niedziela, 24 marca 2013

Zima trzyma

Mały i mruczący przerywnik. Do demolowanych miejskich staroci niebawem wrócę, przykładów zaniedbań, jakich na tym polu dopuściły się władze miasta, nazbierało mi się bowiem wiele. Tymczasem jednak wrzucam kilka zdań i zdjęć na temat zimy, która najwyraźniej zgubiła kalendarz. Wpadłem niedawno w odwiedziny do rodziny, by pod nieobecność protoplastów, odcedzić koty. Jeden z sierściuchów przywitał mnie w dość nietypowym miejscu, leżąc na kaloryferze. Wygląda na to, że na wiosnę będziemy musieli jeszcze poczekać... W sumie nihil novi sub Sole (o ile oczywiście Słońce raczy akurat wyszczerzyć na niebie swoją promienną gębę), zmagania ze śniegiem nie są Toruniowi obce, czego dowodem mogą być chociażby zamieszczone niżej archiwalne obrazki autorstwa pana Andrzeja Kamińskiego.

Tramwaj i przejazd tramwajowy po Łukiem Cezara zasypane śniegiem na przełomie lat 60. i 70. Na pierwszym planie, pod śniegową czapką kryje się drogowskaz na Łódź:-).

Ulica Szeroka w Toruniu podczas zamieci śnieżnej w marcu 1979 roku.

Kilka słów w ramach wyjaśnienia: w domu jest znacznie cieplej niż za oknem. Rudego nikt pod parapet nie wpycha i spać mu w tych warunkach nie każe. Sam się tam pakuje... Jest dość specyficznym kotem.

sobota, 23 marca 2013

Migawki miejskie

Wiosna, wiosna, gdzieżeś Ty? Pewnie gdzieś w ciepłych krajach... No i w żyłach, bo siedzieć w domu już się nie chce. Za oknami wciąż leży śnieg, termometr już dawno wyrzuciłem, bo mnie wkurzał, nareszcie jest jednak jasno. Trzeba to było wykorzystać, choćby w taki sposób, jak widać poniżej.

Takie werandy były swego czasu znakiem rozpoznawczym toruńskich przedmieść. Dziś zostało ich już tylko kilka, a niebawem w ogóle ich już nie będzie. Ta trzyma się jeszcze kamienicy stojącej przy ulicy Wybickiego, tuż za płotem dawnej fabryki kotłów.

Ptactwo najwyraźniej czytać nie potrafi;-).

Przeciwny koniec ulicy Wybickiego, z oryginalnym brukiem i domem, który pojawił się już na początku wirtualnej wersji tego spaceru. Bruk i dom zapewne niebawem znikną, tuż obok rozpoczyna się już budowa Trasy Średnicowej. Swoją drogą, ulica solidnie oberwała już wcześniej, gdy nieco dalej budowała swoje osiedle Młodzieżowa Spółdzielnia Mieszkaniowa, której wieloletnim prezesem był zresztą Michał Zaleski, obecny prezydent Torunia. Droga została częściowo przesunięta, jej dawny przebieg można odtworzyć patrząc na pozostałe po niej, rosnące między blokami drzewa.

Wiele razy gapiłem się z przystanku autobusowego na wylot Drogi Trzeposkiej, nigdy jednak nie zagłębiłem się w nią poza granicę przystankowego pola widzenia. Nie rozpaczałem z tego powodu, bo z tego, że w okolicy ma się jeszcze jakiś kawałek niezbadanych lądów, można się chyba tylko cieszyć. Cieszyć i przy okazji odkrywać. Ekspedycja naukowa, która w pewien słoneczny, mroźny poranek (czyli tak jakoś koło południa) wyruszyła z Mokrego, dość szybko stanęła więc na Jakubskim Przedmieściu. Droga Trzeposka na kolana nie rzuciła, krajobraz bardzo industrialny, kilka starych domków. Jeden z nich okazał się posiadać całkiem ciekawą werandkę.

Poza werandką, chałupina ma również fajne drzwi z oryginalną klamką i kołatką. Nad nimi natomiast trzyma się jeszcze resztkami sił stary numer.


Mógłby mi ktoś wyjaśnić, jak nazywa się ta osada i prowadząca do niej droga? Miejsce na ogół jest Trzeposzem, więc i ulica powinna być Drogą Trzeposką, tędy jednak, jak widać, trepy najwidoczniej chadzają...

Korzystając z okazji, a szczególnie braku liści i innych rosnących zieloności, obfotografowałem budynek dawnego młyna na Winnicy. Gdzieś tam we wcześniejszych wpisach widać go w wersji bardziej zielonej a także czarno-białej, mocno archiwalnej.
Młyn był niedawno bohaterem zagadki na oTORUNIU.net. W rozwiązaniach można znaleźć kilka interesujących informacji na jego temat, warto też zerknąć na ilustrację zagadki – zdjęcie od strony Wisły.


Ktoś nazwał mnie niedawno grabarzem starego Torunia. Piszę tylko o tym, co z miasta znika, robię zdjęcia, które szybko stają się archiwalną pamiątką. Co ja na to poradzę? Bardzo bym chciał wypluć z siebie coś optymistycznego, gdzie mam jednak szukać budujących przykładów? Na starówce? Zgoda, ta jest wielkim poligonem dla konserwatorów, dawny blask odzyskują tu jednak tylko nieliczne budynki, głównie kościoły. Pysznią się one tuż obok ruin spichrzów przy Podmurnej, w sąsiedztwie wypalonych od lat kamienic z Mostowej, pośród niemal czterdziestu (kiedyś policzyłem) całkowicie opuszczonych budynków. Trudno się z tych cudów cieszyć patrząc na puste wystawy sklepów z Szerokiej, głównej ulicy wpisanej na listę UNESCO części Torunia.
Może powinienem więc rozejrzeć się na przedmieściach? Wolne żarty, te w ogóle znikają! Jeśli nie z powodu inwestycji miejskich, to dlatego, że rozpadają się ze starości. Władze miasta nie mają na nie żadnego pomysłu, na starówkę zresztą również.
No nie, pardon – pomysł jest. Bardzo prosty, to co było należy rozebrać, lub pozwolić mu zgnić, a wolne miejsca trzeba zabudować blokami. Przekonałem się o tym zaglądając ostatnio na Winnicę. Nie było mnie tam niecałe dwa lata, wystarczy, bym ulicy nie poznał. Niemal z każdego kawałka wolnej przestrzeni wyrasta tam blok. Nowoczesny, podobny do setek innych, jakie się dziś w kraju buduje. Mieliśmy coś niepowtarzalnego, co gdzie indziej byłoby pewnie powodem do dumy. Gdzie indziej, ale nie w Toruniu...
Tak mnie to wkurzyło, że schowałem aparat. Kto chce zobaczyć, jak niszczona jest Winnica, niech sam pójdzie zobaczyć. Wrażenia proszę porównać ze zdjęciami, jakie wrzuciłem tu niecałe dwa lata temu. Z wycieczki w tamte strony przyniosłem tylko jedną fotografię, która również jest znacząca. Patrząc na ten stary dom można bez trudu określić liczbę jego właścicieli, każdy wyremontował swój kawałek według własnego widzimisię. Jak ja mam cieszyć się patrząc na takie rzeczy?! Przecież takie remonty powinny podlegać kontroli! Na świecie tak jest, w Toruniu tymczasem...

piątek, 22 marca 2013

Land of My Mother, czyli przedwojenny Toruń w kolorze

Ewa Curie w kolorowym filmie propagandowym opowiada o rodzinnych stronach swojej matki, Marii Skłodowskiej-Curie. No, może niezupełnie rodzinnych, bo materiał zaczyna się od widoków Pomorza. Najpierw widzimy Gdynię, później – pięknie jeszcze zrujnowany zamek w Golubiu-Dobrzyniu, a następnie krzyżackie fortece w Radzyniu Chełmińskim i Świeciu. Toruń pojawia się w piątej minucie, ze swoją panoramą wiślaną, Bramą Mostową i tramwajem jadącym Wałami obok Harmonijki. Wcześniej, swoje barwne wdzięki prezentują również Grudziądz i Chełmno. Później pojawiają się natomiast: Bydgoszcz, Gniezno, Rogalin, Poznań, Kurnik, Częstochowa, Śląsk, Zakopane (z kolejką na Kasprowy samą górą), Kraków, Krynica, Huculszczyzna (pojawia się w 16. minucie), Lwów, Wilno, stadnina w Janowie, Warszawa.
Film powstał podczas II wojny światowej i prawdziwie rodzinnych stron polskiej noblistki widać w nim niewiele. Lublin, skąd pochodziła jej familia, pojawia się pod koniec dokumentu, tylko po to, by dać pretekst wspomnieniu Unii Lubelskiej. Równie epizodycznie i też przed napisami końcowymi, występuje tu Warszawa. Nie szkodzi, i tak jest to cudo!
Skoro już jednak o rodzinie Marii Skłodowskiej-Curie mowa... Kiedyś pojawiła mi się ona, gdy drążyłem sprawę tajemniczej, zadrukowanej hebrajskim tekstem karteczki, jaka wypadła z grzbietu przedwojennego wydania wierszy Michała Anioła. O tym, jaki świat potrafi być mały, można się przekonać wertując TAJEMNICĘ MICHAŁA ANIOŁA Z CHEŁMŻY.
Na trop „Land of My Mother” pierwsi w Toruniu trafili koledzy z lokalnej redakcji „Gazety Wyborczej”. Chylę przed nimi czoła. Szczerze i nisko. Mimo tego, że stanowczo zbyt często, jak na szanującą się gazetę przystało, kopiują teksty z „Nowości” i umieszczają je w swoim internetowym wydaniu.

wtorek, 19 marca 2013

Piąta kolumna z Podgórza

Oglądałem kiedyś pyszne zdjęcie z września 1939 roku. Przed podgórskim hotelem ulokowanym między browarem i ratuszem siedzieli niemieccy żołnierze, którzy właśnie wkroczyli do Torunia, pośród witającej ich młodzieży. Fotografia była doskonała, zachowały się na niej nawet napisy wydrapane na tynku hotelowego muru. Szlag je trafił, gdy na początku 1945 roku hotel, wraz z połową Podgórza, włączonego 1 kwietnia AD 1938 w granice Torunia miasta, zmiotła eksplozja niemieckich wagonów z amunicją.
Nie o taką piątą kolumnę tu jednak chodzi. Na Podgórz rzuciło nas wezwanie historii. Niesamowite, gospodarz jednego z domów, został podczas remontu zasypany ukrytymi w suficie szklanymi kliszami fotograficznymi. Pojechaliśmy obejrzeć znalezisko kłaniając się szczęściu, które uśmiechnęło się do nas, zanim zapukaliśmy do drzwi. Polowałem kiedyś na XIX-wieczne słupy ogłoszeniowe, obfotografowałem i na tej stronie opisałem wszystkie cztery, jakie się w Toruniu uchowały. Rachunki trzeba było jednak poprawić, bo przesłonięty gotycką starówką z prawego brzegu Podgórz również może się ocaloną kolumną Litfassa pochwalić.
Jeśli zaś chodzi o szkiełka, wpadły one we właściwe ręce. Zasiedziałe tu od pokoleń, rodzina znalazcy przed wojną, odkupiła dom od familii Jacobich, miejscowych pionierów fotografii, którzy urządzili tam jeden ze swoich zakładów (gospodarzowi zawdzięczam zresztą publikowane niżej odwroty prac Jacobiego). Do kataklizmu z 1945 roku dom był zresztą częściowo zbudowany ze szkła, pod jego przeźroczystym fragmentem, mieściło się fotograficzne atelier. Odnalezione zdjęcia, w większości pochodzące z toruńskiego poligonu, nie zostały jednak zrobione przez Jacobiego. Ich autorem jest Hermann Spychalski. Bardzo interesująca postać, niemieckie imię, polskie nazwisko... Wybitny fotograf, autor zdjęć z najważniejszych uroczystości dwudziestolecia. W polskim Toruniu Polak, co w umieszczanych w przedwojennej prasie podpisywał się całym nazwiskiem i skróconym do pierwszej litery imieniem, a po wrześniu 1939 roku, znów jako Hermann, rozpływał się po niemiecku, w faszystowskiej gazecie opisując prześladowania, jakich z polskich rąk doznał. Kim był? Ofiarą tragicznych czasów, czy taż Niemieckim szpiegiem, co wchodził ze swoim aparatem na poligon, uwiecznił wkraczające do Torunia wojska Błękitnej Armii gen. Hallera, odwiedzającego miasto w 1921 roku Józefa Piłsudskiego (zdjęcia marszałka na pokładzie zakotwiczonych przy toruńskim nabrzeżu okrętów, wykonał właśnie Spychalski), czy prezydenta Mościckiego strzelającego wraz toruńskim Bractwem Kurkowym do tarczy, do jakiej mierzył wcześniej król August II Sas. To się, mam nadzieję, okaże. Skarb tymczasem trafił w ręce specjalistów, a ja czekam na wyniki ich prac. Ich wyniki, naturalnie, zaraz pojawią się w „Nowościach”.

Kolega zwrócił w swoim komentarzu uwagę na istotną rzecz, o której ja – pisząc to – zapomniałem. Co się stało z Hermannem Spychalskim? Ostatni odkryty przez nas ślad jego toruńskiej działalności pochodzi z czasów okupacji. Jego dalsze losy starałem się ustalić przy pomocy gazety, jak dotąd jednak nikt się nie zgłosił...


Alexandrowi Jacobiemu (1829-1894), pierwszemu fotograficznemu portreciście Torunia, zawdzięczamy m.in. zdjęcia rozebranych w drugiej połowie XIX stulecia średniowiecznych murów i bram. Jeden z najwybitniejszych żydowskich obywateli miasta, prekursor familii, której fotograficzna sława sięgnęła Stanów Zjednoczonych, swój pierwszy zakład w Toruniu założył przy ulicy Podmurnej. Wiele ciekawych informacji na temat Jacobiego można znaleźć w trzecim tomie antropologii Torunia, czyli w wydanej w 2011 roku przez lokalny oddział Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego książce „Toruń tam i z powrotem.”

Pionier toruńskiej fotografii sukcesywnie rozwijał swoje imperium. Jeden z posiadanych przez naszego gospodarza obrazków reklamował m.in. zakład w Inowrocławiu.

Fotografia, która prezentuje tu swój zadek, została wykonana już po 1904 roku, kiedy zbyt polska nazwa Inowrocławia została zmieniona na Hohensalza. Pojawia się tu również adres podgórskiego atelier słynnego toruńskiego fotografa.

niedziela, 17 marca 2013

Zaginiona Nieszawa raz jeszcze

Badacze odkrywający od ubiegłych wakacji średniowieczną Nieszawę spod zamku dybowskiego, podsumowując pierwszy sezon swojej toruńskiej przygody opracowali film o założonym i zburzonym w XV wieku mieście. Oto on. Śledzę ich poczynania od pierwszego kroku, zatem jeśli ktoś ciekaw jest szczegółów, proszę wcisnąć etykietkę „Nieszawa”.

środa, 13 marca 2013

Kąpiel pana astronoma

Zdjęcia widoczne poniżej zostały zrobione w lutym 1973 roku, gdy drużyna pożarowa ZHP działająca przy toruńskim Technikum Budowlanym, postanowiła potraktować z węża pomnik Mikołaja Kopernika w 500. rocznicę urodzin astronoma. Przyniósł mi je do redakcji jej ówczesny drużynowy, Wiesław Gościmiński, prosząc o pomoc w namierzeniu swoich dawnych podopiecznych. Puściłem zdjęcie w gazecie i pierwszy raz nie doczekałem się żadnego odzewu. Wrzucam je zatem na stronę, może któryś z druhów na nią trafi? Bardzo się w tej sprawie polecam. Fotografie zresztą polecają się również.


Na zdjęciach całkiem okazale prezentuje się Powszechny Dom Towarowy, który spłonął jakąś dekadę później i przez niemal dwadzieścia lat straszył swoją ulokowaną w samym sercu miasta ruiną.


piątek, 1 marca 2013

Katastrofa, czyli walec rozbudowy szaleje

Źle się dzieje w umiłowanym mieście moim! Walec rozbudowy, kierowany przez magistrackich decydentów, krąży po nim zupełnie bez głowy pochłaniając kolejne pamiątki przeszłości, jakie są podobno największym skarbem Torunia. Jego główną ofiarą jest Chełmińskie Przedmieście. Krążę po tym terenie od lat, zbieram informacje i zdjęcia, a wobec planowanej masowej zagłady, o pomoc w zachowaniu śladów „Chełmionki” poprosiłem również czytelników „Nowości”. Ci, jak zwykle, nie zawiedli, archiwum rozrosło mi się więc do takich rozmiarów, że nie dam rady umieścić wszystkiego w jednym rozdziale. Każdy znikający budynek będzie więc trzeba wziąć pod lupę osobno. Na pierwszy ogień rzucam zatem zburzony właśnie gmach przychodni i apteki z rogu Szosy Chełmińskiej i ulicy Grunwaldzkiej. Na pierwszy rzut oka może niezbyt interesujący, jednak gdy się spojrzy na jego przeszłość, chociażby przez soczewkę „Nowości”... Wtedy okaże się, że budynek, wraz z sąsiadującym z nim przedwojennym słupem ogłoszeniowym (również przeznaczonym do wyburzenia, choć dzięki kolejnym miejskim inwestycjom została ich już u nas tylko garstka) był świadkiem niezwykłych rzeczy. Chociażby dramatycznie prezentującej się katastrofy tramwajowej, do której doszło 8 lutego 1975 roku.

W sobotę około godziny 11 przed południem doszło do tragicznego wypadku przy ul. Juliana Nowickiego (tak w czasach PRL nazywała się Szosa Chełmińska – to mój dopisek Sz.S.). Tramwaj linii nr 3 w pewnym momencie wykoleił się, a następnie wóz silnikowy wywrócił się bokiem, tarasując w poprzek jezdnię u wylotu ul. Grunwaldzkiej”.
Tak pisały o tym „Nowości” niemal 40 lat temu. Po szczegóły, wraz z relacją pana Ryszarda Grabowskiego, który podróżował wywróconym wagonem, wydostał się z niego, by później polecieć do domu po aparat fotograficzny, a po latach całe zdarzenie opisał, zapraszam do środowego wydania gazety.




Dawna przychodnia oraz apteka, jeszcze żywa, i w kolejnych stadiach destrukcji. Medyczne tradycje tego budynku były stosunkowo młode. Pan Ryszard, któremu zawdzięczam relację z katastrofy, wspominał, że przed wojną i po niej, w rozwalonej właśnie kamienicy był sklep kolonialny, a później spożywczy. Bardzo długo chodziło się tam pono robić zakupy u „Leguminy”. Skąd ta nazwa? Od nazwiska któregoś z właścicieli?



Dość już tej destrukcji. Oto imponująca kolekcja sopli w całym jeszcze oknie rozpieprzanego wyżej budynku. Jakieś dwa tygodnie przed jego końcem, wpadłem tam razem z redakcyjnym mistrzem szkiełka i oka, by uwiecznić pewne sąsiednie ruiny. Oj, bardzo ciekawy był to dom – ten wcześniej zrujnowany - nim został powalony. Nic po nim nie zostało... No prawie, to i owo udało się uratować, poza tym są też zdjęcia. Ofiara buldożera na pewno więc się tu jeszcze pojawi. Tymczasem proszę się skupić na dawnej przychodni, aptece, sklepie „Leguminy”, kolonialnym, itd., itp... i co jeszcze, Szanowny Panie Prezydencie? Nigdy na Pana nie głosowałem, ale w tej wyjątkowej sytuacji, mimo wszystko o marnotrawioną przeszłość zapytam...



Ej, pięknie się to wszystko składa. W tym samym czasie, gdy wpadły mi w łapy zdjęcia katastrofy na „Chełmionce”, wsadziłem nos w poświęconą tramwajom „Historię komunikacji miejskiej w Toruniu”, absolutnie niezwykłe dzieło opracowane przez panią Edytę Urtnowską, opiekunkę opisywanego tu jakieś półtora roku temu muzeum w podziemiach głównej siedziby Miejskiego Zakładu Komunikacji przy ulicy Sienkiewicza. Szkoda, naprawdę szkoda, że ta fantastyczna kronika, pełna nieznanych zdjęć oraz wydobytych z archiwów informacji, nie została jak dotąd wydana i jest tylko rękopisem. Miałem szczęście do niej zajrzeć, więc kasuję bilet, by ruszyć w niezwykłą podróż. Dzięki niej dowiedziałem się więc, że plany budowy linii tramwajowej nr 3 przez Szosę Chełmińską narodziły się już na początku XX wieku. Ostatecznie, po wielu perturbacjach związanych z własnością gruntów, pozwolenie na budowę udało się toruńskiemu magistratowi zdobyć 27 listopada 1906 roku. Inwestycja pochłonęła w sumie 29.667 marek i została odebrana 23 października AD 1907. Początkowo wiodła od Ratusza Staromiejskiego do rogu obecnej ulicy Grunwaldzkiej, czyli tam, gdzie 70 lat później wywrócił się wagon. Tory zostały ułożone na dystansie 1657 metrów. Już za polskich czasów, w roku 1930, szlak został przedłużony do ulicy Wybickiego (co w kronice zostało udokumentowane kserokopiami wycinków prasowych – w dowód uznania kłaniam się przed autorką jeszcze niżej). Z kolejnych dołączonych materiałów źródłowych wynika, że do Dworca Północnego tramwaje dotarły 22 lipca 1957 roku. „Trójka” szybko doczekała się jednak wersji 3a, od roku 1958 tramwaje z literką kończyły swój bieg na Wrzosach, przy skrzyżowaniu Szosy Chełmińskiej z ulicami Kwiatową i Lisią. Kursowały tam jednak niezbyt długo, jak pisze pani Edyta, w 1972 roku komunikacja na Wrzosy została zawieszona – mieszkańcy osiedla narzekali na hałas. Ostatni tramwaj do pętli przy Dworcu Północnym dotarł natomiast 16 lipca 1993 roku. Tym samym linia na Chełmińskie Przedmieście przeszła do historii. Niecałe dwa miesiące później przeprowadziłem się na Wrzosy i zacząłem poznawać „Chełmionkę”. Żadnego śladu jej niedawnej przeszłości tramwajowej jednak nie pamiętam. No, niezupełnie może, bo tory tramwajowe wciąż są na Szosie Chełmińskiej widoczne, a że swego czasu głównym moim środkiem miejskiej lokomocji był rower... Kiedyś, po deszczu, poślizgnąwszy się na szynach, mało nie wpadłem pod samochód. Pod tym względem linia „trójki” była jednak bardzo ciekawa. Jednotorowa z mijankami, jeden ze starych toruniaków opowiadał mi kiedyś, że na tej właśnie trasie najczęściej dochodziło do kolizji. Jakieś dziwne fatum musiało ciążyć nad „Chełmionką”, skoro tramwaje nie tylko zderzały się tam ze sobą, ale również wywracały się same, co na zamieszczonych tu archiwalnych zdjęciach widać.



