piątek, 9 grudnia 2016

Samochodziki i ich panowie, czyli początki motoryzacji w Toruniu

Na początku proponuję przygotować sobie solidną porcję dobrej kawy, to będzie długa i nudna historia. No dobra, postaram się, aby nudna nie była, ale ze względu na bogactwo wątków, nieco mi się rozrosła. Korzystając z niebywałego luksusu jakim jest chorobowe - nie mogę nigdzie wyłazić, więc nic mnie nie goni - wyciągam ją z lamusa, nim mi się całkiem zakurzy.
 Co do kawy - może to być kawa słodowa Kathreinera, której reklamą z czerstwymi dziećmi zachwycała się swego czasu Ania Zglińska. Ten zachwyt musiał podziałać jak magnes, ponieważ niebawem dostaliśmy od naszej ulubionej sąsiadki dość nietypowy prezent - tabliczkę, którą sąsiadka akurat znalazła na ulicy. Wykopali ją (tabliczkę, nie sąsiadkę) panowie podłączający kabel do nowego architektonicznego koszmaru mieszkalnego, czyli bloku Młodzieżowej Spółdzielni Mieszkaniowej. Emaliowana tabliczka wyglądała prawie jak nowa, faktycznie jednak musiała pamiętać jeszcze czasy kaisera i sklep, jaki zapewne znajdował się gdzieś w okolicy, w którymś ze zburzonych przed laty budynków szkieletowych.
Płynąc na tej kawowej fali, bądź korzystając z kawowego magnesu, który przyciągnął już kawa-łek antycznego żelastwa, nieco później Ania złowiła jednorożca. Albo kwiat paproci. Albo polityka, który rozpoczynając karierę, nie przestaje tracić kontaktu z rzeczywistością. Albo coś równie niespotykanego, ale od lat poszukiwanego, czyli pierwszy samochód w Toruniu. Na dodatek złapała go na martwą przynętę, bo wpadła na niego zbierając informacje na temat epidemii cholery.
Ja na ten pierwszy samochód polowałem przez ładnych kilka lat. Przekopałem kilka roczników gazet z początku XX wieku, znalazłem wzmiankę o pierwszym samochodzie w Grudziądzu, początki motoryzacji w Toruniu, cały czas się jednak przede mną chowały. Cóż, może to dlatego, że nie zajmowałem się wcześniej reklamami kawy Kathreinera.
Tak ponad sto lat temu prezentowała się ulica Mostowa w Toruniu - obrazek pochodzi z zasobów Kujawsko-Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej. Proszę spojrzeć, ile przy niej rośnie drzew i ile roślin jest na balkonach, ale to tak na marginesie. Tutaj w czerwcu 1894 roku wtoczył się i zatrzymał pierwszy w Toruniu pojazd napędzany końmi mechanicznymi.
Pierwsza dorożka bez koni, pędzona benzyną, przybyła wczoraj po południu do Torunia i zajechała lekko a bezpiecznie do hotelu pod Czarnym Orłem - informowała 122 lata temu "Gazeta Toruńska".

Hotel istnieje do dziś, chociaż z czasem stracił kolor. Na początku wieku był jednym z najlepszych w mieście.
No dobrze, a co z tym wszystkim ma wspólnego kawa? To ona właśnie, a nie benzyna, sprowadziła do Torunia pierwszy samochód!
Dorożka benzyną pędzona już opuściła Toruń. Był na niej napis z daleka widoczny "Kathreiners Kneip-Malz-Kaffee München". Reklama to więc. Jeździ tą dorożką agent podróżujący w interesie owej kawy. - To oczywiście kolejny fragment z "Gazety Toruńskiej" z 1894 roku.

Na obrazku u góry widzimy dorożkę benzyną pędzoną (swoją drogą brzmi to jak jakaś obelga. A to dorożka benzyna pędzona jedna!) z pierwszej reklamy samochodowej, jaka pojawiła się w toruńskiej Księdze Adresowej. W 1908 roku w ten sposób polecał swój warsztat przy ul. Bydgoskiej 84, Oskar Klammer. Z tego co pamiętam, numer tej kamienicy się nie zmienił, budynek posiada również oficynę z wygodnym dojazdem, idealne miejsce na warsztat samochodowy oraz punkt sprzedaży i naprawy kołowców nazwanych nieco później rowerami.
W historię pana Klammera się nie zagłębiałem. Jego reklama pojawia się w Adresbuchu jako pierwsza, jednak punkty sprzedaży i napraw samochodów działały w Toruniu już wcześniej. Jakieś dwa lata temu pisałem w "Nowościach" o napadzie, do którego doszło w październiku 1905 roku na sklep zegarmistrza i jubilera Hugo Siega przy ulicy Elżbiety, a dziś Królowej Jadwigi 5.
W tamtych czasach witryna nie była tak szpetnie oklejona jak teraz.
Złodzieje weszli oknem z ulicy do piwnicy i stamtąd do sieni, skąd dostali się po rozbiciu podwójnych drzwi do wnętrza składu. Skradli 35 złotych zegarków męskich, 157 złotych i srebrnych zegarków dla pań, przeszło 800 pierścieni, bransoletek, kolczyków i innej biżuterii. Nikt niczego nie słyszał i nie widział, straty oszacowano na 25 tysięcy marek. Sprawa szybko nabrała międzynarodowego charakteru.
Jako podejrzanych o dopuszczenie się kradzieży u jubilera Siega aresztowano dwóch poddanych rosyjskich - informowała „Gazeta Toruńska” w ostatni dzień października 1905 roku. - Obaj w dniu popełnienia kradzieży udali się nad ranem do tutejszego mechanika Gęsickiego, by dla dalszej jazdy nabyć samochód. Gdy atoli pan G. podał im cenę za wysoką, odjechali umyślnie najętym parowcem ku rosyjskiej granicy. Na telegraficzne zawiadomienie przytrzymano ich w Silnie.
Z zakupu auta nic nie wyszło, z czego podejrzani w gruncie rzeczy powinni się jednak cieszyć. W tamtych czasach, uciekając samochodem, nie mogli raczej myśleć o dyskrecji, pojazdy, wszędzie gdzie się pojawiły, budziły sensację. Trudno też było w tym przypadku marzyć o ucieczce w amerykańskim stylu. Samochody były wtedy w stanie rozpędzić się do 40 kilometrów na godzinę, a zgodnie z przepisami, o czym informowała "Gazeta Toruńska" w 1908 roku, w terenie zabudowanym mogły się poruszać z zawrotną prędkością 15 kilometrów na godzinę.

Rosjanie zostali zatrzymani przez załogę komory celnej w Silnie. Tam okazało się, że ścigani to „...dwaj rosyjscy hrabiowie, podążający ze strony Berlina do ojczyzny na pogrzeb - pisała „Gazeta Toruńska” 31 października 1905 r. - Ponieważ dla strajku w Królestwie i Rosyi pociągi nie kursują, więc dojechali do granicy wodą, a dalej podążyli wozem”.
Prawdziwych złodziei, jak dotąd, w gazecie nie udało mi się wytropić. Sieg stanął jakoś na nogi, swój zakład prowadził w Toruniu do 1925 roku. Dla nas w tym momencie ważniejszy jest jednak Teodor Gęsicki, u którego rosyjscy hrabiowie zamierzali kupić auto.
Jak widać na załączonym obrazku z Księgi Adresowej wydanej w 1897 roku, Gęsicki początkowo specjalizował się w rowerach i piorunochronach. Jego warsztat znajdował się przy Wielkich Garbarach 14, dziś 8. O tu:
Jeszcze przed 1920 rokiem Gęsicki przeniósł się na Bydgoską 41.
Mamy już pierwszy samochód, jeden z pierwszych warsztatów, teraz warto by się było rozejrzeć za pierwszym prawem jazdy. Wytropił je pan Bohdan Orłowski, gospodarz strony oToruniu.net.
Pierwsze w Toruniu przez władzę policyjną wydane pozwolenie (4.12.1905 r.) na prawo jazdy samochodem opiewa (po niemiecku oczywiście, że: „…Antoni Kamula z Torunia jest obeznany z maszynowymi urządzeniami wozu silnikowego i umie w zupełności z niemi się obchodzić - pisało "Słowo Pomorskie" jesienią 1932 roku.
Cytowany na oToruniu.net artykuł ze "Słowa" został ozdobiony ciekawymi zdjęciami antycznego pojazdu i jego właściciela, co pan Bohdan na swojej stronie wykorzystał - polecam. Przedwojenni dziennikarze popełnili jednak błąd pisząc, że samochód Kamuli był pierwszym, jaki pojawił się w mieście. Nie zmienia to jednak faktu, że w 1905 roku, kiedy piekarz razem ze swoim kolegą, Janem Ruchniewiczem, właścicielem fabryki pierników, która znajdowała się na rogu obecnych ulic Kościuszki i Wojska Polskiego, wsiadł do auta i wjechał nim na Rynek Staromiejski, wzbudził sensację.
Jak opowiada p. Kamula, każde ukazanie się tego wozu w mieście bądź na szosie wzniecało panikę wśród koni: wywracanie się wozów do rowów i ponoszenia przez konie było na porządku dziennym, tak, iż nieraz na szosie, ujrzawszy daleka zaprząg konny, p. Kamula musiał swój samochód zatrzymać, by przeczekać, zanim konie przejadą - pisało "Słowo". - Miał p. Kamula nawet wypadek przejechania: na szosie dziewczynka z przestrachu, na widok takiego „potwora” dostała się pod samochód, na szczęście jednak pomiędzy koła, zaś dzięki wysokiemu umieszczeniu podwozia, samochód przejechał nad dzieckiem, nie wyrządziwszy mu żadnej krzywdy.

