poniedziałek, 30 maja 2011

Na progu Bolszewji

Gryzie mnie fascynacja granicami, szczególnie tymi dawnymi. Niedawno miałem okazję przejść się szlakiem tej dzielącej pod Toruniem zabory, teraz proponuję wycieczkę nieco dalej. Mój mistrz, redaktor Roman Such, miłościwie panujący na „Albumie rodzinnym”, jednej z najbardziej poczytnych stron „Nowości”, dotarł kiedyś do skarbów Józefa Szostkiewicza, fotografa przedwojennego toruńskiego 4 Pułku Lotniczego. Widziałem ten zbiór starych fotografii, mój Boże, czego tam nie ma! Lotnicy podczas Wigilii (zdjęcie bardzo grupowe, ale tak doskonałe, że niczym na ołtarzu Wita Stwosza, na twarzach sfotografowanych można wyczytać wszystkie grymasy). Zdjęcia z powietrza – lecących obok samolotów i miejsc oglądanych z lotu ptaka... Niech ktoś kiedyś z współczesną cyfrówką wsiądzie do aeroplanu z otwartą kabiną i spróbuje w locie zrobić równie dobre foto! Widoki Torunia (choćby Bramy Bydgoskiej, w którą tuż przed zburzeniem na początku lat 20. uderzył tramwaj), obrazy naszego lotniska... To też jest skarb, przed wojną przecież było to jedno z najważniejszych miejsc, w których Polska rozwijała skrzydła. Żeby daleko nie szukać, było to pierwsze polskie lotnisko, na którym wylądowali bracia Bolesław i Józef Adamowiczowie, drudzy Polacy, jacy po Stanisławie Skarżyńskim, przelecieli Atlantyk. Wystartowali spod Nowego Jorku 28 czerwca 1934 roku, na toruńskiej murawie siedli trzy dni później myląc ją jednak z lotniskiem mokotowskim. Swoją drogą trudno było się tu chyba pomylić, w albumie Szostkiewicza widziałem nasze lotnisko z usypanym na trawie wielkim napisem Toruń... Wydarzenie było jednak sensacją kontynentalną, z utęsknieniem czekam więc, aż Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa wzbogaci swoje zbiory o toruńską prasę z 1934 roku, od słynnego lądowania dzielą ją jeszcze dwa lata...
Zdjęć z wizyty polonusów w sezamie Szostkiewicza nie ma, są jednak inne z życia toruńskich lotników. Z życia, a czasem i śmierci, w tamtych czasach Kostucha miała przecież skrzydła równie szerokie, jak samoloty. W kolekcji fotografa jest nawet reprodukcja obrazu, na którym widać pilota i Śmierć dzielącą z nim miejsce w kokpicie. Poza fotką bramy z napisem „4 Pułk Lotniczy”, są więc tu fotografie roztrzaskanych maszyn (jedna jest wbita w hangar. Początkujący pilot zaliczył twarde lądowanie, ale przeżył). Jest też zdjęcie pociągu obładowanego samolotami, którym maszyny jechały na manewry do Lidy...
No właśnie, kresów widać tam sporo, bo Szostkiewicz towarzyszył też ekipie wytyczającej po traktacie ryskim wschodnią granicę II RP. Jego aparat utrwalił więc piękne obrazki sztetli i pyszne widoki fortec kresowych – rezydencja Radziwiłłów w Nieświeżu robi niesamowite wrażenie, gdy patrzy się na nią z wysoka!
Pan Roman pozwolił skorzystać ze swojego skarbca. Oto więc kilka wyjątkowych obrazków z narodzin wschodniej granicy przedwojennej Polski. Tak powstawał rów, kopce i słupy oddzielające Rzeczpospolitą od Bolszewji – ten podpis jest fantastyczny, prawda?


Tak się wtedy rysowało mapy...
A tak się je wyznaczało.

niedziela, 29 maja 2011

Bydgoskie od święta

Bydgoskie Przedmieście to taki toruński Montmartre. No, może coś więcej, w latach międzywojennych Witkacy odwiedzał wszak swoją matkę w Toruniu, a nie w Paryżu. Cudna dzielnica, nabita ciekawostkami po uszy! Powstała na przełomie XIX i XX wieku, jako najbardziej elegancka w mieście. I była taką do 1945 roku... Później jednak została zadeptana i zapluta przez władze socjalistyczne. Rok 1989 specjalnie jej nie pomógł, choć znajduje się rzut kamieniem od starówki i cieszy się większą od niej liczbą budynków wpisanych do rejestru zabytków, wciąż jest ziemią nieznaną, której podziwiające Toruń wycieczki, nie odwiedzają. Trudno się temu dziwić, obecny gospodarz miasta, zamiast wydobyć z dołka, pogrąża ją jeszcze bardziej. Na dowód mogę podsunąć należącą do miasta kamienicę przy Bydgoskiej, tą z „rybimi łuskami” i kominkiem w korytarzu. Fotografowałem ją jakiś rok temu, mogę sfotografować raz jeszcze, bo przez ten czas się zmieniła. Niestety – na gorsze.
W wielu budynkach na Bydgoskim mogą powstać wspólnoty, które się nimi zaopiekują, miasto jednak mnoży przeszkody. Nie zgadza się na wykup budynków, ciągle też dokwaterowuje lokatorów socjalnych, a ci przeważnie uroki tego miejsca mają w nosie.
Marian Frąckiewicz (SLD), przyjaciel prezydenta Zaleskiego i obecny przewodniczący Rady Miasta, uzdrowienie Bydgoskiego uczynił jednym z głównych haseł swojej ostatniej kampanii wyborczej. Trudno w Toruniu znaleźć samorządowca z większym stażem, zaczynał jeszcze w czasach Miejskiej Rady Narodowej. Ile dobrego przez te dziesięciolecia można było zrobić dla Bydgoskiego Przedmieścia? A ile się zrobiło?
Na szczęście dla dzielnicy, upomnieli się o nią mieszkańcy. Przeważnie młodzi, którzy dostrzegli jej zalety i postanowili tu zamieszkać. Ich zasługą jest m.in. święto Bydgoskiego, którego druga edycja odbyła się 21 maja. W jego przygotowanie włączyło się ponad 30 organizacji samorządowych...
Nie mogło mnie tam zabraknąć! Zanim jednak się we wszystkim zanurzyłem, pochłonęła mnie archeologia miejska. Od państwa Tokarskich dostałem jakiś czas temu kolekcję przedwojennych zdjęć, które zrobił Bogusław Magiera i jego przyjaciel, Józef Wiśniewski, pracujący wtedy w Pomorskiej Dyrekcji Kolei. Ten ostatni pofotografował swoich kolegów z pracy, w tym jakiegoś człowieka – najpierw przy placu Teatralnym, na tle mapy pomorskiego węzła kolejowego, a później na jakimś balkonie. Puściłem te zdjęcia w gazecie, umieściłem na stronie i... Balkon udało się zidentyfikować! Bardzo dziękuję wszystkim, którzy się do tego przyczynili. Jeżeli ten urzędnik nie został sfotografowany jako gość, musiał mieszkać w kamienicy przy Mickiewicza 1/3/5. Przepysznej ozdobie tej ulicy!
Podobnych balkonów tym budynku jest niewiele, więc w zasadzie, sprawdzając adres, łatwo by było ustalić tożsamość tego człowieka. Niech to jednak cholera, przedwojenne toruńskie księgi adresowe są ułożone według nazwisk. Skoro jednak udało się odnaleźć tak wiele... Pewnie uda się też temu panu przywrócić imię i nazwisko.



Zdjęcie zostało zrobione z odkrytego balkonu na wysokim piętrze. Jak widać na tej fotce i następnej, takie odkryte balkony należą tu do rzadkości. Urzędnik stał więc chyba tu, bo tylko stąd widać trójkątny daszek. Mam jednak wątpliwości związane z gmachem widocznym w tle. Wyłożyłem je niżej.
Kamienica jest imponująca i teraz dość trudno ją fotografować. Wielka, a do tego jeszcze gęsto obsadzona zielenią. Tu jednak widać szczycik, którego dachówki widać najprawdopodobniej za plecami urzędnika.
Kolumny pasują, szczycik również. Mam jednak kłopoty z zorientowaniem tego widoku. Co to za budynek widać w tle? Ten, w którym po wojnie zamieszkał profesor Leonard Torwirt?
Tuż obok można zobaczyć obiekt równie interesujący. Szkoda tylko, że w tak tragicznym stanie... To secesyjne cudo narodziło się na deskach kreślarskich wiedeńskiej pracowni Fellner&Helmer, tej samej, która Toruniowi dała budynek Teatru Miejskiego, Odessie gmach opery, teatr Czerniowcom... Kamienica należała do rodziny Kuczyńskich (dziś jest zdaje się w rękach ich spadkobierców i na tym polega jej nieszczęście, bo ci nie mogą się dogadać). Nigdy nie byłem wewnątrz, ale na stronie Stowarzyszenia Bydgoskie Przedmieście można znaleźć kilka fotek. Generalnie lepiej ich nie oglądać, bo trzeźwo myślącemu człowiekowi mogą zaszkodzić. Jak można tak zapuścić coś takiego?!
Budynek jest ciekawy także dlatego, że w międzywojniu na pierwszym piętrze mieścił się tu konsulat Belgii. Wspominałem tu już o dawnym konsulacie Rzeszy, to była druga placówka dyplomatyczna dawnego Bydgoskiego. Jak podaje Wikipedia, krajanie Poirota opiekowali się stąd m.in. Polchemem, fabryką chemiczną założoną w dwudziestoleciu wspólnie z Polakami. Tuż przed wybuchem wojny Belgowie, czując zbliżającą się z zachodu i północy burzę, odsprzedali Polakom swoje udziały. Nie muszę dodawać, że torunianie zrobili na tym raczej kiepski interes...


Park, podczas święta, znów zajęli artyści. Szczególnie ci ekologiczni, alejki stały się główną sceną Land-Artu. Zdjęć zrobiłem tu jednak niewiele, gdy tam łaziliśmy, chyba ze trzy razy oberwała się chmura. Mimo to fajnie było... Na fotografii labirynt zbudowany z 200 słomianych klocków. To dzieło największe uznanie zdobyło wśród najmłodszej publiczności.
Ślimaki ostrzeżenia posłuchały i wszystkie uciekły...
Co to za ptak, który wkrótce przyleci do nas z Egiptu i nigdy by się nie najadł z płytkiego talerza? Twarzy Poli Raksy nigdzie tu nie widać, więc nie jest to „Szatan z siódmej klasy”. To kamienica przy ulicy Kujota 2 (obok dawnego komisariatu, już przeze mnie opisywanego), też piękna.

Jak miło jest pisać o Bydgoskim w czasie teraźniejszym! Jak fajnie by było pozytywnie mówić o nim w czasie przyszłym! Po czas przeszły również sięga się w tym wypadku bardzo ciekawie, bo przeszłość ta dzielnica ma imponującą. Nie brakuje tu jednak sytuacji, których stan teraźniejszy jest przygnębiający i niebawem stanie się czasem przeszłym. Oto kamienica przy Mickiewicza – jedna z kilku przeznaczonych do rozbiórki...
Bardziej właściwych słów, bo opisać to podwórko, chyba nie znajdę. Skorzystam więc z tego, co napisałem w gazecie.
Czym może pachnieć brama starej kamienicy? Hm, może bezpieczniej będzie się w te sprawy zbytnio nie zagłębiać? A jednak warto spróbować! W sobotę przy ul. Mickiewicza 142 pachniało na przykład herbatą. W zasadzie całą herbaciarnią, podczas święta Bydgoskiego Przedmieścia otworzyła tu swoje podwoje kawiarenka sąsiedzka. W bramie, poza parującymi czajnikami, zmieścił się jeszcze regał pełen książek tymczasowej czytelni, na bruku podwórka gospodarze ustawili krzesła i stoły - w tym jeden pełen ciast i innych przysmaków. Nad brukiem natomiast na linkach, poprzypinane spinaczami do bielizny, zawisły zdjęcia. Kawiarnia, czytelnia i galeria w jednym. Zaskakujące? Tego dnia na Bydgoskim równie interesujących miejsc było sporo.
Przy okazji – gospodarze swoją cudną kawiarenkę i czytelnię, w której znalazłem „Rumunię, podróże w poszukiwaniu diabła”, tak przeze mnie poszukiwane, nazwali „Żandarmerią”. Wieść gminna niesie, że w tej kamienicy mieścił się w czasach pruskich posterunek żandarmerii, w źródłach jednak jego śladów nie można odnaleźć. Może ktoś wie coś na ten temat?


Główną kwaterą naukową święta był budynek dawnego kasyna ułanów przy Mickiewicza 121. Pamiętam go z czasów socjologicznych. Prezentuje się bardzo okazale, czego nie można powiedzieć o sąsiednich koszarach, którym kiedyś służył. Dawniej kwaterowali w nich ułani, magistrat zorganizował w nich mieszkania socjalne...
Dawno tu nie byłem. W miejscu, z którego robiłem zdjęcie, stały wtedy jakieś budy. Takie zwykłe, z pewnością nie miały nic wspólnego z Buddym Holly. Od czasów socjologii, zameldowały się tu jednak stosunki międzynarodowe, teologia i wreszcie historia sztuki. Kolejnym właścicielem? Uniwersytet chce się budynku pozbyć, kupca chyba jeszcze nie znalazł.
W czasach Studium Wojskowego na honorowym miejscu w tym budynku spoczywało popiersie generała Świerczewskiego. Gdy wiatr historii zmienił kierunek na zachodni, studenci odbili generałowi gipsowy nos i uszy, a samo jego popiersie trafiło do lamusa. Później zamieszkało pod moimi kolejnymi dachami. Na ogół stoi na szafie w charakterze krasnala ogrodowego. Ze względu na małe przemeblowanie małego pokoju, teraz wylądowało bliżej ziemi. Niebawem jednak znów wróci pod sufit.

czwartek, 26 maja 2011

Tramwaj zwany przypomnianym

Po wtorku po-Tworku dotarłem w środę do redakcji. Zasiadłem za biurkiem, od którego tak chętnie się na ogół odrywam... Zadzwonił telefon, podniosłem więc słuchawkę, którą również jakoś ostatnio przytulam do ucha z pewną nieśmiałością. Zdębiałem jednak, gdy odezwała się w niej pamiętająca przedwojenny Toruń Czytelniczka „Nowości”, oraz... mojej „Piątej strony”. Dostałem nieco po łbie za nieścisłości tam ulokowane. Pani zwróciła m.in. uwagę na to, że przedwojenne, wojenne i tużpowojenne toruńskie tramwaje były zimnożółte. Bez błękitu, o którym wspominałem. Dziękuję za cenne wskazówki, proszę jednak wziąć pod uwagę to, że ja tych barw nigdy na żywo nie widziałem.
Kolory znam tylko z przekazu, na świat zacząłem patrzeć 30 lat po tym, gdy film Magiery został nakręcony. Wtrącając więc do czarno-białego świata inne barwy, opierałem się na relacjach. I na niemieckim filmie propagandowym z wiosny 1943 roku, na którym widać toruński tramwaj żółty i... niebieski?
Ta sama pani zwróciła też uwagę na to, że przed wojną „czwórka” nie kursowała przez most.
Co zgadza się z przedwojennym rozkładem jazdy, na którym „czwórki” nie widać. Przez most, od ulicy Wybickiego, jeździła wtedy „trójka”.
Ja jednak pamiętam podróżującą mostem „czwórkę” – tu na zdjęciu pana Andrzeja Kamińskiego...
... której drewniane ławki wyglądały zupełnie tak samo, jak przed wojną.
Przy okazji wyprostować też muszę zdjęcie kolejowe. Na początku myślałem, że widać na nim Krowi Mostek, czytelnicy zwrócili jednak uwagę na przejście pod torami prowadzącymi do Czarnowa. Znajdowało się ono przy obecnej ulicy Gagarina, na wysokości najdłuższego chyba bloku w Toruniu. Inni jego świadkowie wspominają jednak, że było ono znacznie mniejsze...
Tamta linia wygląda raczej na magistralę, mostek znajduje się więc pewnie gdzieś na dawnej trasie Berlin – Królewiec. Widać na nim ludzi sfotografowanych także przed domem, a ten na pewno stoi przy poniemieckiej stacji. Tymczasem linia do Czarnowa była skromna, jednotorowa. Widziałem jej tylko nędzny fragment ginący w trawie kawałek za Dworcem Północnym (te wrażenia też są już zresztą archiwalne). Nie załapałem się na stację Toruń Szkolna (Schulstrasse), Sienkiewicza, zwaną też Dworcem Zachodnim, bo ta została rozebrana nim się urodziłem. Stała przed obecną Od Nową. Po budynku nie został ślad (nawet na zdjęciach), wiąż jeszcze jednak trzymają się drzewa, jakie obok niego rosły. Będzie trzeba przejść się tam kiedyś z aparatem i zestawić stare z nowym.
Dworca nigdy nie widziałem, mam jednak fotkę, która została zrobiona przed nim. Bardzo dziękuję panu Andrzejowi Kamińskiemu, który się swoim zdjęciem podzielił. 40 lat temu wylotu ulicy Sienkiewicza zobaczyć nie mogłem, dzięki fotografii, mogę jednak spróbować go sobie wyobrazić.


To zdjęcie również zrobił pan Andrzej. Pociąg wyjeżdża, lub zbliża się do torowiska przy Dworcu Zachodnim na tle hotelu asystenckiego, który na zdjęciu powyżej dopiero się chyba buduje.

niedziela, 22 maja 2011

Podziemie tramwajowe

Przy okazji święta Bydgoskiego Przedmieścia wpadłem do muzeum komunikacji miejskiej, które mieści się w głębokich piwnicach biurowca przy zajezdni tramwajowej. Nigdy wcześniej tam nie byłem i bardzo tego żałuję, bo zbiory ta instytucja ma imponujące! Począwszy do podków (wersje letnie i zimowe) koni ciągnących pierwsze tramwaje, które 120 lat temu wyjechały z tego miejsca na miasto, przez dziesiątki pamiątek przedwojennych, wojennych, o tych późniejszych nie wspominając. Poza wyposażeniem konduktorów, motorniczych i samych tramwajów, są tam dziesiątki bardzo ciekawych zdjęć. O pani kustosz również muszę się wrazić z uznaniem, bo wiedzę ma imponującą! Z przewoźnikiem miejskim związana jest od 50 lat, posiedziała też sporo nad źródłami i antykami, bo komunikacyjna prehistoria również nie jest jej obca. Przykład? Proszę bardzo: ile dziennie zżerał koń ciągnący jeden z pierwszych toruńskich tramwajów? 21,6 kilograma paszy. Z jej składu zapamiętałem tylko owies i sieczkę, ale poza nimi było coś jeszcze. Kto ciekawy, niech sam pójdzie posłuchać, na pewno nie pożałuje. Muzeum nie jest jednak ogólnodostępne, swoją wizytę trzeba wcześniej zapowiedzieć. Polecam więc stronę toruńskiego MZK, a na niej telefoniczny numer centrali, bądź sekretariatu.
Piękna rzecz, rozkład jazdy toruńskich tramwajów ważny do 15 grudnia 1936 roku...
Tabliczki z trasami tramwajów, pamiątka z czasów okupacji. Czasy się zmieniły, szlak został ten sam, „dwójka” nadal kursowała między Bydgoskim Przedmieściem i dworcem kolejowym na moim Mokrem...
„Trójka” jeździła wtedy między Szosą Chełmińską i placem Bankowym (dziś Rapackiego), którego patronem był podczas okupacji autor hymnu NSDAP. Pardon, że zdjęcie trochę nieostre, ale w muzeum jest dość ciemno, a mi się zepsuła lampa w aparacie. Innej, choćby takiej Aladyna, akurat pod ręką nie miałem;)
Spluwanie w tramwaju wzbronione. Takie tabliczki by się dziś przydały na ulicach.
Kto pamięta jeszcze teleksy? Ja jednak najbardziej zachorowałem na ten czarny telefon po prawej stronie. Zawsze chciałem taki mieć...
Muzeum MZK ma wiele eksponatów, sporo zdjęć, nie ma jednak filmu. Wyprawę do zajezdni przy Siekiewicza uzupełniam więc kilkoma klatkami z przedwojennej wycieczki Bogusława Magiery. Oto jedna z moich ulubionych scen naszej czarno-białej perełki z panem Bogusławem i drzemiącym obok konduktorem „jedynki”. W tle widać fragment rozkładu jazdy i zawieszoną na oknie reklamę.
Przy okazji dodam do tych czarno-białych klatek nieco kolorów. Pani Jadwiga opowiada, że drzewa przy Szopena kwitły na przemian, na biało i czerwono. Poza tym tramwaje były żółto-niebieskie. To dziś w Toruniu widać, bo MZK wraca do tradycyjnych barw, maluje tak przebudowane własnymi siłami wagony. Kolory nie są jednak tak do końca tradycyjne, bo przed wojną były podobno zimne, a teraz są one cieplejsze.
Tramwaj jedzie sobie więc ulicą Chopina...
... i wjeżdża na plac Bankowy, a tam widać „czwórkę”, która właśnie zjeżdża z mostu. W prawym rogu wystaje poza tym fragment gazowni, która zbombardowana przez niemieckie lotnictwo już po zajęciu miasta przez sowietów, została rozebrana. Dziś w jej miejscu rosną drzewa i płynie uryna. Oficjalnie jest to dolinka westchnień, faktycznie jednak – wychodek, jeden z największych na starówce.

piątek, 20 maja 2011

Widziałem Orła cień...

