poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Rysopis białego mordercy

Wpadł mi w oko jeszcze jeden opis tragicznego starcia tytana ludzkiego geniuszu z żywiołem. Dość zastanawiający, bo opis katastrofy RMS „Titanic”, którego autor popłynął bardzo na falach fantazji, ukazał się w „Słowie Pomorskim” w 20. rocznicę katastrofy, a więc w czasie, gdy sprawa była nadal żywo dyskutowana i jednocześnie na tyle świeża, że informacje na jej temat wciąż jeszcze można było czerpać od setek uratowanych bezpośrednich świadków dramatu.

W nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku, czyli 20 lat temu, wydarzyła się najstraszniejsza katastrofa okrętowa wszystkich czasów.
8 kwietnia 1912 roku angielski okręt „Titanic”, mający 45000 ton pojemności, opuścił port liverpoolski, aby odbyć pierwszą swą podróż do Nowego Jorku. Prasa angielska całe łamy poświęciła „Titanic’owi”, uważając go za cud techniki angielskiej. Okręt ten wywołał olbrzymią radość w całej Anglji.
Wśród pasażerów „Titanic’u” znajdowały się najsłynniejsze osobistości. Okręt wiózł 1400 pasażerów, poza tem 1000 osób załogi i oficerów. W oddziałach pocztowych znajdowało się 7 miljonów listów.
Pierwsze 6 dni podróży odbyły się bez najmniejszych przeszkód. Nadeszła niedziela 14 kwietnia. Ostatnia noc na pełnem morzu. „Titanic” płynął pełną parą wśród mroźnej gwiaździstej nocy. Napróżno przestrzegano kapitana Smitha przed groźnem niebezpieczeństwem płynących lodowców. Prezydent towarzystwa okrętowego „White-Stare”, Ismay, nalegał do pośpiechu, „Titanic” miał zdobyć nowy rekord szybkości – największy okręt świata winien być pod każdym względem bezkonkurencyjny...
Kapitan Smith siedział w palarni, na mostku komendanta znajdował się pierwszy oficer Mudlock. Jeden z marynarzy zameldował mu, iż okręt płynie w kierunku wielkiej góry lodowej. Mudlock nic sobie z tego nie robił. Cóż za znaczenie może mieć góra lodowa wobec potężnego olbrzyma ze stali i żelaza! Mudlock nie zmienił kierunku. Szkoda było każdej minuty. Wtem nagle promienie reflektorów „Titanic’a” rozświetliły olbrzymią białą masę. Mudlock osłupiał z przerażenia. Tak wielkiej góry lodowej nie widział jeszcze nigdy. Wysokość tego potężnego olbrzyma, który nie był dziełem ducha ludzkiego, lecz tworem przyrody, wynosiła 300 metrów ponad poziomem wody. Góra lodowa znajdowała się znacznie bliżej, niż przypuszczał to Mudlock. Pragnął on zapobiec zderzeniu, było już jednak za późno...
Nagle potężne pchnięcie wstrząsnęło okrętem. „Titanic” najechał na znajdującą się pod wodą część góry lodowej. Cała przednia część okrętu została dosłownie zmiażdżona, woda płynęła niepohamowanym niczem strumieniem do wnętrza.
W salonach okrętu powstała niebywała panika. Oficerowie starali się uspokoić pasażerów. Opowiadali, iż „Titanic’owi” nie może grozić żadne niebezpieczeństwo. Gdy kapitan Smith w pięć minut po zderzeniu przybył do kabiny radjowej i kazał dwom telegrafistom zwrócić się o pomoc, wyraz jego twarzy nie zdradzał żadnego niepokoju. Telegrafiści z uśmiechem na twarzy nadawali pierwszy sygnał alarmujący: Przybywajcie szybko. Niebezpieczeństwo.
Już po upływie 10 minut wpadł kapitan znowu do kabiny i blady jak trup, wydał pełen grozy okrzyk:
„Nadajcie S. O. S., ratujcie nasze dusze! Natychmiast! Toniemy!”
Działo się to o północy. Na dole grała muzyka, przez szpary sali można było zauważyć potężną białą masę. Na górze gorączkowo pracowali dwaj telegrafiści. Sygnał S... O... S... Ratujcie nasze dusze – rozbrzmiewał z anten „Titanic’a”, docierając do wszystkich okrętów znajdujących się w pobliżu. Jeden z okrętów natychmiast zmienił kierunek udając się na ratunek. Było już jednak za późno.
O godzinie 12.30 w nocy rozległ się rozkaz: „Wszyscy pasażerowie na pokład!” Wybuchła straszliwa panika. Okazało się, iż łodzie ratunkowe nie są w stanie pomieścić nawet trzeciej części pasażerów. Rozległy się sceny pełne najwyższej grozy. O miejsca na łodzi walczono na noże, padły strzały. Gdy opuszczono ostatnią łódź, na okręcie pozostało 1600 osób, skazanych na niechybną śmierć.
W kilka chwil potem „niezwyciężony” Titanic” poszedł na dno, a z nim 1600 osób...

Słowo Pomorskie z 13 kwietnia 1932 roku, wraz z oryginalną ortografią i wiedzą na temat.

Nie chce mi się prostować wszystkich meandrów fantazji, którym dał się porwać autor tej notki. Zwrócę tylko uwagę na dwa szczegóły. „Titanic” miał nieco ponad 50 metrów wysokości, zatem niemal sześć razy wyższego od niego lodowego giganta, z pewnością bezpiecznie dałby radę wyminąć, dostrzegając go odpowiednio wcześniej. Góra lodowa, która przerwała jego podróż, na powierzchni oceanu prezentowała się dość nikczemnie. Tak, jak widać na zdjęciu (ściągniętym przeze mnie z internetu) wykonanym niedługo po katastrofie z pokładu innego transatlantyku. Dowodem na to, że właśnie z tym kawałkiem lodu zderzył się „Titanic” miały być ślady czerwonej farby zdobiącej dolną część jego kadłuba.
Bzdurą są również powtarzające się również w relacjonującej katastrofę niemal na żywo, „Gazecie Toruńskiej” doniesienia o tym, że uderzenie zdemolowało cały przód tytana ludzkiego geniuszu. Większość ocalałych pasażerów kolizję ledwo odnotowała.
No i dla ścisłości, statek zabrał ze sobą na dno nieco ponad 1500 osób. Katastrofę przeżyło 700 pasażerów i członków załogi.

Brak komentarzy: