sobota, 17 sierpnia 2013

Świat w miniaturze

Łazęgi po parkowej krainie beztroski, ciąg dalszy. Zadziwienia również, chociażby z powodu dość upiornych i krzywych min towarzyszącym nam na szlaku aniołków. Rzeźbiarz musiał mieć żal do życia, by stworzyć takiego potwora...
Skrzydlate upiory to na szczęście jednak tylko jedna strona poczdamsko-rezydencjonalnego medalu. Zostawiając za sobą słynny wiatrak, dotarliśmy najpierw pod, oranżerię. Ciekawą, w swej remontowanej właśnie całości i niemal każdym, wciąż czekającym na renowację szczególe.
Rany, znowu schody. Fryderyk Wielki był skuteczny na polu bitwy, o wojnie z trzema schodami najwyraźniej jednak nie pomyślał. Z drugiej strony jednak... Widok z wysokości był całkiem ciekawy. Trawa, ludzie na niej i posągowa łuczniczka mierząca w krzaki.
A oto oranżeryjne zaniedbane detale. Wreszcie w tym raju widzę coś znajomego... Swoją drogą, ciekawe, jak bardzo te wszystkie poczdamskie zabytki były za komuny zdewastowane, skoro duszący się we własnym dobrobycie Niemcy dopiero teraz starają się przywrócić im normalną postać. Chciałem napisać dawny blask, ale nie lubię tego określenia. Bywa, że zdobi ono różne czoła wieńcem laurowym, a tu przecież chodzi o rzeczy oczywiste.
Drzewa, mniejsze lub większe krzaki, a tu nagle siurpryza. Taaaki królewski pałac! Wzniesiony ogromnym kosztem po wojnach napoleońskich jako symbol możliwości państwa Wilhelmów, czy też może raczej, bardzo polskiego – zastaw się, a postaw się.
I to na długie lata, bo ta rezydencja, jeszcze w czasach NRD była poligonem doświadczalnym pracowników naszych PKZ-ów.
Pałac jest w remoncie do dziś. W sumie się temu nie dziwię, bo zapewne trudno jest doprowadzić do normalności miejsce, które nigdy chyba w pełni normalne nie było. Te anielskie mordy tak bardzo zakazane. Krzywe latarnie...
U nas mówi się, że słoma komuś z butów wystaje. To pewnie dlatego właśnie, aby ochronić się przed ukłuciami, niektórzy pakują do sandałów giry opakowane skarpetami. Tu tymczasem zza głowy wyrastają paprocie. Z dwojga złego, wolałbym już chyba dać się w skarpetach puścić, by znaleźć to, co raz na ruski rok w paprociach kwitnie...
Nasi zachodni bracia kiedyś wymyślili Króla Olch, ale dziś kwiat paproci wielu z nich zapewne by nieświadomie rozdeptało. W licealnych czasach przedstawiłem raz niemieckiego kolegę bawiącego w Toruniu przy okazji wymiany młodzieży, staromiejskiemu hydrantowi (hydrant był podobny do człowieka – trzymał się prosto, miał dwie łapy i coś na kształt łba). Kolega niemal zagłębił się po tym zadem w bruk, a później długo wyzywał mnie od idiotów. Ja rozumiem, porządek musi być... 
Pałac jakoś mnie w zachwyt nie wprawił. Przegrał w każdym razie z rozesłaną przed nim trawą. Rozkładając się na niej,  coś jednak zapewne zyskałem i straciłem.
Odrywając wzrok od pałacowej fasady, wpadłem na fontannę i wronę. Wrona von Tanna.
Park wokół królewskich rezydencji jest ogromny, pełen mniejszych pałacyków i innych budowli.
Budowli i roślin. Kiepsko znam się na zieleni, wie ktoś może, co to za drzewo?

Budowli, roślin i zwierząt.
Pawilonik udający antyczną rzymską łaźnię.
Bardzo urokliwe miejsce.

Gdyby ta ryba, zamiast sikać wodą, ją piła, byłaby z niej ryba piła.
Cholera, a może ta łaźnia była tutaj? Możliwe, już nie pamiętam. Z Berlina wróciłem dwa miesiące temu...
O, nasi tu byli... sąsiedzi zza wschodniej granicy.
China made in Germany, czyli pawilon chiński. Świat w parkowej miniaturze.
Taki kiczowaty nieco i przesłodzony.
Opowiem ci bajkę, jak kot palił fajkę. Tak się mówi u nas, w Poczdamie jednak pykaniem z fajeczki najwyraźniej zajmuje się królewski orzeł.
Na parkowej bramie znów nas witają monarsze monogramy. My jednak je żegnamy, zamykamy za sobą wrota i wychodzimy. Auf Wiedersehen.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Redaktorze,
jako osoba tak leciwa, że była w Poczdamie jeszcze w czasach NRD, zaświadczam, że zdewastowany on wówczas nie był aż tak strasznie. fatalne były, i to już po obaleniu muru, jedynie pomieszczenia WC w archiwum mieszczącym się w przyległościach Oranżerii, skąd po jego zamknięciu prawie po ciemku przemykałam przez pogrążający się w ciemnościach park. Pożytek z obalenia muru był taki, iż by dotrzeć do Poczdamu nie trzeba już było pociągiem okrążać całego wrażego Berlina Zachodniego, co trwało jakieś półtorej godziny.

W ramach pouczenia ;) :
1/ Neues Palais powstał jeszcze w latach 60. XVIII w.!!!!, a nie w epoce napoleońskiej.....
2/ Wspomniane drzewo to cypryśnik błotny!

No i zażalenia -czemuż nie ma zdjęć mojego ulubionego miejsca - pałacyku Charlottenhof, siedziby następcy tronu, przyszłego króla FW IV???

A cały park to jedno z może kilku najbardziej ulubionych miejsc, poza Toruniem, rzecz jasna ;)
Byłam tam tyle razy, że znam chyba każdy prześwit, każdą perspektywę, wygięcie ścieżek...

Anek pisze...

A ja myślałam, że się znam na drzewach. Szacunek!

W Wybczu rośnie takie coś:

https://picasaweb.google.com/103307061288848846702/NieogarBezPiatejKlepki#5914276735658837554

Czy Pani Profesor może pomóc?

A do Nawry znów można się wbić... Zabezpieczenie okien było z pustaków czy innych płyt gipsowych cieńszych od tych na ścianki działowe :/

Anonimowy pisze...

Ktoś wołał o pomoc? :)

Drzewo to surmia, na dodatek wielkokwiatowa! :)

Anek pisze...

0_o Dziękujem!

To ja się teraz będę chyba z każdym drzewem zwracać pod właściwy adres...

Anonimowy pisze...

Służę, rozminęłam się bowiem z fachem! ;)
(choć lista znanych gatunków nie jest długa......)