piątek, 26 listopada 2010

Marwin-Film: narodziny i upadek celuloidowej gwiazdy

Oto wszystko, co udało się wyciągnąć na temat pierwszej toruńskiej wytwórni filmowej Marwin-Film, która wzbiła się na nadwiślańskie niebo połowie 1929 roku i spadła z niego w roku 1930. Na „wszystko” składają się notatki ze „Słowa Pomorskiego”, do których dotarł pan Bohdan Orłowski, autor strony oToruniu.net, oraz niezwykle cenne i unikatowe zdjęcia pani Jadwigi Tokarskiej, której ojciec – Bogusław Magiera – był jednym z aktorów jedynego przedwojennego toruńskiego filmu – „Panienki z chmur”. Poza nim udało się zidentyfikować jeszcze jednego artystę tej wytwórni – Zygmunta Wielgoszewskiego, jego zdjęcia również będą dalej do zobaczenia. Cała reszta zespołu, może poza kamerzystą Stanisławem Witkiewiczem, nadal jest milczeniem... Ale mam nadzieję, że może kiedyś potomkowie tych ludzi przemówią!
Dwie fotografie poniżej, to dwa nieliczne ślady „Panienki z chmur”, które – dzięki pani Jadwidze - zachowały się do naszych czasów. Oba (na pewno pierwsze) najprawdopodobniej zostały zrobione w pałacu Pluskowęsach. Na drugim, po lewej stronie, pierwszy raz pojawia się ojciec pani Jadwigi – Bogusław Magiera. Dobrodziej, który przekazał nam filmowy obraz przedwojennego Torunia.


Nowa wytwórnia filmowa
Jak nas informują, technik filmowy p. B. Marwiński, który po kilkoletnich studjach i praktyce zagranicą powrócił, zakłada na terenie w parku Wiktorji atelier i wytwórnię filmową. Zdolność i długoletnia praktyka ręczą za artyzm filmów, które z zagranicą będą mogły konkurować. Pan B. Marwiński wybrał za pole pracy właśnie Toruń, gdyż jest Pomożaninem i stosunki ekonomiczne i etnograficzne odpowiadają mu najbardziej do wykonania zamiarów.
„Słowo Pomorskie” 21 lipca 1929 roku.
"Słowo Pomorskie” z 28 lipca 1929 roku.
Kurs filmowy
otwiera się przy nowo założonym atelier filmowym wytwórni Marwin-Film celem wykształcenia na aktorów i techników filmowych na sposób amerykańsko – niemjecki. Informacji udziela i zgłoszenia przyjmuje się od 25 do 31 bm. w parku Wiktorji od godz. 17 do 20-ej.
„Słowo Pomorskie” 28 lipca 1929 roku.

Słowo Pomorskie, ogłoszenie z 11 września 1929 roku.

Jak się robi film?
W niedzielę 15 bm. na Wiśle w Toruniu odbędą się regaty urządzone przez miejscowe kluby wioślarskie specjalnie do zdjęć filmowych dla miejscowej wytwórni Marwin-Film, do nakręcanego przez nią filmu p. t. „Serce i kobieta”. Nakręcanie odbywać się będzie w godzinach od 12 do 15-ej. Każdy więc będzie mógł zbliska przyjrzeć się, jak się robi dla filmu zdjęcia t. zw. plenerowe (en plein air).
„Słowo Pomorskie” 15 września 1929 roku.
Z toruńskiego Hollywood
A jakże! Jest takie w Toruniu, jakby miniatura Hollywood`u, a może zalążek istotnie samoistnego przemysłu filmowego na Pomorzu. (Bez młynków do kawy!). Inicjator całej tej imprezy p. Marwiński rzetelnie pracuje i zapewnia nas, że niebawem Polska cała ujrzy owoce jego pracy. Film pt. „Panienka z chmur”, nakręcony całkowicie w Toruniu, ma być ukończony w dniu 10 listopada br. Zrobiony jest ponoć na modłę amerykańskich sztuk sportowo-salonowych. Ponoć! A jak będzie w rzeczywistości - niebawem zobaczymy. - Bliższemi szczegółami będziemy mogli wkrótce podzielić się z ogółem.
"Słowo Pomorskie" 1 listopada 1929 roku.
Film toruński już gotów
Film nakręcony przez toruńską wytwórnię „Marwinfilm” jest już gotowy do wyświetlania. Premjera odbędzie się w dn. 20 bm. równocześnie w Warszawie i w Toruniu (w kinie „Światowid”). Film ten noszący tytuł „Panienka z chmur” całkowicie nakręcony został w Toruniu i siłami wyłącznie miejscowymi. Podzielony jest na 10 aktów, które wypełnią program całego seansu.
Niebawem podzielimy się z Czytelnikami bliższemi szczegółami.
"Słowo Pomorskie" 14 listopada 1929 roku.
W toruńskiem Hollywood
Godzina w wytwórni filmowej „Marwinfilm" w Toruniu. - Zarodek wielkiego przemysłu filmowego na Pomorzu.
Posępne mury wielkiej sali parku Wiktorii przy ul. Grudziądzkiej w Toruniu, które dawniej rzadko ożywiały się rozgwarem głosów podczas przygodnie odbywanych tam zebrań lub dźwiękami muzyki podczas jeszcze rzadszych tam zabaw - obecnie zmieniły zasadniczo swoje oblicze: wprawdzie posępność pozostała, lecz od czasu do czasu rozjaśnia je oślepiające światło 77000 świec, zaczarowanych przez czarnoksiężnika elektrotechnika w niebywałej siły lampy elektryczne, wsparte wydatnie również niebywale silnemi reflektorami lustrzanemi. Wnętrza sali zastawione jest jakimiś ścianami, jakby kulisami teatralnymi.
Cóż się tam dzieje w tej starej „Wikci” ? Oto od kilku miesięcy zagnieździli się tam „krętacze” i „kręcą”. Co, czy kogo? Obrazy filmowe. „Hę? - zapyta czytelnik niedowierzająco - młynkiem do kawy?” - „Nie! Najprawdziwszymi aparatami i to najdoskonalszej konstrukcji z zastosowaniem najnowszych zdobyczy techniki w tej dziedzinie, jak np. nakręcanie obrazów na taśmie panchromatycznej, nie wymagających kosztownych w instalacji i użytkowaniu „jupiterów” (lamp łukowych). Jupitery wymagają prądu wysokiego napięcia i specjalnych urządzeń, my zaś nakręcamy obrazy w pracowni przy lampach żarowych”.
Tak objaśnia przedstawiciela naszego promotor i dusza całego tego przedsięwzięcia p Bernard Marwiński. Młody to jest człowiek młody, bo zaledwo 24 lata liczy. Jest rodowitym Pomorzaninem, urodził się w Olsztynie, a wychował się w Chełmnie i Chełmży, gdzie ojciec jego. p. Artur Marwiński ceniony obywatel, do dziś jest dyrektorem Komunalnej Kasy Oszczędności. P. Bernard Marwiński przed kilku laty wywędrował do Niemiec i tam, zaczynając od „abc” filmowego, kształcił się w wytwórniach takich, jak „Ufa”, „Adlerfilm” i inn. Po żmudnej i wyczerpującej pracy uzyskał dyplom technika filmowego („Aufnahmeleiter”). Funkcja ta łączy w sobie umiejętności: laboratoryjne, kręcenia filmów, oświetlenia, inscenizacji. reżyserji.
Młodociany niemal wiek p. Marwińskiego nie tylko nie jest zawadą w realizowaniu jego na wielką skalę zakrojonych zamierzeń, lecz przeciwnie, raczej rękojmią, że cele te i zamierzenia osiągnie. Z oczu dobrze mu patrzy, toteż wyzbywszy się powątpiewań na temat „młynka od kawy” wypytujemy młodego impresarjo o owoce jego dotychczasowej pracy
Dowiadujemy się tedy, że po powrocie do kraju w czerwcu br. p. Marwiński zabrał się chyżo do pracy i w krótkim czasie założył wytwórnię filmową w Toruniu. Traktując film jako odzwierciedlenie życia w jego najistotniejszych przejawach, nie angażował starych sił aktorskich, lecz zgłosiwszy urzędowo „kurs gry filmowej” dobrał sobie z pośród mieszkańców Torunia 15-to osobowy zespół. A wybierać miał z czego, gdyż na ogłoszenie o „werbunku” uczniów zgłosiło się ni mniej ni więcej, jak 350 kandydatów(tek) na Janningsów i na Pole Negri. Urządził pracownię w „Wiktorii”, uzyskawszy w ten sposób największą w Polsce kinematograficzną salę do zdjęć.
Znalazł się niebawem i scenariusz, napisany przez inż. Grabowskiego. Temat jest - jak informuje nas p. Marwiński - wdzięczny i bezpretensjonalny, sielankowo pogodny, wzorowany na amerykańskich filmach sportowych: jest tam sport różnego rodzaju (łódź, samochód, samolot, tenis), jest dużo humoru i umiarkowana doza flirtu.
Film już jest gotów, a że nie będzie czemś pośledniejszem, niech służy dowodem okoliczność, że został już zakontraktowany do 58 kin w Polsce m. in: w Płocku, Włocławku, Warszawie, Białymstoku, Grodnie, Kielcach. Krakowie, Lublinie, Lwowie i inn. pomniejszych a także i w Toruniu, gdzie wyświetlany będzie w kinie „Światowid”. Premiera odbędzie się ok. 20 bm. Ponadto obraz zakontraktowano nawet do Estonii. Łotwy i Finlandji.
Najbliższymi współpracownikami p. Marwińskiego w tworzeniu tego dzieła byli: brat jego młodszy, tudzież operator pan Stanisław Witkiewicz, budowniczowie pp. Korczyński i Ogłodek. Zespół wykonawców, który, jak twierdzi p. Marwiński wykonaniem przeszedł wszelkie oczekiwania, zwłaszcza gdy się zważy, te był to materjał zupełnie surowy, dobrany został całkowicie spośród toruńczyków. Opublikowanie nazwisk tych nowokreowanych gwiazd ekranu odkładamy do premiery filmu, który nosić ma tytuł „Panienka z chmur”.
Po godzinnej wizycie w toruńskiem „Hollywood” żegnamy uprzejmego impreasario, życząc mu, by praca jego nie poszła na marne i by ziściły się jego marzenia stworzenia na Pomorzu istotnie wielkiej wytwórni filmowej. A przede wszystkiem, by udało mu się tak dobrze i z natępnym filmem, do pracy na którym, jak nam oświadczył, niebawem się zabierze.
er.

"Słowo Pomorskie" 16 listopada 1929 roku.
Wyjaśnienie
Pp. Jarosław Korczyński i Jan Ogłodek z Torunia proszą nas, w związku z artykułem w n-rze „Sł. Pom.” z dn. 16 bm. pn. „W toruńskim Hollywood”, o wyjaśnienie, że są studentami wydziału architektury akademii sztuk pięknych w Krakowie i z zawodem „budowniczych” nie mają nic wspólnego.
"Słowo Pomorskie" z 21 listopada 1929 roku.

"Panienka z chmur" zlatuje na ekran


Film toruński
Ukazały się już w witrynach „fotory” (fotografje) filmu toruńskiego wytwórni Marwin-Film p. n. „Panienka z chmur”. Premijera tego filmu odbędzie się jeszcze w bież. tygodniu w kinie „Światowid”. Rzecz zrozumiała, że obraz ten, wykonywany całkowicie w Toruniu i całkowicie przez siły toruńskie budzi wielkie zaciekawienie.
„Słowo Pomorskie” 27 listopada 1929 roku.
Kino „Światowid”... Później stało się „Świtem” i od tej nazwy uciekło w kino „Wolność”, aby następnie stać się kinem „Kopernik” i – sic transit gloria mundi – dyskontem Biedronka.
A te szumnie zapowiadane „fotory” są prawdopodobnie bezcennymi dziś zdjęciami pani Jadwigi Tokarskiej. Na tej fotografii pan Bogusław Magiera wygląda zza węgła i patrzy w swoje lewo.




Widowiska świetlne
Panienka z chmur. Oddawna oczekiwany film „toruński” (zrobiony przez młodocianą wytwórnię toruńską Marwin-film) wreszcie znalazł się w ub. czwartek 5 bm. na ekranie kina „Palace”. Piszący te słowa szedł do kina na 1-szy seans „Panienki z chmur” z pewnem niedowierzaniem, doznał jednak b. miłego rozczarowania: film „Panienka z chmur” całkowicie rehabilituje toruńską twórczość filmową i stawia na nogi jej reputację nadwątloną przez niefortunne poczynania różnych innych wytwórni, które na gruncie naszym sił swoich próbowały. Dusza całego tego przedsięwzięcia p. Bern. Marwiński pomyślnie złożył egzamin jako reżyser i jako organizator, zwłaszcza, gdy się weźmie pod uwagę, że rozpęd swój hamować musiał stosownie do ram nikłych możliwości finansowych.
Oczywiście zastrzec się musimy, że to, co stworzył p. Marwiński, dalekie jeszcze jest od ideału i pod wielu względami nie odpowiada wymaganiom, jakie wybredny, zepsuty przez doskonałe filmy zagraniczne widz stawia dziś obrazowi filmowemu. Wszelako, gdy się weźmie pod uwagę przy słowie „pierwsze koty za płoty”, powiedzieć można, że p. Marwiński, oby tylko nie ostygł w zapale, ma otwartą drogę do postępu.
Teraz o samym filmie. Najpierw o jego wartościach dodatnich, a więc przede wszystkiem o zdjęciach plenerowych (na wolnem powietrzu): takich zdjęć plenerowych nie powstydziłaby się żadna „Ufa”, „Paramount” czy inny potentat filmowy. Dokonano ich w Toruniu (willa dr. Ossowskiego, park „Wiktoria”, Wisła, Klub Wioślarski), w Chełmży, w majętności Pluskowęsy pod Chełmżą. Piękne i pełne uroku są zdjęcia z natury w Pluskowęsach tudzież obrazy nocne. Zdjęcia wnętrz (dokonane w pracowni) nie wszystkie dorównują plenerowym przeważnie jednak są b. dobre.
Zdumienie też ogarnie widza, gdy się dowie, że wszyscy wykonawcy w tym obrazie to adepci sztuki filmowej, próbujący swych sił przed objektywem po raz pierwszy w życiu. Prym dzierży urodziwa Lili Dorey, która w roli bohaterki filmu Ady Roszkowskiej wykazuje nieprzeciętne uzdolnienie: młodociana ta artystka obok warunków zewnętrznych, posiada dużo inteligencji, co pozwoliło jej na właściwe potraktowanie powierzonej jej roli pozornie płochej a w gruncie rzeczy dobrej dziewczyny.
Jej parter Jurek Łącki (Tom Łącki) był bardzo dobrym zakochanym młodzieńcem, który znalazł w sobie dość hartu woli, by nie poddać się opresji duchowej z powodu nieświadomej „niewierności” przedmiotu jego westchnień: spotyka go za to nagroda w epilogu sztuki.
Dobrze zaprezentowała się p. Nelli Rayska (ciotka Aniela), powinna była jednak w rolę swą włożyć nieco więcej groteskowości.
P. Jean Florescu jako ojciec Ady i poważna persona (ziemianin) utrzymał się we właściwych ramach. Reprezentujący humor pp Lech Szeliga i Zygmunt Wielgoszewski (dwaj studenci), nieszczęśliwie ze sobą rywalizujący, lecz szczęśliwie uniknęli szarży, o którą w ich rolach nie było trudno. To samo można powiedzieć o p. Ziółkowskim.
Co do treści obrazu, to powiedzieć trzeba, że nie dorównywa ona wykonaniu: fabuła o założeniu dość mglistem, akcja słabo powiązana, traktowana raczej epizodycznie, stale stoi pod znakiem zapytania „o co chodzi?” Istnem „piątem kołem w uszu” jest tam ksiądz (w pożyczonej sutannie!), któremu nb. dano tam rolę dosyć dwuznaczną. Natomiast wybija się na pierwszy plan w sensie dodatnim scena katastrofy samolotowej, wywołująca u widza nawet pewien „dreszczyk”.
Całość robi wrażenie niezłe.
Premjera tego filmu w kinie „Palace” stała się istną sensacją: kasy kina wprost oblegano. Publiczność oklaskiwała wybijające się sceny, a po I seansie urządziła owację obecnym na sali p. Bernardowi Marwińskiemu i Lili Dorey, której ofiarowano kwiaty.
Wieczorem p. Marwiński podejmował w hotelu „Polonja” nieliczne kółko osób skromną wieczerzą, w czasie której składano gratulacje nowej i pożytecznej placówce. Toasty wznieśli m. inn. dyrekcyj kin toruńskich p. Koch i w imieniu redakcji naszego dziennika red. Wojder.

„Słowo Pomorskie” 7 grudnia 1929 roku.
Fajnie mieli redaktorzy „Słowa Pomorskiego” i mieszkańcy tamtego Torunia, że mogli w kinie „Palace”, które wiele lat później dokonało żywota jako „Bałtyk” ocenić „Panienkę z chmur”. Też bym chciał rzucić na nią okiem, ale pewnie nigdy nie będę miał okazji, bo nigdy tej taśmy nie uda się odnaleźć. Bardzo bym też chciał zidentyfikować Lili Dorey – Adę Roszkowską (nawet nie wiem, która to jest na zdjęciu) i Toma Łąckiego (czy oni nie mogli sobie wymyślić bardziej ludzkich pseudonimów?). Oboje musieli przecież mieć w Toruniu krewnych, stali się w mieście sławni... Czemu dziś nic o nich nie wiadomo?! Sława bywa ulotna.
Nie powinienem jednak marudzić, mogę przecież zerknąć na fotosy z filmu, udało się też nam zidentyfikować dwóch aktorów z tego filmu... Obu „reprezentujących humor” – Bogusława Magierę, który wystąpił tu jako Lech Szeliga i Zygmunta Wielgoszewskiego, któremu poświęciłem górne zdjęcia. Na pierwszym widać go jeszcze w Chełmży, gdzie był prezesem zarządu Koła Teatralnego (to było jeszcze przed przeprowadzką do Torunia i Marwin-Filmem) Na drugim, już w Toruniu, razem z żoną – Zofią, dalej zaś jest grób ich obojga. Pierwsza fotografia pochodzi z książki „Dzieje Chełmży”, pozostałe otrzymałem od pana Janusza Wielgoszewskiego, potomka aktora z „Panienki z chmur”.
Na ostatniej fotografii widać natomiast Bogusława Magierę (z lewej) i najprawdopodobniej Toma Łąckiego na schodach pałacu w Pluskowęsach.

czwartek, 25 listopada 2010

Tak się rozwijały celuloidowe skrzydła


Nowy film toruński
Wytwórnia toruńska Marwin-Film, który pierwszy krok z filmem „Panienka z chmur” tak doskonale powiódł się, w pierwszych dniach stycznia rozpoczyna nakręcanie nowego filmu. Reżyser p. Bernard Marwiński bawi obecnie w Warszawie, gdzie pertraktuje z nowemi gwiazdami ekranu, zaś na miejscu p. M. zaangażował toruniankę, która wystąpi pod pseudonimem Lori-Dor. Jest ona cioteczną siostrą słynnej gwiazdy filmowej z Ameryki Gildy Gray.
„Słowo Pomorskie”, 19 grudnia 1929 roku.
Ta Gilda Gray w rzeczywistości nazywała się Marianna Michalska, urodziła się na początku XX wieku w Krakowie i w tamtych czasach robiła karierę w Hollywood. Miała rodzinę w Toruniu? Psia krew, tym bardziej lubię swoje miasto, ale tym bardziej również chciałbym się czegoś więcej o nim dowiedzieć!

Hollywood w Toruniu
W atelier wytwórni Marwin-Film — Prace przygotowawcze do nakręcenia drugiego filmu już rozpoczęte.
Założona we wrześniu ub. roku toruńska wytwórnia „Marwin-Film” wkracza obecnie na drogę rozwoju. Jak się dowiadujemy, dzięki staraniom założyciela i reżysera wytwórni p. Marwińskiego „Marwin-Film” nawiązuje kontakt z grupą poważnych kapitalistów krajowych, dążąc do utworzenia spółki komandytowej, celem powołania do życia w Toruniu poważnej placówki polskiego przemysłu filmowego.
Atelier wytwórni „Marwin-Film” mieści się w Parku Wiktoria przy ul. Grudziądzkiej 1-3, pod względem rozmiarów należy do największych w Polsce. Atelier wyposażone jest w 45 lamp najnowszego systemu, tzw. nitrafol, oraz 15 lamp tzw. oświetlenia górnego. Pozatem 4 lampy służące do oświetlenia bocznego, tzw. półlustrzane (Photomirenta) o sile 20000 świec. W najbliższym czasie nadejść ma transport, zawierający 10 najnowszych reflektorów, o sile 5 tys. wat i jedno tzw. słońce. Na miejscu mieści się również własna stolarnia i ślusarnia. Prace laboratoryjne wykonywuje się dotąd w Warszawie; dyrekcja nosi się jednak z zamiarem urządzenia własnego laboratorium. Zamierzenia „Marwin-Film” sięgają bardzo daleko, obejmując min. rozszerzenie wytworni i przeniesienie jej z czasem na inne większe tereny.
W pierwszych dniach lutego „Marwin-Film” przystąpi do nakręcania drugiego swego filmu, którego scenarjusz opracowano według powieści „Walka Demonów” Brandowskiego. Obsada ról trzymana jest dotąd w tajemnicy. Do ról głównych dyrekcja zamierza pozyskać kilku czołowych artystów warszawskich. Mniejsze role obsadzone będą siłami miejscowymi. Jako operatorów zaangażowano pp. Jaszcza i Bergera z Warszawy. Przygotowania do nakręcania wspomnianego filmu są w pełnym toku.
Dotychczasowa działalność reżysera B. Marwińskiego, jakoteż kwalifikacje fachowe, zdobyte w ciągu 4-letniej prawie pracy w wytwórniach zagranicznych, min. w „Ufie”, „Therra-Film” i „Phobus-Film” w Berlinie, gdzie ostatnio pracował jako kierownik zdjęć, dają nam rękojmię, że p. Marwiński wywiąże się ze swego zadania należycie i postara się by placówka polskiego przemysłu filmowego na Pomorzu zajęła poważne miejsce w lej dziedzinie przemysłu w Polsce.
Pracę toruńskiej wytwórni „Marwin-Film” bacznie śledzić będziemy.

