środa, 11 kwietnia 2012

Chałupo, zostań tu!

Kiedy pierwszy raz trafiłem do Włęcza, pochodzącej z końca XVIII wieku kantorówki w ogóle nie zauważyłem. Przyjechałem tam jakoś w 2008 roku i nie zwróciłem na nią uwagi, pewnie dlatego, że sąsiadujący z nią cmentarz tonął wtedy w krzakach, które ograniczały widoczność. Poza tym jechałem rowerem z Torunia, przez Aleksandrów Kujawski, Ciechocinek i Nieszawę, nogi zaczynały mi już więc wychodzić z obolałego tyłka. Zdziwiłem się widząc tyle zrujnowanych domów i szkoda, że ich nie fotografowałem, bo na pewno spora część ruin do dziś już zniknęła.
Z drewnianą chałupą miało być inaczej. Teren, na której ona stoi, należy do koncernu Energa, przylega jednak do cmentarza ewangelickiego, toruńska parafia protestancka wystąpiła więc z prośbą o jego zwrot. Energa na to wstępnie przystała, a zrujnowaną chałupą zainteresowali się społecznicy z Czernikowa gotowi poddać ją gruntownej renowacji. Parafia temu przyklasnęła i obiecała przekazać chatę bezdomnym, jak dotąd, społecznikom na siedzibę. Pięknie, prawda? Nic tylko przyklasnąć! Lepiej jednak oszczędzić spuchnięte prawice. Wygląda na to, że Enerdze zabrakło energii, by doprowadzić rzecz do końca. Ludzie są gotowi, by chałupę zabezpieczyć, czekają jednak na załatwienie formalności, a Energa z tym zwleka. Pismo, jakie dawno temu obiecała wysłać do parafii, nadal nie dotarło, dom tymczasem w dramatycznym tempie się rozpada. Tak wyglądał w grudniu 2011 roku, gdy z powietrza ujął go swym obiektywem Daniel Pach, za co zresztą został wyróżniony w konkursie fotograficznym BZ WBK CHAŁUPA Z WŁĘCZA W OBIEKTYWIE DANIELA PACHA. Swoje zdjęcia bardziej przyziemne, zrobiłem w marcu i kwietniu, a więc niecałe cztery miesiące później.

Jeszcze niedawno wydawało mi się, że opisując teraźniejszość tego wyjątkowego budynku: koncernowi Energa, toruńskiej parafii protestanckiej, a przede wszystkim społecznikom z Czernikowa, napiszę w gazecie laurkę. Wszystkim przecież los przycmentarnej kantorówki wydaje się leżeć na sercu. Komu bardziej? W tej chwili piłka leży po stronie Energi, która obiecała oddać ją już kilka tygodni temu. Jak dotąd jednak, (a mamy już połowę kwietnia) tego nie zrobiła...



Wiosną przyroda budzi się do życia. Chałupa, tymczasem, umiera...
Chata, jej zaśmiecone otoczenie i reprezentowany przez dzwonnicę fragment uporządkowanego dwa lata temu cmentarza. W dalekim tle widać natomiast rozlewisko wiślane.
Włęcz ma być atrakcją nadwiślańskiego szlaku turystycznego. Słusznie, bo generalnie, poza chatą i cmentarzem, miejscowe widoki zapierają dech w piersiach. Ja chyba jednak przedawkowałem filmy Tima Burtona, bo w marcu tego roku sfotografowałem same bezlistne drzewa.

Rozlewiska odnogi wiślanej pod Włęczem są bardzo malownicze. Szczególnie wczesną wiosną, gdy w korycie jest sporo wody, przy brzegu trzyma się jednak lód, ale na rzecznej kępie przybyłe tam nieco wcześniej czaple, łabędzie, żurawie i kormorany, generalnie jaja już sobie robią.
Kolejne drzewo, tym razem z cmentarza włęckiego, już tu kiedyś opisywanego.
Osiek, pierwsza oaza cywilizacji po stronie dawnej granicy zaborów należącej do Królestwa Kongresowego. Jakże ciekawa, szczególnie, dzięki swym drewnianym domom! Na ich uroki, niesłusznie, byłem jednak nieczuły, a to dlatego, że na ogół nawiedzam to miejsce podróżując po okolicach rowerem. Przeważnie wpadam tu w drodze powrotnej, mając za sobą już ładnych kilkadziesiąt kilometrów włóczęgi, zatem myśli moje kierują się głównie ku obolałemu siedzeniu i przepełnionej pianą wizji wanny, do której wskoczę gdy dotrę do domu. Skupiałem się zatem na liczeniu kilometrów i godzin dzielących mnie od urzeczywistnienia tych marzeń. A ponieważ, jako humanista, z rachunkami zawsze miałem kłopoty, poświęcałem im tu całą swoją uwagę i przez to zdjęć nie robiłem. Mea culpa, mea maxima culpa.
Na dowód podłączam zdjęcie domu bardzo ciekawie opisanego przez sąsiada Wędrowca. Sznurka stosownego nie podłączam, bo blog sąsiada, po przedstawieniu tej nieruchomości, niestety znieruchomiał. Każdy kto ciekawy, na pewno znajdzie więc tu drogę do celu.

