czwartek, 7 lutego 2013

Historie wyjęte z magla

Ale się wkręciłem... Jeden z czytelników zapytał mnie niedawno o los zapamiętanego z dzieciństwa magla z Szosy Chełmińskiej 64. Puściłem ogłoszenie w gazecie, no i się zaczęło! Ludzie dzwonili i opowiadali, o tym maglu i wielu innych. Wspominali urządzenia i to, jak godzinami stali w kolejkach do magla, czy też magli – jak to rodowici torunianie mówią. Bardzo to było ciekawe, ze względu na maszyny i te kolejkowe życie. Jedno z wydań swojej strony w środowych „Nowościach” poświęciłem więc maglowaniu, nieopatrznie prosząc społeczeństwo o kolejne wspomnienia. Tonąłem w nich później przez tydzień wściekając się, że nie dam rady wszystkich wskazanych miejsc odwiedzić, by wiedzę swoją na ten temat pogłębić. Chyba muszę dorobić się rozdwojenia, bądź jeszcze dalej posuniętego rozmnożenia jaźni, albo jakiegoś zespołu badaczy. Naturalnie jedną z osób, która odpowiedziała na apel była pani Halina Dondalska, właścicielka magla z głównej ulicy „Chełmionki”. Nasze zainteresowanie okazało się niestety, spóźnione. Nieznacznie, zabrakło kilkunastu miesięcy. Magiel został rozebrany, gdy zajmowane przez niego pomieszczenie zburzono, by zrobić miejsce pod budowany na sąsiedniej działce dom. Cholera! Miasto, w którym on powstał, nazywało się jeszcze Thorn, a na fabrycznej wizytówce napisane było Born & Schütze – czytelnikom spoza Torunia tłumaczę, że tak nazywała się fabryka kotłów i maszyn na Mokrem, jeden z największych zakładów w mieście. Taki nasz kawałek Łodzi, gdzieś już tu kiedyś przeze mnie opisany i fotograficznie sportretowany. Jeszcze raz cholera! Maglując te historie, dostałem maila od jednego człowieka, co też miał z tym miejscem związane wspomnienia i gotów był przyjąć nieużywany magiel z Szosy Chełmińskiej pod swoją strzechę. Oj, biedne jest to niemal 800-letnie miasto, które pozwala sobie na takie straty. Cóż, jego gospodarz, do opiekunów zabytków raczej nie należy... Dawnych właścicieli magla oczywiście odwiedziłem i wyniosłem od nich kopię pięknej fotografii domu wykonanej w 1917 roku. Proszę zerknąć. No brylant, no istny cud, prawda? A poza tym miejsce bardzo interesujące, muszę tam jeszcze wrócić.
Tak ten dom prezentuje się obecnie. Bez wieżyczki, ale patrząc na to, co się ostatnio na Chełmińskim Przedmieściu dzieje, i tak ma szczęście, że jeszcze stoi. A jakie skarby kryje wewnątrz! Czarno-białe zdjęcie z końca I wojny światowej nie jest jego cudem jedynym. Czas się tam zatrzymał jakieś sto lat temu. Miłośnikom plastikowych okien, szczególnie tym, co nałogowo szpecą nimi stare domy, chciałbym zwrócić uwagę na jedną rzecz. Stojąc tam na ulicy i dobijając się do drzwi, nie słyszeliśmy nie tylko dzwonka, ale również własnych myśli. Hałas dziurawej ulicy był straszny! Tymczasem na pokojach, o biegnącej tuż pod oknami drodze, natychmiast zapomnieliśmy. Widoczne na zdjęciu piękne okiennice nie były zamknięte, wiekowe okna skutecznie wytłumiły wszelkie współczesne odgłosy. Patrząc na to, co się ostatnio na chełmińskim dzieje... Bo trzeba wszystkim wiedzieć, że doskonale zachowane od XIX wieku toruńskie przedmieście pada właśnie pod obuchem przebudowy. Niespecjalnie uzasadnionej, bo budowa trasy, która te wyburzenia usprawiedliwia, jest raczej – delikatnie mówiąc – pod znakiem zapytania. Ten obuch pożyczyłem ze „Złego” Leopolda Tyrmanda. U niego Warszawa padała po wojnie pod obuchem odbudowy. W obu-ch wypadkach, efekt był chyba jednak podobny...
Oj tak, państwa Dondalskich koniecznie będę musiał jeszcze odwiedzić. Ich rodzina mieszka przy Szosie Chełmińskiej od XIX wieku, a tuż przed oknami ich domu znajdowała się słynna knajpa „Eldorado”, przed wojną bastion toruńskiej lewicy. To stąd, w 1936 roku wyszła demonstracja, podczas której zginął Julian Nowicki.
Jak trwoga to do Boga, a gdy trafi się coś interesującego z toruńskiego podwórka, najskuteczniej mądrzeje się w Muzeum Etnograficznym. Tam też więc poleciałem i lepiej trafić nie mogłem. Na zdjęciu poniżej najstarszy magiel w muzealnej kolekcji, pochodzący z podtoruńskiego Zarośla oraz XVIII wieku. A tak przy okazji... Przygodę z maglami zacząłem od weterana z „Chełmionki”, nazbierałem masę opowieści, ostatnio wleciał mi też jednak magiel cały. Jeszcze go nie widziałem, ale mieszkanka Kaszczorka, która chce go sprzedać mówi, że jest niemiecki jakiś. Ktoś reflektuje? Postaram się go zobaczyć, sfotografować i na stronę wrzucić.
Datę widać, inicjały – jak się później od jednego z czytelników dowiedziałem – zostawił budowniczy magla.
Swoją drogą, głupi ma zawsze szczęście. Kiedy zaczęły się do mnie dobijać magle, MET remontowało akurat swój skarbiec przy Rabiańskiej, przez co prawie wszystkie jego eksponaty do prania zastałem pod jednym dachem, a raczej strzechą spichlerza w skansenie staromiejskim.
No Miele się, miele... aż do dziś, bo maszyny tej firmy nadal są dostępne. Poza maglami, toruńskie Muzeum Etnograficzne ma też sporą kolekcję prapralek. Jak wszystko, fajową, bo też pierwsze takie urządzenia pojawiły się na Pomorzu już na przełomie XIX i XX wieku. Niektóre ich elementy były pono wtedy ściągane z Ameryki.
Fajne... Aż chce się zakręcić, prawda?
Kolejna prababcia frani, tym razem na wystawie w etnograficznym arsenale. Wystawie bardzo ciekawej, bo „napranym” eksponatom towarzyszą zdjęcia – co widać – i niewidoczny na tym zdjęciu ekranik z filmem prezentującym to wszystko w praktyce. Filmik, bardzo przekonywujący, został nakręcony nad Kaszownikiem.
Znów obrazek z wystawy w Muzeum Etnograficznym. Tym razem magiel w swojej najwcześniejszej postaci – wałek, na który nawijało się maglowaną tkaninę i deseczka odo jej przyciskania.
W historię z maglem dałem się wkręcić bez mrugnięcia okiem, bo sam dobrze wiem, jakie wspomnienia mogą budzić wałki pod obciążoną kamieniami skrzynią, wprawiane w ruch przy pomocy wielkiego koła i korby. U moich dziadków w Chełmnie stało urządzenie zapewne podobne do tego z Szosy Chełmińskiej w Toruniu. Powstało chyba w tym samym czasie, bo babciny magiel, zamiast międzywojennej tabliczki „Unia Chełmno”, nosił znamię „Maschinen Fabrik R. Peters Culm”. Nadal je nosi (co widać na fotografii), tylko babci i dziadzia już nie ma. Dziś magiel jest gadżetem ozdabiającym podwórko, za moich czasów stał w garażu. Jego korbą kręciłem często, jednak tylko dla własnej fantazji. Wtedy niczego się już tam nie maglowało. Kiedyś tylko jego wałki wykorzystałem w charakterze żaren. Rozgniotłem przy ich pomocy ziarna pszenicy, a biały urobek później pozbierałem i zeżarłem. Dzieckiem w kolebce (kto łeb urwał Hydrze) niemal wtedy byłem. Co wcale nie znaczy, że dziś bym podobnie ziarna nie przemaglował. Zmiażdżona pszenica może smakować jak ambrozja. Wszystko zależy od okoliczności jej spożywania.
Generalnie jednak pluję sobie w brodę, bo nigdy babci o maglowanie nie zapytałem. Z rolltuchem, czyli specjalną tkaniną, w którą zawijało się maglowane pranie, pierwszy raz poznałem się więc w toruńskim Muzeum Etnograficznym. Tymczasem babcia również coś takiego posiadała. Cóż, młody i głupi byłem. A w każdym razie krótkowzroczny.
Magiel jaki jest, każdy widzi.
Od brudów, przez balię i maglowanie, po sznurek, na którym wiatr ciuchy suszy. Rolltuch wszystko o praniu ci powie...

4 komentarze:

Anek pisze...

Rok temu w archiwum znalazłam projekt budowy domu przy Szosie Chełmińskiej 64. Przypadkowo tego samego dnia, ale wcześniej zrobiłam zdjęcie tego, co z tego budynku pozostało. Nadal nie mogę uwierzyć, że to jedna i ta sama budowla.

Chciałam zaznaczyć, że o wieżyczce i cudownościach ozdobnych numeru 64 raczyłam szanownego sąsiada wówczas powiadomić ;) Nie mogłam ich tylko udowodnić naocznie, bowiem aparat zrobił psikusa i zdjęcia na karcie nie zapisał. Zamiast zdjęcia na karcie znalazłam folder podpisany chińskimi znaczkami i trzeba było zrobić odzysk...

Anonimowy pisze...

Magiel stary egzemplarz można znaleźć na ul. Chrobrego 7 w piwnicy . Lokatorzy ( ze składek )kupili w latach 60 XX wieku stary wysłużony magiel . Poskładali go do kupy wyremontowali i używali ( teraz już mniej ). Kręciłem tam korbą nie raz . W mieście były magle na ul św.Ducha tuż przy Bramie w piwnicy( kamienica ma na szczycie chłopa z workiem ). Ul.Kopernika w piwnicy ale wejście od ulicy na przeciwko był zakład Zygmuntowicz - Trumny . Teraz jest tam Biuro Podróży .To były magle elektryczne .Pozdrawiam Z .

Anonimowy pisze...

Maglowało się za naszych czasów u babci i dziadka w Chełmnie, maglowało. I pościel i obrusy i inną krochmaloną bieliznę. Tyle, że nie przy gościach. Albo nie trafiłeś w odpowiednim terminie, kuzynie.

SzymonS pisze...

Marta! Bardzo się Cieszę, że Cię widzę i chylę czoła przed i nad Twoją stroną!
No tak, gdyby dziadkowy magiel nie był używany, byłby zakurzony i zardzewiały, a nigdy go takim nie widziałem. Szkoda, że się na maglowanie nie załapałem, pewnie za bardzo bywałem na Rynkowej gościem...
Uściski, Twój czytelnik.