"Dzień Pomorski" 14 stycznia 1930 roku

Z za kulis Marwin-Filmu

Jak nam donoszą, znajdująca się w Toruniu I-sza Pomorska Wytwórnia Filmowa, po dokonaniu reorganizacji i przystąpieniu doń kilku poważnych kapitalistów, stała się poważną placówką przemysłu filmowego. Będąc pod wytrawnem kierownictwem z dniem każdym zyskuje sobie zaufanie i uznanie ze strony społeczeństwa. Już dobiegają prace przygotowawcze nad realizacją nowego filmu podług scenarjusza Stanisława Brandowskiego pt. „Walka demonów”, nad którym czuwa niestrudzona ręka dyrektora i reżysera B. Marwińskiego.
W związku z dziesięcioleciem odzyskania Pomorza i przyjazdem p. Prezydenta Rzplitej, wytwórnia uzyskała wyłączne prawo filmowania przebiegu doniosłej dla całego Pomorza uroczystości. Toteż dyrekcja Marwin-Filmu pragnie dołożyć wszelkich starań, aby wykonane przez nią zdjęcia dały możność szerokim warstwom społeczeństwa polskiego ujrzenia na ekranie tego historycznego momentu.

„Słowo Pomorskie”, 14 lutego 1930 roku.
Bardzo chciałbym wiedzieć, czy „Walka demonów” to ten sam film, co „Droga grzechu”. A może to zupełnie inne obrazy? A na czym ta różnica polegała? Nikt już dziś na to nie odpowie? Tak myślałem... Jako fragment szerokiej warstwy społeczeństwa Pomorza bardzo bym też chciał zobaczyć, co podczas uroczystości 10-lecia Marwin-Film nakręcił.

Marwin-Film przy pracy
Wytwórnia Marwin-Film w Toruniu, po gruntownej reorganizacji, przystępuje w tych dniach do nakręcania rewelacyjnego filmu na tle walki z handlarzami żywym towarem pt. „Droga grzechu”. Film będzie wykonywany z wielkim nakładem pracy i kapitału. Akcja dzieje się w Warszawie, Gdyni, Gdańsku, Sopocie, Berlinie, Paryżu i Buenos Aires w Argentynie. Zdjęcia będą wykonywane w danych miejscowościach.
Ponieważ będą potrzebne młode przystojne panie i panowie jak również typy charakterystyczne, firma Marwin-Film apeluje do miłośników filmu i prosi o łaskawe zgłaszanie się do współpracy, osobiście z fotografią do Marwin-Film Grudziądzka 1/3 (Wiktoria). Zgłoszenia przyjmuje się tylko do 18 bm. W godz. od 16 do 17 (szczeg. w dziale ogłoszeń.)

Słowo Pomorskie” 14 marca 1930 roku

Tak się skończyły toruńskie marzenia o Hollywood...

Nie wiem, jak wyglądał Bernard Marwiński. Być może jest to jegomość widoczny z prawej strony tej fotografii, ale są to tylko moje domysły. Domyślam się również, że widzimy tu z zewnątrz pomieszczenie, w którym wcześniej pozował do zdjęcia cały zespół „Panienki z chmur”. Czy jest to jednak słynne, najnowocześniejsze w Polsce atelier Marwin-Filmu, które mieściło się w toruńskim parku Victorii? Być może, ale pewności znowu brak...
Smutny koniec toruńskiego Hollywood
Założona niedawno temu w Toruniu spółka komandytowa do wytwarzania filmów pod nazwą „Studjo kino matograficzne Marwin-Film Marwiński i Ska” kończy już swój krótkotrwały żywot, ponieważ – jak opiewa obwieszczenie sądu powiatowego – spółka jest niewypłacalną i obciążoną długami. Wdrożone zostało postępowanie upadłościowe, a zarządcą masy upadłościowej został p. Karol Mazur z Torunia (Mickiewicza 74).
Spółka nie zdołała wyprodukować ani jednego filmu. Nie uratowało jej nawet pewne powodzenie filmu „Panienka z chmur”, stworzonego poprzednio przez inicjatora spółki p. Bernarda Marwińskiego jeszcze na własną rękę. Pierwsza i jedyna na Pomorzu placówka wytwórczości filmowej upadła zabita brakiem dość silnej podstawy finansowej a obok tego ciężkimi warunkami konjunkturalno-strukturalnymi. Młodzi pionierzy przemysłu filmowego na Pomorzu przekonali się, że do postawienia na nogi wytwórni filmów młodzieńczy zapał i znajomość rzeczy, lecz przedewszystkim potrzebne są... miljony.

