poniedziałek, 11 lutego 2013

Nieszawa wychodzi spod ziemi

Stąpa człowiek po ziemi od tylu lat, ale to co się pod nią kryje, nadal go zaskakuje. Średniowieczna Nieszawa, która została założona obok zamku dybowskiego, ukryta jest jakieś pół metra pod poziomem gruntu. Dziś można przejść nad nią nieświadomie, podziemnego istnienia jej reliktów nic nie zdradza, dokoła są tylko nabrzeżne pola. Dzięki temu jednak stały się one archeologiczną sensacją, podobnych miejsc, gdzie na gruzach zburzonego setki lat temu nic już nie wyrosło, jest w Europie niewiele. O prowadzonych tam na przełomie lata i jesieni, dość nowatorskich jak na polskie warunki badaniach archeologicznych, już kiedyś pisałem ODKOPYWALIŚMY MIASTO POMPEJĘ, teraz dostałem ich wyniki i z błogosławieństwem badaczy z warszawskiej firmy Prodigi, się nimi dzielę. Niżej można więc zobaczyć, jak zaginione wędrujące miasto prawdopodobnie się prezentowało. Wędrujące, bo pierwotnie Nieszwa powstała w sąsiedztwie zamku w Wielkiej Nieszwce. Stąd Krzyżacy ruszyli na podbój północy, tu również mieli swoją jedyną położoną na lewym brzegu Wisły warownię, którą jednak podczas Wielkiej Wojny w 1410 roku zajęli Polacy. Po traktacie w Mełnie AD 1424 osada została na rozkaz Władysława Jagiełły zburzona, jednak w roku 1425 monarcha lokował ją ponownie, naprzeciw i na przekór krzyżackiemu wtedy Toruniowi. Miasto rozwijało się szybko, konkurując handlowo ze swoim wielkim sąsiadem. Bardzo skutecznie, czego dowodzi choćby najazd torunian i Krzyżaków w 1430 roku, po którym Nieszawa dość szybko się jednak otrząsnęła. Nie dotrzymała jednak pola konkurencji, czy też może raczej w pole się zamieniła, gdy Toruń stał się sercem antykrzyżackiej opozycji w drugiej połowie XV stulecia. Jednym z żądań zbuntowanych mieszczan przedstawionych królowi Kazimierzowi Jagiellończykowi było zburzenie Nieszawy. Słowa ciałem się stały i we wczesnych latach 60. XV wieku miasto zostało przeniesione na swoje obecne miejsce. Archeologom, którzy przyłożyli do ziemi ucho swojej maszynerii, nie udało się w zeszłym roku odnaleźć północnej pierzei nieszawskiego rynku, przeszkodziły temu nabrzeżne krzaki i drzewa. Pod znakiem zapytania znajduje się również istnienie ewentualnych fortyfikacji przygranicznego miasta. Okazji do odpowiedzi jednak nie zabraknie, badania tego niezwykłego miejsca będą w tym roku kontynuowane.
Nieszawa z południowej strony. Miasto istniało raptem jakieś 35 lat, rozrosło się jednak do rozmiarów toruńskiego Starego Miasta. Według jego badaczy, miało jakiś tysiąc mieszkańców. Sporo, jak na XV wiek, więcej niż liczył sobie wtedy Grudziądz. Działki w drugiej Nieszawie posiadało wielu prominentów Królestwa Polskiego, co nie znaczy oczywiście, że kiedykolwiek ją odwiedzili.
Archeolodzy mają lada moment wrzucić do internetu film ze swoich poszukiwań. Gdy już to zrobią, postaram się go podpiąć. Poza tym jednak telewizja Planète bardzo konkretnie przymierza się do nakręcenia filmu o zaginionym mieście. Materiał jeszcze nie powstał, ma już pono jednak zagwarantowanych kilkanaście emisji. Jest jednak mały problem, na jego nakręcenie brakuje pieniędzy, stąd więc apel do wszystkich mecenasów kultury w regionie – pomożecie? Sponsorzy zostaną uhonorowani w napisach, a i gazeta pewnie ciepłych słów i nie poskąpi.
Jeszcze raz miasto z lotu ptaka. Budowlą po prawej stronie jest zamek dybowski.
Widok nabrzeża jest bardzo hipotetyczny, północnej części miasta nie udało się jeszcze przebadać, ze względu na roślinność, która nie pozwala wejść tam z aparaturą.
Tak mógł wyglądać rynek w Nieszawie. Był większy od toruńskich, miał jakieś 140 na 140 metrów, rynek Starego Miasta w Toruniu ma 105 na 109 metrów. W jego centrum stał murowany zapewne ratusz, jedno z najcenniejszych odkryć prowadzonych w ubiegłym roku nieszawskich badań.
Kościół św. Mikołaja w oczach współczesnych archeologów i - nieco dalej - naocznych świadków.
Jeszcze raz, pochodzący z XVIII wieku obrazek zamku dybowskiego z narożnym widokiem rozebranych na początku następnego stulecia ruin kościoła św. Mikołaja.
Ulica tamtej Nieszawy. Badania elektrooporowe nie potwierdziły istnienia bruku, co jednak nie musi oznaczać, że go tam nie było. Cenny kamień mógł zostać podczas burzenia zabrany. Nihil novi, kościół św. Mikołaja, na który trafiła podczas swoich badań pani Lidia Grzeszkiewicz-Kotlewska, został pono rozebrany fundamentalnie, czyli z fundamentami włącznie.
Tak to wszystko wygląda z lotu ptaka, czy też raczej urządzenia do badań magnetycznych, które sunie po ziemi i wyłapuje ukryte pół metra pod jej powierzchnią anomalie. W powiększeniu wyraźnie widać, że od ulicy budowle były okazałe, natomiast z podwórek impulsów przyszło znacznie mniej. Najwyraźniej znajdowały się tam szopy, wychodki i inne mniej solidne konstrukcje.

Brak komentarzy: