Wiosną, szczególnie, gdy przychodzi ona po tak długiej zimie, wszystko wkoło rośnie, że aż trzeszczy. Tylko ja nieco w ostatnią sobotę zmalałem, jak zawsze zresztą podczas święta Bydgoskiego Przedmieścia. Nie ma się czemu dziwić, gdy człowiek przez cały dzień biega od rana do wieczora, nogi po prostu wchodzą mu w tyłek. A biegać trzeba, bo od rana do wieczora dzieje się, oj, bardzo się dzieje! Przemierzanie dzielnicy w te i nazad być może zużywa kopyta, ale za to na ogół dodaje skrzydeł. Bardzo zatem to święto lubię, choć tym razem wspomnienia po nim, również fotograficzne, zostały mi zupełnie inne niż poprzednio.
Centrum tegorocznego świętowania została opuszczona stacja benzynowa na końcu ulicy Mickiewicza, stąd też wypłynęło hasło czwartej edycji dzielnicowej imprezy – Bydgoskie do pełna! Ożywianie choć na jeden dzień zapomnianych obiektów jest już zresztą świąteczną tradycją, rok temu finał odbył się w ogrodzie pałacu Weesego.
Wrażenia można tu było tankować od początku do końca. Dziatwa przez cały dzień malowała, układała mozaiki...
I szalała, co jest o tyle istotne, że między przybyszami z “miasta” prym wiodły dzieci z budynków sąsiedniego zespołu koszarowego wybudowanego w XIX wieku dla pruskich ułanów. Wieczorem natomiast na stacji była dyskoteka, a na nią przyszli ich rodzice. Organizatorzy święta nieco się ich reakcji obawiali, koszary są dziś zamieszkane przez ok. 400 osób, głównie lokatorów mieszkań socjalnych. Na Bydgoskiem – delikatnie mówiąc – miejsce to nie cieszy się dobrą sławą.
Efekt zabiegów społeczników z Bydgoskiego Przedmieścia zaskoczył ich samych. Nie było żadnego mordobicia. Gospodarze tych terenów przyszli zaciekawieni i ucieszyli się, że wreszcie ktoś o nich pomyślał i zorganizował im jakąś rozrywkę. Szczególnie dzieciom, których jest tam sporo, czego nie można powiedzieć o placach zabaw. Przy trzech długich koszarowych blokach, takie miejsca są tylko dwa. W zasadzie dwa i pół. W sumie więc dzieci bawiły się od rana do wieczora, pod koniec dnia ustępując miejsca starszym. Im muzyka na dyskotece podobała się średnio, ale i tak byli zadowoleni. Policja przyjechała tam dwa razy, tylko po to jednak, by sprawdzić co i jak – żadnego zgłoszenia nie dostała. Zabawa trwała kawał w noc, a gdy w niedzielę rano Paweł Kołacz przyjechał tam, żeby sprawdzić, czy wszystko zostało posprzątane, jedna z lokatorek koszarowca zapytała, kiedy dziś znów zaczynają. Pięknie! Na tak żyznym gruncie zaczęła więc kiełkować myśl, by zorganizować na stacji coś jeszcze, specjalnie dla skoszarowanych ludzi. Entuzjazm wokół tego jest wielki, możliwości również – społecznicy z Bydgoskiego pokazali już, że potrafią robić cuda. Decydujący głos ma jednak w tej sprawie właściciel stacji – Orlen.
Wielka korporacja najwyraźniej jednak ma tak drobną sprawę w nosie. Woli dokładać do nieczynnej od lat stacji i nie jest zainteresowana jej społecznym wykorzystaniem. W obecnych czasach naprawdę trudno jest być pozytywistą. W poniedziałek posłałem ich służbom prasowym maila w sprawie wykorzystania obiektu, odpowiedzi nie otrzymałem do dziś. Z innych źródeł dowiedziałem się, że stacja ma w wakacje posłużyć ekipie TVN kręcącej tu kolejne części swojego toruńskiego serialu. Później natomiast właściciel ma zamiar ją zburzyć i grunt sprzedać.
W ten sposób dokona żywota jeden z najbardziej zasłużonych takich obiektów w mieście. Stacja przy Mickiewicza 123, w czasach benzyny sprzedawanej na kartki, była Mekką zmotoryzowanych mieszkańców Torunia. Dziś, jak zauważył jeden z gości, jest natomiast jedyną stacją w okolicy, na której można palić. Co mówiąc, przybysz wyciągnął zresztą papierosa.
Przy odrobinie dobrej woli ze strony paliwowego
giganta można by było, dzięki stacji i operującym w jej okolicach społecznym
siłom, wlać sporo energii, która pomogłaby ludziom i zajmowanym przez nich
koszarom, dziś raczej kosz(m)arom. Trzy potężne budynki są bardzo cennym dla
Torunia przykładem ryglowej zabudowy. Wartościowym, lecz trudnym w utrzymaniu.
Bardzo trudnym, a że dla obecnych gospodarzy miasta najbardziej skutecznym
lekarstwem na rozwiązanie tego typu problemów jest buldożer, nad koszarami
kilka już razy zawisło widmo zniszczenia.
Jeszcze jeden obrazek ze stacji. Budowane przez dzieci filtry do wody, a przy nich nieco spragniony mieszkaniec koszar.
Błądząc po świętującej dzielnicy nie mogłem sobie darować wizyty w „Żandarmerii”, czyli sąsiedzkiej kawiarence, która – niczym kwiat paproci jakiś – rozkwita tylko raz w roku. Tym razem, poza ciastami, książkami i herbatą, w lokalu przy Mickiewicza 142 rozgościł się teatr. Jego członkowie przyszli na świąteczne spotkanie organizacyjne, powiedzieli, że są grupą improwizatorów i chcą przedstawić coś, co trudno jest opowiedzieć. Zostali przyjęci i odstawili spektakl świetny, ale rzeczywiście zbyt skomplikowany, aby go opisywać.
Święto świętem, ale spacer po Bydgoskiem jakoś mnie
tym razem nie nastroił zbyt optymistycznie. Trudno się dziwić, oto na przykład
sklep rowerowy przy ulicy Mickiewicza, dla toruńskich miłośników dwóch kółek
pewnie tak samo sercu miły, jak dla zmotoryzowanych położona nieco dalej
stacja. Od ilu lat jest już zamknięty?
Kamienica, w którym się mieścił, przynajmniej jeszcze stoi. Dom na rogu Mickiewicza i Lindego takiego szczęścia nie ma. Właśnie znika.
Jeszcze jeden obrazek ze stacji. Budowane przez dzieci filtry do wody, a przy nich nieco spragniony mieszkaniec koszar.
Błądząc po świętującej dzielnicy nie mogłem sobie darować wizyty w „Żandarmerii”, czyli sąsiedzkiej kawiarence, która – niczym kwiat paproci jakiś – rozkwita tylko raz w roku. Tym razem, poza ciastami, książkami i herbatą, w lokalu przy Mickiewicza 142 rozgościł się teatr. Jego członkowie przyszli na świąteczne spotkanie organizacyjne, powiedzieli, że są grupą improwizatorów i chcą przedstawić coś, co trudno jest opowiedzieć. Zostali przyjęci i odstawili spektakl świetny, ale rzeczywiście zbyt skomplikowany, aby go opisywać.
Kamienica, w którym się mieścił, przynajmniej jeszcze stoi. Dom na rogu Mickiewicza i Lindego takiego szczęścia nie ma. Właśnie znika.
Stary Toruń, jak pewnie również wiele innych
wiekowych miast, ma problem z zachowaniem oryginalnej stolarki okiennej.
Cholerny problem. Oryginalne drewniane okna znikają, zastępowane przez plastik.
Gdyby tak jeszcze jednorodny, ale nie! Co okno, to inna para sztucznych
kaloszy. Na najbardziej zielonym toruńskim przedmieściu niezwykle popularną
ozdobą okiennych oczodołów są jednak również płyty pilśniowe.
Obrazki z rozbiórki. W tym domu był kiedyś rzeźnik,
później m.in. antykwariat i jeden z wszechobecnych przy Mickiewicza
ciuchlandów. Pod tym względem drugiej takiej ulicy w Toruniu nie ma. Kiedyś je
policzyłem, wyszło niemal dwadzieścia. Przemierzyłem wtedy wszystkie ulice
Bydgoskiego, na pozostałych znalazłem chyba tylko dwa albo trzy lumpeksy.
Wrażenia z tamtej wycieczki w gazecie opisałem i skupiając się na Mickiewicza,
dałem temu tytuł „Ulica z drugiej ręki”. Ktoś mądrzejszy mi go jednak zmienił.
Chałupa generalnie miała cholernego pecha. I tak
była skazana na zagładę, bo gniła. Zemściły się na niej prowadzone wcześniej
bez głowy remonty.
Tak ten dom wyglądał, kiedy jeszcze był. Niecały
rok temu. Gdzieś miałem również jego zdjęcia zrobione jesienią AD 2012 z góry,
z okna bloku przy Lindego. Szlag je jednak trafił, czy też raczej, diabeł
ogonem nakrył.
Na rogu Mickiewicza i Lindego ma powstać coś, co
proporcjami i bryłą będzie przypominało obiekt wyburzony. A co zostanie
zbudowane nieco dalej, w sąsiedztwie ZUS-u?
Coś nowoczesnego, co będzie dzielnicy ozdobą – tak przynajmniej
mówi inwestor. Kawał działki został już w każdym razie opróżniony...
Ale nie cała, co zapewne wstrzymuje budowę.
Pozostającym tam lokatorom trzeba zapewnić jakieś cztery kąty.
W tej chwili toczy się walka o zachowanie
nieruchomości sąsiedniej, nieco lepiej zachowanej. Deweloper i w niej widzi
jednak zburzenia wartą szpetotę. No i co, nie miałem racji pisząc kiedyś, że na
toruńskich przedmieściach nie ma już starych domów, są tylko działki, z których
usuwa się śmieci i zastępuje je czymś bardziej modern?
Gdyby ktoś miał jakieś wątpliwości, tu są dwa
przykłady zastąpione bodajże pod koniec lat 80. betonowymi szpetotami. Pardon,
ale ich nie fotografowałem. Proszę się przejść i zobaczyć. Pierwsze archiwalne
ujęcie pochodzi z 1970 roku. Widać na nim fragment zabudowy ulicy Mickiewicza
miedzy Kochanowskiego i Reja. Wysoka kamienica nadal stoi.
Ten sam były już zakątek uwieczniony rok wcześniej.
3 komentarze:
Wszędzie na świecie w miastach teren uzbrojony to łakomy kąsek . W wielu krajach maja w d...e historię zabytki itp . kasa to jest motor napędowy cywilizacji . Są jednak obiekty historyczne które trzeba chronić za każdą cenę . Obiekty te nie muszą być bardzo stare ale powinny być ważne dla społeczności lokalnej jak i krajowej .Czy całe Bydgoskie zasługuje na coś wyjątkowego ( ochronę ) nie . Rudery powinno się wyburzyć i w ich miejsce budować obiekty nawiązujące do stylu i duch tej dzielnicy . Stacja benzynowa powstała w początku lat 70 XX wieku w 1971 r była oddana Budowała to firma która istniała w miejscu Jubilata -Polo Market Miejskie Przedsiębiorstwo Remontowo Budowlane ul . Bażyńskich 2.
Mimo iż jestem mieszkańcem dzielnicy Koniuchy pozwoliłem sobie uprzejmie zauważyć, że odbyło się już "IV Święto Bydgoskiego Przedmieścia" co widoczne jest tutaj:
http://www.obserwatortorunski.pl/2013/05/swieto-bydgoskiego-przedmiescia-12-1137.html
http://www.obserwatortorunski.pl/2013/05/swieto-bydgoskiego-przedmiescia-22-1138.html
Z tym większym więc zainteresowaniem prześledziłem ten sam temat na "V Stronie Świata" z przyjemnością zauważając jak obydwie relacje wzajemnie się dopełniają. Vide grupa teatralna (której u mnie zabrakło) i (tutaj już gotowy) system zbierania wody.
I aż zadumałem się nad tym jak podobnymi ścieżkami chadzamy... .
- Co osobiście mnie cieszy!
Budynki przy Zusie i przy Lindego ciagle są do obejrzenia na ggogle street view, dopóki nie zaaktualizują. Na wszelki wypadek warto sobie zrobić zrzuty z googla, póki są.
Prześlij komentarz