postąpi przezornie, jeśli poprzednio poinformuje się na kolei o czasie odjazdu pociągów.”
Proszę zatem kontrolować zegary. W Toruniu co prawda sporo jest takich, które stoją w miejscu, lub działają według zasad, które nigdzie indziej nie są stosowane, jednak wpatrując się w tarcze i wskazówki, często można znaleźć klucz do bardzo ciekawej historii.
 
     

sobota, 8 października 2016

Rondo Heleny Grossówny

Uff, wreszcie się udało. W czwartek toruńscy radni miejscy klepnęli rondo Heleny Grossówny. Starania o to, aby królowej przedwojennego srebrnego ekranu poświęcić kawałek przestrzeni w jej rodzinnym mieście trwały sześć lat.
Na zdjęciu Grossówna na okładce tygodnika "Kino" z 1937 roku i ze zbiorów pana Krzysztofa Trojanowskiego, który o upamiętnienie Grossówny zabiegał.
Pan Krzysztof najpierw zaproponował, aby Grossówna została patronką bezimiennego wtedy ronda przy ul. Mickiewicza. Pomysł się gospodarzom miasta spodobał i... utknął na mieliźnie zapomnienia.
Na zdjęciu Helena Grossówa w operetce „Piękna Carrena” („Noc w San Sebastian”) Ralpha Benatzky`ego w reżyserii Witolda Zdzitowieckiego wystawionej na deskach toruńskiego teatru w kwietniu 1931 roku. Fotografia ze zbiorów pana Krzysztofa.
Grossówna urodziła się na Mokrem 25 listopada 1904 roku. Półtora roku później, wraz z przyłączeniem Mokrego do miasta, stała się więc mieszkanką Torunia. Udało nam się znaleźć dom, w którym mieszkała - stoi on do dziś na rogu dawnej ul. Wodnej (dziś PCK) i Głowackiego.
Adres przy Wodnej wspominany jest w Toruniu do dziś. Okazało się jednak, że dom przy PCK 30 nie jest tym, w którym przyszła gwiazda się urodziła. Nikt z nas by tego nie wiedział, gdyby nie pani Elżbieta Komassa, szefowa biblioteki w szkole przy Łąkowej, gdzie w 1911 roku Helena rozpoczęła edukację (a ja zrobiłem to samo, w tym samym miejscu 74 lata później;-).
Pani Komassa znalazła spis uczniów z początków XX wieku, a w nim panią Helenę zameldowaną przy Lindenstraβe 71, a więc przy obecnej ul. Kościuszki i to dość daleko, za młynami. To ci psikus...
Ten dom się nie zachował, został zburzony przy okazji przebudowy ul. Kościuszki w latach 70. Na szczęście wcześniej zdążył go sfotografować pan Andrzej Kamiński. Pierwszy dom Grossówny to ta chałupka z dwuspadowym dachem, częściowo zasłonięta przez ciężarówkę.
Grossowie mieszkali tu do jakiegoś 1920 roku, później przeprowadzili się na Wodną, skąd pani Helena ruszyła na podbój teatralnych scen i kinowych ekranów.
W miejscu pierwszego domu ze dwa lata temu powstało rondo, pomyśleliśmy więc, że byłoby idealnym miejscem dla Grossówny. Pan Krzysztof złożył wniosek, przewodniczący Rady Miasta poprzedniej kadencji odesłał jednak pismo na półkę. Rada się zmieniła, pan Krzysztof spróbował zatem po raz trzeci, adresując pismo do obecnego przewodniczącego Marcina Czyżniewskiego. Wniosek przeszedł szybko i bez żadnego problemu.
Mam nadzieję, że fala sukcesu wpłynie również na fundatorów tablicy pamięci Grossówny, która została w 2009 roku umieszczona na ścianie toruńskiego "Naszego kina". Kina już nie ma, pod zapomnianą tablicą balują pijaczkowie. Tablica już dawno powinna zostać przeniesiona, ale jakoś przyrosła do ściany i nie można jej ruszyć, co bardzo martwi m.in. syna Heleny Grossówny pana Michała Cieślińskiego, który bywa w Toruniu częstym gościem.
Grossówna zapewne pojawi się na rondzie w swoje urodziny. Fajnie by było, aby przy okazji w księgarniach pojawiła się również biografia aktorki. Prace nad nią trwają. Po wielu perturbacjach powinna się ukazać w przyszłym roku.
Proponuję umilić sobie czas oczekiwania kilkoma piosenkami z panią Heleną w roli głównej.
Jeszcze jeden kawałek z "Pawła i Gawła" z 1938 roku.
Słynna piosenka bez Grossówny, ale o niej. Z filmu "Piętro wyżej" (1937 r.).
Coś do tańca...
I coś na pamięć. Oba ostatnie kawałki to fragmenty "Zapomnianej melodii" z 1938 roku.

Pociąg odjechał. Dworzec również

Zdjęcia z wjazdu pierwszego pociągu na Dworzec Północny nikomu z miłośników dawnego Torunia przedstawiać nie trzeba. Fotografia wykonana 28 lutego 1910 roku przy okazji otwarcia linii kolejowej do Czarnowa jest bardzo popularna. Z pewnością jednak trzeba by było przedstawić zdjęcie pierwszego pociągu na dworcu w Czarnowie. To ten sam obrazek. 
Znane zdjęcie na pewno nie zostało zrobione na Dworcu Północnym, ale właśnie w Czarnowie. Wszelkie wątpliwości pod tym względem rozwiewa piękne zdjęcie stacji czarnowskiej z przełomu lat 20. i 30. ubiegłego stulecia. Znajduje się ono w zbiorach Powiatowej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Chełmży. Dzięki uprzejmości jej pracowników mogłem ozdobić nim jedną ze swoich gazetowych stron ze starociami.
Jak wygląda zdjęcie z domniemanego Dworca Północnego, każdy widzi. A obrazek dworca w Czarnowie, wraz ze stosownym opisem, można znaleźć tutaj.