poniedziałek, 26 września 2011

Koniec wietrzenia

Ojej, serdeczne dzięki za troskę o rozwój strony. Dla mnie, jak dotąd, była ona głównie wentylem bezpieczeństwa - miejscem, do którego trafiały rzeczy, jakie z różnych powodów nie zmieściły się w gazecie...
Zgoda, ostatnio ją nieco zaniedbałem. Wakacyjne wycieczki po mieście, choć niezwykle ciekawe i inspirujące, spowodowały jednak, że od czerwca do końca sierpnia miałem w sumie chyba ze trzy dni wolnego. Proszę mi więc wybaczyć długie przerwy między kolejnymi wpisami. Zwykłe zmęczenie materiału...
Materiał się jednak przewietrzył i to bardzo! Wziąłem długi urlop (wcześniej jakoś nie miałem okazji go wykorzystać), ruszyłem w Polskę, by ostatecznie trafić na Ukrainę, w Czarnohorę i Gorgany. Pogoda była jak złoto, od wyjazdu tylko raz widziałem na niebie chmury. Uwielbiam wrzesień! A góry? Choćbym miał język przydeptywać na stoku, kocham każde, w całej ich wyniosłej okazałości! Czarnohora zaś... Chyba jeszcze nigdy nie przyszło mi zbliżać się do nieba w miejscu równie pięknym i fascynującym! Ile niesamowitych rzeczy zobaczyliśmy, jak wiele, na szlakach (i poza nimi) spotkało nas przygód! Każdy widok zapierał dech w piersiach (jeśli więc dodać jeszcze stokową zadyszkę, okaże się, że przez prawie cały czas byłem na bezdechu), niemal przy każdym kroku, spod buta wyskakiwały fantastyczne historie, w jakie ta ziemia jest przebogata!
Każdy dzień zaczynał się bardzo wcześnie i kończył bardzo późno, każdy był wypełniony wrażeniami po brzegi. Zdjęć i przygód przywiozłem więc tyle, że będę miał czym zapełniać stronę przez wiele długich jesiennych wieczorów. To była wspaniała podróż i słowo daję, że im bardziej, wracając, oddalałem się od Kutów i Kołomyi, tym serce stawało mi się cięższe. Marzy mi się, by kiedyś wziąć urlop nie na miesiąc, lecz na jakieś pół roku, pojechać w Bieszczady i przejść stamtąd Karpaty do ich samego wschodniego – bałkańskiego końca...
Cóż, może kiedyś... Tymczasem ściągnąłem pod swoją betonową strzechę prawdziwy przedwojenny huculski skarb. Poczytam, skopiuję zdjęcia i zacznę tkać opowieść – górską i przy okazji - toruńską.
Jeśli chodzi o przedwojenną reklamę wytwórni krawatów przy ulicy Świętego Jakuba, zresztą jedną z moich ulubionych... Od niej właśnie zacząłem kolekcjonowanie starotoruńskich napisów, jej zdjęcie pojawiło się tu jakieś dwa lata temu. Zdaje się też, że mistrz Roman Such, poświęcił tej fabryczce jeden z „Albumów rodzinnych”. Miejsce jest zatem opracowane, ale dobrze, że się teraz pojawiło. Dawna Galicja – a przynajmniej jej zachodnia część - cieszy się swoją wielopokoleniową tradycją. Wygląda jednak na to, a podczas ostatniej podróży miałem okazję się o tym kolejny raz przekonać, że żadne z jej miast nie może się pod tym względem z Toruniem równać. Miasto powinno więc o swoje ulotne reklamowe skarby zadbać, tymczasem jak ta troska wygląda w praktyce? No właśnie...
Anonima, który napisał o Bydgoskim chciałbym uspokoić. Nie brakuje mi sił, by zajrzeć czasem do parku. Nie sądzę również, bym dał się porwać pustemu kwileniu o urokach tej dzielnicy. Z pewnością nie dostrzegam całego zła, jakie ta część Torunia doświadcza. Nie mieszkam na Bydgoskim, choć z przyjemnością tam się kiedyś przeprowadzę. Znam je ze spacerów, również takich w dni śnieżne i deszczowe, oraz relacji znajomych. Na niektóre uchybienia zapewne nie zwracam uwagi, bo przywykłem do nich u siebie na Mokrem. O przedmieściu piszę jednak w gazecie bardzo dużo (o bandyckiej zabudowie na zapleczu ZUS-u także wspominałem), mam wrażenie, że czasami nawet aż do znudzenia. Wychodzę z założenia, że metoda Katona Starszego doprowadzi kiedyś do szczęśliwego rozwiązania problemów. Dlatego też byłbym bardzo ostrożny w krytykowaniu pomysłów ludzi ze Stowarzyszenia Bydgoskie Przedmieście, bo to o nich zapewne Anonimowi chodziło, gdy wspomniał o mrzonkach rzekomych aktywistów społecznych. Z ich pomysłami można się nie zgadzać, jednak sam fakt istnienia takiej grupy, która się o Bydgoskie upomina, moim zdaniem pozwala mieć nadzieję na lepszą przyszłość.







4 komentarze:

Grzegorz pisze...

Szymonie, bardzo Ci zazdroszczę tej eskapady na Ukrainę, sam też chciałbym tam kiedyś pojechać. Z niecierpliwością więc, czekam na następne opisy i zdjęcia. Nie ma co, dla mnie - trafiłeś z tematem w dziesiątkę. Pozdrawiam serdecznie :)

Kasia pisze...

a więc jednak się udało... pewnie dlatego, że nie miał kto rzucić złego uroku w tym roku;)

Mgiełka . pisze...

Po wspaniałym tekście widzę, że wakacje były udane, a baterie naładowane.
Z pozdrowieniami. :)

Anonimowy pisze...

Anonim przyjął wyjaśnienie do wiadomości. ;)
Ale co do Stowarzyszenia, pozwala sobie mieć pogląd odmienny.
Zwłaszcza iż podoba mu się jeden z punktów koncepcji, wypracowanej przez "Grupę reprezentatywną", mówiący o tym, co jeszcze w parku powinno się znaleźć, w brzmieniu: "miejsce pochłaniające głos, trampolina, stacja meteo, śmietniki (do selektywnej zbiórki) z efektami dźwiękowymi, Wi-Fi, zegar słoneczny (zegar analematyczny)". Niczego więcej Bydgoskie wraz z parkiem nie potrzebuje już, poza śmietnikami z efektami dźwiękowymi!!! (czekam z niecierpliwościa na propozycje odnośnie wygrywanej przez śmietniki melodii - może warto przeprowadzić konsultacje społeczne???). No i nietoperzem, którego też Grupa chce w parku dla zwalczanie meszek.
Śmiechu warte!!!
Odkrywcze sa też stwierdzenia, że park powinien być regularnie sprzątany, koszony i grabiony....
No a te liczne hamaki, w których bedzie leżakować miejscowa społeczność bydgoskoprzedmiejska.... ;)
A tak serio - park woła o prawdziwą koncepcję rewitalizacji, która opierała by się na ideach związanych ze sztuką projektowania parków i ogrodów, nie na wciśnięciu w jego przestrzeń kolejnych obiektów wykostkowanych, służących pseudozabawie. Park powinien być piękny jako miejsce zieleni, nie jako skupisko ścieżek dla psów, jeżdżących na rolkach, grających w piłkę do 11 wieczorem i pijaków leżących w hamakach....
I to by było na tyle, Szanowny Redaktorze.....