sobota, 23 listopada 2013

Garbaty i... Niech go cholera!

W czasie podróżuje się na podstawie żółtych papierów. No, może bez przesady, nie żółtych, ale pożółkłych. Tak przynajmniej wyglądają dziś stare gazety, najlepsze źródło informacji o tym, co było kiedyś. Przypomina mi się chwila, w której odkryłem zalety tego wehikułu czasu. Przeglądając przedwojenne toruńskie „Słowo Pomorskie” trafiłem na opis pewnej zbrodni w afekcie. Pan zabił panią, a później sam palnął sobie w łeb. To nie tragedia poruszyła mnie jednak najbardziej, lecz sceneria. Wszystko to wydarzyło się niedaleko mojego domu, w kamienicy, jaką często mijam wracając z pracy. Ziemia, po której łażę, jest pełna skarbów, a krążąc po Toruniu, trzeba mieć oczy i uszy szeroko otwarte, aby niczego nie przegapić. Na uważnego przechodnia niespodzianki czekają za niemal każdym krzakiem, sam się o tym niedawno przekonałem. Kluczem do obecnej przygody była dość niepozorna konstrukcja, bardzo jednak w mieście znana. Garbaty Mostek nad szlakiem kolejowym łączącym Dworzec Miejski ze Wschodnim, a także Mokre z Jakubskim Przedmieściem. Zna go chyba każdy, tak ogólnie przynajmniej. Kiedy jednak przychodzi do historycznych konkretów, człek wali głową w mur. Solidny, bo ze zbrojonego betonu.
Mostek jaki jest, każdy widzi. Taki prezentował się we wczesnych latach 70., sfotografowany przez Michała Kokota
Tak zaś wygląda obecnie.
Ten mostek powstał jednak w 1967 roku, zastępując konstrukcję wcześniejszą. Jak ona wyglądała? No właśnie, jej zdjęć nigdzie nie można się było doszukać. Ja szukam już od dawna i jak dotąd jedynym jego śladem - jak się mogło pierwotnie wydawać - była notka prasowa, jaką dostałem od pana Orłowskiego z oToruniu.net. Gazetowa rodzynka poświęcona była ciężarówce, która spadła z mostu na tory na początku 1930 roku. Wiadomość tą opublikował „Dzień Pomorski”.
W ub. niedzielę zdarzył się o godz. 15:00 wypadek, który mógł za sobą pociągnąć jak najfatalniejsze następstwa. Jadący samochodem ciężarowym szofer Kruszewski, starszy szeregowiec 4 p. lotn. z towarzyszami przez ul. Sobieskiego na Batorego, stracił nagle panowanie nad kierownicą.
Auto znajdowało się właśnie na wiadukcie kolejowym, gdy kierownica uległa defektowi i samochód siłą pędu stoczył się po stromym zboczu wysokości 3 metrów na tor kolejowy.
Jadący tym samochodem st. szeregowy Maćkowiak i szer. Pstrąg Franciszek odnieśli rany i potłuczenia, szofer natomiast wyszedł bez szwanku.
Na miejsce wypadku przybyły dwa samochody z plutonu samochodowego, którym w obecności kapitana żandarmerii Kaciukiewicza i por. żandarmerii Bornaczka udało się wydźwignąć uszkodzone auto ciężarowe na ulicę. Poturbowane ofiary wypadku odwieziono do szpitala wojskowego.
Hmm, to po tym poprzednim moście można było jeździć? Opis wydaje się miejsce wypadku określać dość dokładnie... Ciężarówka najwyraźniej jednak spadła na tory nieco dalej, przejeżdżając nad bramą kolejową. Przeszłość mostu mocno mnie piekła, ponieważ, podobnie jak kamienica, w której doszło do wspomnianego wyżej morderstwa, znajduje się niemal pod moim domem.
Znaki zapytania mnożyły się jak króliki, a odpowiedzi nigdzie nie można było znaleźć. Puściłem zatem stosowny apel w gazecie, by chwilę później nerwowo zacząć szukać koła ratunkowego. Zapora tajemnicy pękła, zaczęły mnie zalewać archiwalne zdjęcia. Pierwszy mostek, tak jak jego następca, był garbatym przejściem dla pieszych, ale jakim! Fotografia poniżej pochodzi z połowy lat 30. Poza piękną balustradą, w tle widać szczyt charakterystycznej kamienicy na rogu Chrobrego i Batorego.
Most się zmienił, okolica nieco zarosła, kamienica jednak pozostaje taka sama. Widać ją po prawej.
Zdjęć posiadam całą masę, nie mam jednak pojęcia, kiedy most powstał. Pyszna balustrada zdaje się wskazywać na początek XX wieku, być może została wykonana w niedalekiej fabryce kotłów na Mokrem.
Informacji o jego korzeniach szukam w prasie sprzed wieku.
Chwilowo bezskutecznie. Przekopywanie starych gazet ma to do siebie, że z połowów czegoś konkretnego, wynosi się kieszenie pełne informacji, jakie z celem poszukiwań całkowicie nie są związane. Zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. Od jakichś dwóch lat poluję na przykład na informacje o narodzinach toruńskiego lotniska, które w tym roku obchodziło stulecie swojego istnienia. Trafiłem na kilka wzmianek o początkach hali balonowej, ale zapowiedź otwarcia lotniska wpadła mi w ręce dopiero niedawno, naturalnie, przypadkiem. Szczegółów cały czas szukam.
Balustrady to jedno, wejścia na dawny Garbaty Mostek ozdobione były również pięknymi łukami. Można je zobaczyć tu:
I tutaj:
Na opublikowany w gazecie apel w sprawie mostkowych zdjęć odpowiedziało kilka osób. Udało mi się zebrać fotografie z lat 30. i 60., większość prezentowanych tu zdjęć pochodzi jednak z połowy XX wieku. Poza balustradą, na szczególną uwagę zasługują te łuki. Zanim jednak się nad nimi pochylę, proponuję zerknąć w głąb ulicy Sobieskiego. W jedną stronę...
I w drugą. Tu w tle widać budowane w latach 50. bloki.
Wracając do łuków. Kto mógł podpisać zgodę na rozbiórkę czegoś takiego? Obrazek pochodzi z początku lat 60., w tle widać zabudowania kompleksu wojskowego przy ul. Sobieskiego.
Budynek szkoły, w której kształcą się artylerzyści, nadal wygląda tak samo. Młodszy mostek jest jednak tylko mizernym cieniem swojego poprzednika. Toruński Miejski Zarząd Dróg bardzo wstępnie przymierza się do jego zburzenia. Co postawi w zamian? Zdobyte archiwalne fotografie przekazałem miejskim konserwatorom zabytków, oni natomiast przesłali je do MZD. Chciałbym być dobrej myśli, ale jakoś trudno jest mi sobie wyobrazić, aby zalewający wszystko asfaltem i betonem magistrat zdobył się na kosztowne odtworzenie dawnego dzieła sztuki. Może jestem jednak zbyt krytyczny?
 Łuki oparte były na betonowych cokołach. Zostały uwiecznione w latach 50.
Dużo zdjęć, mało konkretów. Mam nadzieję, że się to zmieni, kiedy mostek, niech go cholera, da się odnaleźć w archiwach. Tymczasem wysyłam w internetowy eter jeszcze jedną ciekawostkę jakiej zapewne, choćby ze względu na wszechobecnych złomiarzy, nie uda się w przyszłości odtworzyć. Mostek miał piękną balustradę, inna, choć mniej wyszukana, oddzielała również tory kolejowe od ulicy. Tak wyglądała ona w latach 30.
Przetrwała zapewne do samego końca. W każdym razie, jeszcze dwie dekady później, można było na niej usiąść.

5 komentarzy:

stotom pisze...

Rewelacyjny i szalenie ciekawy wpis!

MSPporadnik pisze...

Znowu wspomnienia. Pierwszą parafią dla meszkańców Rubinkowa (wówczas jeszcze nie pierwszego, ale jedynego) był kościół Chrystusa Króla. Tam chodziliśmy na religię, a droga powrotna do autobusu wiodła właśnie przez garbaty mostek. A może to myśmy specjalnie tej drogi nadrabiali, żeby przechodzić przez mostek? Tego ne wiem, ale pamiętam, jak kładliśmy na torach pod mostkiem dwie monety, mniejszą na większej (powedzmy: 10 gr na złotówce, wówczas takiej miękkiej) i czekaliśmy na przejeżdżający pociąg. Potem zbieraliśmy sprasowane krążki. Ależ bym się zdziwił, gdyby ktoś gdzieś coś takiego przechwował. To by dopiero była ciekawostka numizmatyczna.

Anonimowy pisze...

Pokłony za wpis . Jedna uwaga dzieci na sankach są na ul. Altyleryjskiej .Za tym płotem ( cały z cegły ) była strzelnica OSY . Ulica ta w latach 70-71 XX wieku została ślepa. W latach 60 było na tej ul. Kino najtańsze w Toruniu - KINO OSA . Poranek 2 zł zwykły seans 4 zł . Może czymś niebawem zaskoczę ? .ZW

SzymonS pisze...

Dziękuję, dziękuję. Ja na szynach kładłem ucho, by w ten sposób dowiedzieć się, czy nadjeżdża pociąg. Poza tym układałem też kamienie, za co wiele razy kolejarze stosownie mi dziękowali. Monety również się jednak trafiały, choć żadnej, sprasowanej, na pamiątkę nie zatrzymałem.
Panie Zygmuncie, ogromne dzięki za uzupełnienie wiadomości. Na niespodziankę czekam z niecierpliwością, a jeśli chodzi o Garbaty Mostek, sam też na pewno niebawem coś dodam. Udało mi się znaleźć pierwszą nitkę jego historii, szukam następnych, by spleść z nich kolejną opowieść:-).

Anonimowy pisze...

Dobrze pomarzyć, a jeszcze lepiej gdyby ten mostek udało się uratować. Jeśli sprawą zajmą się "specjaliści" to koniec jego rychły. Od dawna przykuwa moją uwagę, szczególnie materiał, rozpiętość i wysokość w kluczu. Ponad wszelką wątpliwość jest już wielką rzadkością na skalę nie tylko krajową, i powinien być chroniony szczególnie przed MZD. Był taki czas, że do roku 1976, oglądałem go codziennie. Ostatni remont polegał na oszpecającym liftingu. Jego znaczenie uległo zmianie po zamknięciu i dewastacji ulicy Kazimierza Pułaskiego, po 1975 roku. To rzadka perełka, dzięki za zainteresowanie. :) @