Na temat burzliwych dziejów berlińskiego placu Poczdamskiego wymądrzał się specjalnie nie będę. Wszystko, co na ten temat wiedzieć trzeba, można usłyszeć oglądając „Niebo nad Berlinem”. Najpierw rosły tu kamienice, później, trawa (berlińskie okolice podmurne) i wreszcie - wieżowce. Jeden z nich, ale nie pamiętam już, który, zresztą chyba go ostatecznie nie sfotografowałem, jest sztuczny. Niemcy wystawili makietę, by uzupełnić architektoniczną całość. Można? Szkoda, że w Toruniu, architektoniczne standardy preferują raczej tworzenie szczerb w historycznej zabudowie.
Jedna z prowadzących do niego odnóg, ale bardzo proszę mi wybaczyć – nie pamiętam, która, jest niemiecką aleją filmowych gwiazd. Na chodniku, między asfaltowymi nitkami. wmurowano tu symbole z nazwiskami...
Na uwiecznione w ten sposób postacie, można spojrzeć przez ustawione na alei gwiazd wizjery.
Jeśli Błękitnego Anioła tu nie zabrakło, to znaczy, że na pewno jesteśmy w Berlinie.
Gut, filmy zostawiamy za sobą i wracamy na plac, na którym właśnie rozpoczyna się happening poświęcony berlińskiemu murowi.
Podobno nic nowego w tym miejscu, bo też plac Poczdamski z murem był za pan brat. Zdaje się, że w tym miejscu, z powodu nieludzkiej ściany, ucierpiały także władze socjalistycznej części miasta, które kordon zbudowały. Za fioletową beczką na kółkach znajduje się dworzec...
Współczesny, czemu nie należy się dziwić,
oryginalna zabudowa została przecież w czasie wojny uszkodzona, a po niej,
zburzona. Tu jednak, w kilka lat po polskim powstaniu listopadowym, zaczęły się
zatrzymywać pociągi na pierwszej w Prusach linii kolejowej. Podziemia pod tym
dworcem przecięła również pierwsza w Berlinie linia metra, a później również –
przez cały czas opieram się tu na Wikipedii – S-Bahnu.
Wspomniałem jednak o stratach, jakie poniosło NRD z
powodu podziału. Przed wejściem do odbudowanego dworca stoi cokół pomnika Karla
Liebknechta. Denkmal nigdy nie został w tym miejscu zbudowany.
Archiwalnych fotografii muru Berlin jest pełen. Bardzo przepraszam za
lichą jakość tej reprodukcji, ale jest to jedyna wersja cokołu, jaką posiadam.
Wrócę tam kiedyś, to zrobię lepszą. Taką bez widocznych odnóży obutych w sandały.
A tak poza tym, to wciąż sobie zadaję pytanie...
Kiedy w czerwcu 1990 roku zawitałem do Berlina po raz pierwszy, jadąc
metrem ze wschodu na zachód, przejechałem dwie stacje, na których podziemna
kolejka się nie zatrzymała. Komunistyczna kurtyna dzieląca przemierzaną przez
nas trasę dopiero co została zniesiona. Gdzie to jednak było? Tu? Z dawnych lat
pamiętam tylko błyski świateł, złowione przez okno metra. Nic więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz