Brama Grodzka jest miejscem cudownym. Pełnym ludzi, którym się chce, pełnym ludzi, którzy składają się z samych wspaniałych pomysłów. Jest miejscem, którego Lublinowi ogromnie zazdroszczę. Czym mógłby być Toruń, gdyby miał taką perełkę u siebie? Europejską Stolicą Kultury na pewno, a myślę, że czymś znacznie, znacznie więcej. Cóż, Toruń ma wiele pięknych bram, ale żadna lubelskiej Grodzkiej nie sięga do pięt. Ta przykra dla ojczyzny Kopernika sytuacja, dla mnie przynajmniej, ma jedną niewątpliwą zaletę – bardzo mi miło do Lublina wracać, tym bardziej, że Teatr NN nie jest przecież jedynym cudem tego miasta, który jednoczy wokół siebie ludzi pod wieloma względami wielkich.
A Brama Grodzka przyjechała do nas pociągiem, a w zasadzie wagonem, który jest odłączany do różnych pociągów i podróżuje po całej Polsce niosąc opowieści o lubelskim gorącym lecie 1980 roku. Ambasadorom przyszłej Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku mogę tylko życzyć szerokiej drogi. Toruńskim skarbem są cegły perły gotyku. Piękne, ale martwe. Skarbem Lublina są właśnie tacy ludzie, którzy tym wagonem przyjechali. Ludzie, których poczynania z przyjemnym zafascynowaniem obserwuję od lat. I dzięki nim właśnie uważam, że ze wszystkich polskich miast ubiegających się o ESK, Lublin zasłużył sobie na ten tytuł najbardziej.
Powielacz na peronie.
Wagon na trasie.
Aparat w wersji bojowej nieco bardziej i nieco mniej.
2 komentarze:
zabawne jest to, że ludzie z Lublina uważają, że Lublin to martwe miasto i nic się w nim nie dzieje - nawet na studia chcą uciekać gdzie indziej... więc ta perspektywa od wewnątrz jest nieco inna i nie tak optymistyczna (w przeciwieństwie do Olsztyna, o którym nastoletni mieszkańcy wypowiadają się bardzo ciepło właśnie ze względu na mnogość inicjatyw, choć samo miasto nie jest szczególnie zachwycające).
Punkt widzenia zależy od obserwujących - chyba wszyscy lublinianie, których ja spotkałem, mieli na punkcie swojego miasta kuku.
Prześlij komentarz