Pochodzący z lat 30. słup ogłoszeniowy, w sprawie którego narobiłem w gazecie rabanu, chyba ocaleje. Zainteresowało się nim stowarzyszenie Nasz Podgórz, chce przenieść reklamowego weterana na lewy brzeg Wisły i ustawić przed podgórskim ratuszem, na pamiątkę stojącej tam do 1945 roku kolumny Litfasa, czyli słupa ustawionego jeszcze w czasach pruskich. Jak widać można, trzeba tylko chcieć. Mam nadzieję, że gospodarze miasta wreszcie wyciągną z tego jakieś wnioski i, zanim znów wyślą w pole buldożery zastanowią się najpierw, czy coś z tego, co ma zostać zrównane z ziemią warto uratować. Takim, między innymi, drobiazgom – panowie Gospodarze (czytelnikom spoza Torunia wyjaśniam, że Czasem Gospodarzy nazywa się ugrupowanie rządzącego miastem prezydenta Michała Zaleskiego) – Toruń zawdzięcza swoją wyjątkowość.



Walec przejechał, krajobraz po demolce.



Ślady katastrofy wyparowały nawet z ludzkiej pamięci, przynajmniej dla wszystkich, którym te zdjęcia zdążyłem pokazać, była ona zaskoczeniem. W sumie jednak, na „Chełmionce” niewiele się od lat 70. zmieniło, ten sam bruk, te same tu i ówdzie widoczne tory i domy. Fotografowana rzeczywistość nabrała tylko kolorów. Teoretycznie przynajmniej.



Obrazek niczym z powstania warszawskiego wzięty... A to Chełmińskie Przedmieście, w tle widać piękną willę przy obecnym hotelu uniwersyteckim. Przez lata zrujnowaną, ale niedawno odnowioną.



Willi nie sfotografowałem, mam jednak kamieniczkę, która również na tym zdjęciu się prezentuje i wciąż jeszcze stoi.



Jakie ładne drzewka, a obok niej komisja wypadkowa z przewodniczącym Miejskiej Rady Narodowej, Marianem Rissmanem, na czele. Swoją drogą mocno kontrowersyjną postacią, która doczekała się tablicy pamiątkowej wystawionej przez Młodzieżową Spółdzielnię Mieszkaniową.



W miejscu wyburzonych starych, zaniedbanych chałup, na „Chełmionce” wyrosną pewnie niebawem nowe bloki. Już zresztą to robią. Będzie ładnie, równo i czysto... Zamiast dziurawej ulicy pojawi się nowiutki asfalt. Zgoda, burzone przedmieście nie wyglądało najlepiej, ktoś je jednak do takiego stanu doprowadził. Główny operator magistrackiego buldożera nie jest pod tym względem winnym jedynym. Pan prezydent gospodaruje miastem trzecią kadencję, tymczasem zaniedbania na „Chełmionce” można liczyć w dekadach. Jak te domy wyglądały kiedyś? O tak, jak widać na załączonym obrazku. Szosa Chełmińska 64 AD 1917.