Arabowie podróżowali po świecie wyobraźni przy pomocy latających dywanów. Ludzie Zachodu, nieco zapóźnieni, swój odpowiednik tego środka transportu wymyślili dopiero pod koniec XIX wieku. Zamiast dywanów, rozwijali jednak ekrany kinowe. W dawnym Toruniu takich miejsc, w których utęsknione dusze przenosiły się bardzo daleko, było wiele. Jedna z najświetniejszych świątyń X muzy mieściła się przy Strumykowej - terkot projektora słychać tu było przez ponad 80 lat. Kino Orzeł zostało zamknięte jakieś trzy lata temu, jego szyld zniknął jednak dopiero wiosną tego roku. Pluję sobie w brodę, że go nie sfotografowałem! Dziś nie mogę już tego błędu naprawić, cała elewacja budynku kryje się bowiem pod folią, tak bardzo, że nie ma już sensu kierować w jej stronę obiektywu. Szyldu zresztą już pod nią nie ma (wiem, bo zajrzałem przez dziurę). Na Królowej Jadwigi, obok sklepu piekarni Bartkowskich, wciąż wisi jednak jeszcze gablota reklamowa kina Orzeł. Poza tym mam również przedwojenne foldery filmowe. Przyszły Orzeł był wtedy Asem toruńskiego srebrnego ekranu...
O „Niewidzialnej rywalce” wiem tylko tyle, ile można wyczytać z tego folderu. W internecie udało się wyszperać jeszcze to, że film pojawił się na ekranach w 1939 roku. W kinie Orzeł nikt już na ten temat nic nie powie, kto ciekawy, może jednak zadzwonić do kona As – telefon 1264. Może ktoś odpowie...

W tamtych czasach ekran kina „As” pełen był bohaterów. Nie zabrakło na nim również Errola Flynna. W tej roli, na tej stronie „Bohater naszych czasów” już jednak raz wystąpił...

Nie wiem kiedy „Doktór Murek”, który swoją premierę miał w kwietniu 1939 roku, trafił na ekran kina przy Strumykowej. Pamiętam jednak, że jego folderek również już się na tej stronie prezentował.



O tym filmie nie wiem nic poza tym, co wydrukowano w opisie. Ten mnie jednak zaczarował. „Na wodach Morza Śródziemnego, ku którym skierowany jest obecnie wylękły wzrok świata...” Coś takiego, pod koniec lat 30. ukazało się w Toruniu, stolicy województwa Pomorskiego, które obejmowało korytarz, jakiego domagał się Hitler, Westerplatte, Gdynię i Hel...
Przy okazji przypomniał mi się też film, który oglądałem ponad 20 lat temu. Ciekawy, bo nakręcony przez Amerykanów jakieś 80 lat temu. Zaczynał się na dworcu kolejowym w Wolnym Mieście Gdańsku. Obywatel USA siedział w przedziale i spożywał pomarańczę. Razem z tym co dobre, pożarł jednak również jej pestki. Żując owoc, zastanawiał się wiec, jak się tego balastu pozbyć. Postanowił te pestki wypluć za okno, traf chciał jednak, że niechcący opluł przy okazji jakichś Niemców. Ci wparowali do stojącego na peronie wagonu, Amerykanina wzięli jednak w obronę polscy oficerowie, którzy mieli zamiar podróżować tym samym pociągiem. Tak, według reżysera, który chwycił za kamerę przed niemieckim atakiem na Westerplatte, rozpoczęła się II wojna światowa. Później były scenki znane chociażby z „Mad Maxa”, walka o paliwo jakoś w latach 70... Ten film mi spokoju nie daje, bo widziałem go strasznie dawno temu i dziś nie mogę odnaleźć. Czy ktoś zna może tytuł i reżysera?