Słowo Pomorskie 12 lipca 1930 roku.

sobota, 20 listopada 2010

Bogusławowi Magierze - in memoriam

Mój Boże, kiedy planowaliśmy kinowy pokaz filmu Bogusława Magiery bałem się, że nie damy rady zapełnić sali kinowej. Tymczasem zgłosiło się tylu widzów, że trzeba było zorganizować nie jeden, ale cztery seanse! Dwa już są za nami, na każdym z nich taper pięknie ozdobił obrazy dźwiękami pianina, a wtórowała mu widownia szemrząc za każdym razem, gdy na ekranie rozpoznała znajome obrazy. Było cudownie, a będzie pewnie jeszcze lepiej, bo w filmowym sezamie pani Jadwigi Tokarskiej znalazły się kolejne skarby. I to jakie! Mamy tam podobno filmowy zapis przedwojennych mistrzostw młodzieży szkół pomorskich, który odbył się na toruńskich nadwiślańskich błoniach, wycieczkę do przedwojennej Warszawy (w kolorze), a przede wszystkim... film z wizyty w Toruniu w 1938 roku marszałka Rydza-Śmigłego. Nie widziałem jeszcze tych taśm, czekam na odpowiedź biblioteki UMK w sprawie ich skanowania. Jeśli jednak to ostatnie odkrycie się potwierdzi...
W historii przedwojennego Torunia nie było chyba większej uroczystości. Widziałem zdjęcia, na nasze lotnisko przyleciały wtedy chyba wszystkie polskie samoloty myśliwskie, a widziałem tam również bombowe Łosie. Stolica województwa pomorskiego, obok Śląska najważniejszego dla II RP musiała przy tej okazji zademonstrować przed Niemcami siłę całego kraju.
Ten film miał już swoją publiczną premierę. Bogusław Magiera go nakręcił i postanowił komuś wyświetlić. Nie chciało mu się jednak rozwijać ekrany, więc projektor skierował na zasłonę. Było lato, zasłony zasunięte, ale okna otwarte, w pewnym momencie widzowie usłyszeli więc narastający gwar z ulicy. Okazało się, że obraz wyświetlił na ścianie budynku vis-a-vis ówczesnego mieszkania Magierów przy ul. Krasińskiego budząc sensację na ulicy. Traf chciał, że świadkiem tej sceny wziętej jakby z „Cinema Paradiso” był jakiś wysoki urzędnik pomorskiego kuratorium oświaty, który mieszkał w domu, który ostatecznie posłużył za ekran. On podobno zdobył od pana Bogusława szpulkę i skazał ją tym samym na śmierć, bo miała ona zginąć w czasie wojny wraz z całym kuratoryjnym archiwum. Teraz jednak pani Jadwiga donosi, że odnalazła dyplom, jaki jej ojciec za ten film od kuratorium dostał, a także samą taśmę. Rany, ale bym chciał, żeby to się okazało prawdą! Szanowny Panie Dyrektorze Biblioteki Głównej UMK (jej, ale dużo dużych liter w tym zdaniu zmieściłem) odpowiedz proszę szybko na moje pismo w sprawie skanowania taśm, bym się dłużej nie męczył!
W związku z tą historią mam jednak pewien wyrzut sumienia, że może, opisując ją, zbyt mało miejsca poświęciłem panu Bogusławowi Magierze, mojemu – poniekąd – filmowemu dobrodziejowi. Ten człowiek wart jest wielu słów, a ja, podczas pokazów, nie mam czasu, by je w dostatecznej ilości przelać. Spróbuję więc tu nakreślić portret tego człowieka renesansu. Podpierając się więc tym, co opowiedziała mi pani Jadwiga, a w Toruńskim Słowniku Biograficznym (tom trzeci) o panu Bogusławie napisał jego uczeń szkoły na Podgórzu, pan Tadeusz Zakrzewski.
Bogusław Magiera urodził się w 1904 roku w Wadowicach, skąd po 1920 roku przeniósł się razem z rodziną do Torunia. Jego ojciec, Michał Magiera, został pierwszym w odrodzonej Polsce dyrektorem toruńskiego męskiego kolegium nauczycielskiego. Młodszy Magiera zamieszkał w nieistniejącym już domu na Rybakach, a pracował w szkole na Podgórzu. Maszerował pieszo z domu do pracy przez most kolejowy, który niemal do końca lat 30. był jedyną toruńską przeprawą przez Wisłę. Łącząc w ten sposób w te i nazad wschodni kraniec Torunia, ze wschodnią rubieżą ówcześnie samodzielnego Podgórza, jak on znalazł czas, by zaliczyć dwa lata szkoły aktorskiej? Zaplątać się w jedyną toruńską wielką przygodę filmową? Samemu zbudować żaglówkę? Bo zbudował! Widać ją w wielu miejscach na filmie... o 1939 roku służyła ona Magierom i nazywała się „Ryś”. Jak wynika z opowieści pani Jadwigi, jej główną bazą był wtedy toruński Port Zimowy, a w kabinie znajdowało się kryształkowe radio. We wrześniu żaglówkę zarekwirowali Niemcy, ale w 1945 roku, podobno dziurawa, została ona przyholowana do Torunia, jako odzyskane mienie poniemieckie. Nikt się po nią nie zgłosił, bo z ocalałych po wojnie Magierów, nikomu zgłaszanie się po łódkę nie było w głowie. Przejął ją więc AZS i pod jego banderą ona nadal pływała w Toruniu po Wiśle. Pływała tak sobie wśród nieświadomych jej przeszłości torunian, aż wreszcie jakiś znajomy związany z AZS-em, który u pani Jadwigi przeglądał jej przedwojenne zdjęcia, trafił na fotografię łódki z kadłubem zbudowanym na zakładkę i zapytał: „Czy to aby nie jest nasz „Poświst”? Zapytał żyjącą wtedy jeszcze panią Magierową o to, czy łódź posiada jakieś wyjątkowe cechy, w po których można by ją było dziś rozpoznać. Okazało się, że jej spód był nitowany niemieckimi fenigami. Ludzie z AZS wyciągnęli więc ją na brzeg i co zobaczyli na kadłubie? Niemieckie fenigi!
Bogusław Magiera był aktorem, kupił kamerę – ostanią ratę za nią spłacił w sierpniu 1939 roku, zbudował żaglówkę, wygrał też jeszcze konkurs na spikera Pomorskiej Rozgłośni Polskiego Radia (która, tak samo jak jego szkoła, również mieściła po drugiej stronie Wisły), ale nim nie został. Stał się jednak modelarzem oraz działaczem Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej (może dzięki temu w wyświetlanym obecnie w kinie toruńskiego Centrum Sztuki Współczesnej filmie widzimy tyle samolotów).
17 października 1939 roku pan Bogusława aresztowali Niemcy i wysłali najpierw do Fortu VII, a później do obozów koncentracyjnych. W każdym liście do rodziny pytał podobno o to, czy sprzęt filmowy jest należycie przechowywany. Krewni starali się go stamtąd wyciągnąć, przekupili nawet gestapowca, który takich zadań się podejmował. Ten jednak zwrócił pieniądze i powiedział, że tego więźnia nie można wydostać na wolność. Bogusław Magiera umarł w Dachau, a gdy pani Jadwiga, która dotarła tam po latach, zajrzała do archiwum, wyczytała, że jej ojciec, m.in. z tego powodu, że jej dziadek, Michał Magiera, pełnił w przedwojennym Toruniu tak ważną funkcję, był więźniem pod specjalnym nadzorem. Nie można więc go było wykupić.
Tym dziwniej się więc ogląda rodzinną sielankę sfilmowaną latem 1939 roku wiedząc, że ludziom na ekranie zostało raptem kilka tygodni szczęścia...
Fotografie pochodzą z archiwum pani Jadwigi Tokarskiej.

Okładka legitymacji Bogusława Magiery, aktora toruńskiej wytwórni filmowej Marwin-Film.
Nie wiemy jak wyglądał Bernard Marwiński i co się z nim działo po upadku wytwórni. Dzięki przechowanej przez panią Jadwigę legitymacji ojca mamy jednak jego autograf. Widzimy też, że pan Bogusław w „Panience z chmur” wystąpił jako Lech Szeliga. Nazwisko wziął sobie od rodzinnego herbu, natomiast swoim drugim imieniem w roli głównej posłużył się jeszcze raz kilkanaście lat później w zupełnie innych, tragicznych okolicznościach. Jak opowiada pani Jadwiga, w kontrolowanych listach, jakie wysyłał do rodziny z kolejnych obozów koncentracyjnych, pisał, że wszystko u niego dobrze, ale z Leszkiem nie jest najlepiej. W marcu 1942 roku Bogusław Magiera/Lech Szeliga umarł w obozie w Dachau. Na filmie z lata 1939 roku pojawia się jako kawał chłopa, niecałe trzy lata później ważył podobno niewiele ponad 40 kilo.
Strona z regulaminu Marwin-Filmu