Swoją drogą możliwe, że Antoni Kamula kupił w 1905 roku samochód u Teodora Gęsickiego. Jego piekarnia przy Krzyżackiej (dziś Ślusarskiej) 7 znajdowała się tuż obok warsztatu.
Być może również był to ten sam pojazd, jaki okazał się zbyt drogi dla dwóch rosyjskich arystokratów. Kamula otrzymał prawo jazdy w grudniu 1905 roku, Rosjanie chcieli kupić auto pod koniec października. Naturalnie są to tylko moje przypuszczenia.
Piekarnia Kamuli musiała cieszyć się dobrą sławą, pan Antoni inwestował również w nieruchomości. Kiedyś w Archiwum przez przypadek dostałem teczkę domu na rogu ul. Kościuszki i Batorego. Lubię go, więc do papierów zajrzałem. Okazało się, że dom zbudował właśnie Antoni Kamula, niestety jednak gdzieś posiałem notatki, zatem szczegółów nie podam.
Sam piekarz tam raczej nie mieszkał, obrał sobie lokum bardziej reprezentacyjne. Po zniesieniu części fortecznych ograniczeń budowlanych, magistrat zabrał się za urządzanie najbardziej eleganckiej części miasta. Wytyczono wtedy ulicę Kerstena, o której w 1913 roku prasa pisała, że będzie najpiękniejszą ulicą Torunia. Już wcześniej, w rejonie obecnej ul. Chopina, rozpoczęła się budowa kamienic. W 1907 roku stanął tu dom zaprojektowany przez toruńską spółkę architektów Rosenau & Wichert.
Kamula był jednym z pierwszych jej lokatorów.
Piękna kamienica została ponad dwie dekady temu wpisana do rejestru zabytków. Kilka lat temu zmieniła właściciela. Nowa gospodyni najpierw oczyściła budynek z mieszkańców, a później miała przystąpić do urządzania tu apartamentów.
Z planów nic nie wyszło, kamienica została zamurowana. Kilka razy wprowadzali się do niej bezdomni, w listopadzie 2014 oraz listopadzie 2015 roku doszło tu do dwóch tragicznych pożarów. W pierwszym jeden z bezdomnych, szukając ucieczki przed płomieniami, wyskoczył z piętra na bruk dziedzińca i zmarł w drodze do szpitala. W drugim policjanci wynieśli z budynku podduszonego już dzikiego lokatora, jednak mimo reanimacji, człowiek zmarł. Po każdej wizycie bezdomnych wejścia były na nowo zamurowywane, jednak to murowanie przypominało walkę z wiatrakami.
Niedawno właściciel zmienił się ponownie. Przystąpił raźno do dzieła, porządkując wnętrza. Rozmach, z jakim to robi, budzi spory niepokój, jednak niemal każdy jego krok jest bacznie śledzony przez spore grono społeczników, którzy już kilka razy narobili wokół tego rabanu.
Antoni Kamula mieszkał przy Chopina 26 do emerytury. Pod koniec lat 20., lub na początku 30. przeprowadził się na Słowackiego 47.
Na zakończenie kłania się Państwu samochód z pochodzącej z 1908 roku reklamy zakładu samochodowego przy ulicy Strobanda 20. Gdzie wtedy była ulica Strobanda? Dla ułatwienia dodam tylko, że dziś budynek, na którego zapleczu znajdował się warsztat, ma numer 26 i znajduje się w nim hinduska knajpa.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Może pan Kamula jest na zdjęciu z budowy tego domu z ul Kościuszki a Batorego . Batorego wówczas Schwerin Strasse .Fotka z kalendarza z 2016 r .