Ciekawych drewnianych chałup można znaleźć w Osieku więcej. Polecam tą przy kościele (dawną plebanię?). Wieś odwiedziłem w niedzielę wielkanocną i najwyraźniej świąteczne lenistwo mnie ogarnęło, bo nie przelazłem przez płot, by ją sfotografować. Może więc kiedyś indziej, przy okazji... Dom wydaje się być starszym od pochodzącej z 20. lat XX wieku świątyni, której zresztą również nie uwieczniłem. Poprzedni kościół się spalił i został odbudowany rękami miejscowych katolików i protestantów. Sąsiedzi reprezentujący oba wyznania podobno ramię w ramię zdzierali sobie ręce wyładowując materiały budowlane z zacumowanych przy brzegu barek. Kto dziś może sobie wyobrazić cegły i cement spławiane Wisłą? Kto dziś może sobie w dolinie królowej polskich rzek wyobrazić protestanckich sąsiadów? Odpowiedź na oba pytania jest całkiem krótka – Michał Kokot. Jeden z pierwszych fotoreporterów „Nowości”, dziś miłościwie panujący w uwiecznionej przeze mnie i umieszczonej poniżej Osieckiej Izbie Regionalnej. Człowiek, który chyba nigdy nie przemówił prozą, ba za każdym razem, gdy dane mi było go słuchać, wygłaszał same poezje. I bardzo dobrze, bo tacy ludzie napędzają kulę ziemską. Zgoda, czasami każą jej się kręcić pod prąd, ale wyłącznie z korzyścią dla niej. Bo wtedy moc się budzi, czas truchleje, a człowiek dowiaduje się, jak tu kiedyś przed nim było...

13 komentarzy:

Anek pisze...

Nie zrobiła, ba nie odpowiedziała na pismo wysłane jeszcze zimą... Paskudna Energa. A wydawała się chwilowo być taka sympatyczna.


Pięknie tam jest...

Grzegorz pisze...

Pierwsze pięć zdjęć Szymonie jak z baśni. Udało Ci się, wyszukać takiego rodzynka, że tylko pozazdrościć. Jeśli masz Szymonie, namiary na inne takie chałupki, to podaj mi je via e-mail. Obiecuję, że nikomu nie zdradzę :))
Pozdrawiam serdecznie!

Anek pisze...

Troszkę jeszcze takich zostało, ale trzeba się śpieszyć.

SzymonS pisze...

Ja go nie szukałem, inni zachwycili się nim przede mną:).
Kilka ciekawych namiarów znajdziesz np. w książce Macieja Prarata "Gdzie Olędrzy mieszkali...", którą wydało toruńskie Muzeum Etnograficzne.

Anonimowy pisze...

Ech, czarno widzę perspektywy remontowe, o ile oczywiście chałupa zostałaby przyswojona. Tam wszystko jest do wymiany, no, może poza generalnym obrysem ścian. Ale cała więźba dachowa, szczyty, komin, strop, i zapewne podłoga. Domy drewniane są znacznie trudniejsze do renowacji w porównaniu do chałup murowanych. No i jeszcze strzecha. Trzeba na nią jakieś 4-5 przyczep słomy, która ktoś musiałby specjalnie: posiać, nie nawożąc sztucznie, zebrać snopowiązałką, wymłócić tradycyjnie młockarnią, powiązać w snopki. No i trzeba by na to jakieś 3 hektary gruntu. I jeszcze specjalista od kładzenia potrzebny, specjalność w Polsce prawie całkowicie wymarła, a jeśli jeszcze żyje, ceni się, jakby snopki ze złota kłaść miała. A po jakichś 10 latach i tak wszystko zacznie przeciekać, bo słoma już nie ta, co przed laty, odmiany nie te itd.
Anonimowy GP ;) (skrót znany A.), specjalista od strzech z tej racji, że jego najukochańsi wstępni nabyli w zaborze pruskim w czasach, gdy Anka, a może nawet Redaktora, nie było w ogóle na świecie, liczący 22 m długości murowany 100-letni dom kryty strzechą, którą próbowali zachować, w związku z czym GP przeżył dwa kładzenia strzechy: jedno częściowe, drugie całkowite, i jeszcze trzecie krycie warszu. Dzięki temu mieni się być specjalistą. Ale przed 10 laty rodzina, doszedłszy do wniosku, że nie jest dotowanym Muzeum Etnograficznym, pożegnała strzechę na rzecz szczelnej nowoczesności na dachu.

Anek pisze...

Nadleśnictwo sponsoruje drzewo, mamy rolnika, pole, stare maszyny, wolontariuszy, kilku speców od kładzenia dachów (w tym były lokator tego domostwa).

I cóż z tego, skoro pisma z Energi brak, a wszystkie terminy składania wniosków przeleciały koło nosa.

A poza tym pisałam o historykach sztuki! ><'

SzymonS pisze...

Pan Kokot jakieś słomiane pole ma już na oku, poza tym zapał czernikowsko-osieckiej ekipy w ratowaniu tej chałupy, zdecydowanie nie jest słomiany...
Ekspertów od układania strzech rzeczywiście dziś nam brakuje, jednak nie sądzę, by w okolicach Torunia takowi wymarli. Mamy przecież w mieście dwa skanseny, nasz "etnografik", choć dotowany, nie zamyka się w swoich drewnianych, bądź betonowych, czterech ścianach, czego dowodem jest chociażby wiatrak w Bierzgłowie.
Wiem jednak, że ze strzechami są problemy, znajomi moich protoplastów mają chatę we Fiałkach pod Górznem i również, w pewnym momencie, musieli słomę zastąpić czymś bardziej stałym i tańszym. Cóż z tego jednak? O takie miejsca trzeba walczyć, stawiając poprzeczkę wysoko.
A swoją drogą, przypomina mi się historyjka, którą wyczytałem kiedyś w jakiejś książce, bo czasami - proszę Pani Profesor - zdarza mi się nos w jakiejś lekturze zanurzyć, o dylematach pewnego wojaka, rzuconego przez II wojnę światową do Szkocji. Człek poznał tam pannę z bardzo dobrego miejscowego domu, został zaproszony na dość oficjalny rodzinny obiad, na który bał się pójść, bo co miał odpowiedzieć na pytanie, czym się zajmuje? W rodzinnej wsi właśnie strzechy układał... Pytanie, którego tak się obawiał, naturalnie padło i on, załamany, odpowiedział na nie zgodnie z prawdą, momentalnie zresztą w oczach potencjalnych teściów bardzo zyskując. Skromny emigrant z daleiego kraju okazał się być niezwykle cennym i poszukiwanym przez okolicznych bogaczy fachowcem. Ich problemy, po 70 latach, dotarły również do nas...

Anonimowy pisze...

"...kilku speców od kładzenia dachów (w tym były lokator tego domostwa).

Tylko pogratulować takiego znaleziska. Zwłaszcza odkąd się wie, że dom ten zamieszkiwał ponoć specjalista od kładzenia strzech!!! Dach ma przecież wzorcowy! ;)

Redaktorze Szanowny, przed prawie 20 laty, gdy nasza strzecha była kładziona, specjalistę od tego znaleźliśmy za pośrednictwem ówczesnego dyrektora Muzeum Etnograficznego, jakieś drobne 70 km od Torunia. Nie sądzę, że od tego czasu zawód ten zyskał na popularności w okolicach przedmiejskich, wyznaczonych rejestracją CTR. Więc nadal czarno widzę.

P.S. Doktórko in spe - a o solidarności grupowej (profesorów) to Waćpanna nie słyszała? ;)

SzymonS pisze...

Pani Profesor pozwoli, że zadetykuję Jej piosenkę:
http://www.youtube.com/watch?v=tStR19jxS-I
Bardzo ten kawałek lubię, zwłaszcza w tym wykonaniu, jednak zawsze staram się mieć pod ręką kubełek kolorowej farby. Szczególnie, jeśli widzę ludzi, którym się chce działać i budynek do uratowania, który wciąż jeszcze stoi, choć może już nie czuje się świetnie...

Anek pisze...

Spec od dachów mieszkał na dziko - to adin i raz zdaje się dach przełożył, dwa - nie miał kasy bo dwanaścioro dzieci ciężko nakarmić - trie - ciekawy to osobnik... sobie nie zrobi ale komuś za pieniądze i owszem.

Dość tego czarnowidztwa!

P.S.
Solidarność grupowa jest mi obca :P nie mam chwilowo z kim się identyfikować. Chyba, że z nagrobkiem jakimś, bo podejrzewam, że teraz to już rychło pod jakimś spocznę, jak już urządzenie do wieszania sobie sama załatwiłam...

Anonimowy pisze...

Eee tam, zaraz czarnowidztwo. Mam na sumieniu renowację stuletniego domu, który po kupnie przez naiwnych inteligentnych inaczej okazał się być samym próchnem, i tylko dlatego ostrzegam. By nie mieć złudzeń. Bo stare chałupy odnawia się przez pot, i łzy nad chudnącym portfelem.
A po położeniu strzechy przez jakieś dwa lata wystaje nam jeszcze słoma zza kołnierza! ;)

Ten specjalista od strzech przekładał ten dach chyba jeszcze za cara??? ;)

Anek pisze...

Ale ja to wszystko wiem. Rozmawiałam z ludźmi co to robią na co dzień. Sąsiedzi z Włęcza (inteligenci z ponad stuletnim drewnianym domem) mówią jasno - dziura bez dna. Marek Opitz co dom podcieniowy przenosił - to samo. Stowarzyszenie Nowodworskie, pani W., mama, tata, grono wujków, znajomy z Rypina co ma firmę i kładzie dachy trzcinowe. Zakładamy konieczność wymiany wszystkiego, budżet jak na budowę nowego domu i masę kłopotów na wstępie.

Ale jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B. Kropka.

Anek pisze...

Odpisali! :)