sobota, 20 listopada 2010

Bogusławowi Magierze - in memoriam

Mój Boże, kiedy planowaliśmy kinowy pokaz filmu Bogusława Magiery bałem się, że nie damy rady zapełnić sali kinowej. Tymczasem zgłosiło się tylu widzów, że trzeba było zorganizować nie jeden, ale cztery seanse! Dwa już są za nami, na każdym z nich taper pięknie ozdobił obrazy dźwiękami pianina, a wtórowała mu widownia szemrząc za każdym razem, gdy na ekranie rozpoznała znajome obrazy. Było cudownie, a będzie pewnie jeszcze lepiej, bo w filmowym sezamie pani Jadwigi Tokarskiej znalazły się kolejne skarby. I to jakie! Mamy tam podobno filmowy zapis przedwojennych mistrzostw młodzieży szkół pomorskich, który odbył się na toruńskich nadwiślańskich błoniach, wycieczkę do przedwojennej Warszawy (w kolorze), a przede wszystkim... film z wizyty w Toruniu w 1938 roku marszałka Rydza-Śmigłego. Nie widziałem jeszcze tych taśm, czekam na odpowiedź biblioteki UMK w sprawie ich skanowania. Jeśli jednak to ostatnie odkrycie się potwierdzi...
W historii przedwojennego Torunia nie było chyba większej uroczystości. Widziałem zdjęcia, na nasze lotnisko przyleciały wtedy chyba wszystkie polskie samoloty myśliwskie, a widziałem tam również bombowe Łosie. Stolica województwa pomorskiego, obok Śląska najważniejszego dla II RP musiała przy tej okazji zademonstrować przed Niemcami siłę całego kraju.
Ten film miał już swoją publiczną premierę. Bogusław Magiera go nakręcił i postanowił komuś wyświetlić. Nie chciało mu się jednak rozwijać ekrany, więc projektor skierował na zasłonę. Było lato, zasłony zasunięte, ale okna otwarte, w pewnym momencie widzowie usłyszeli więc narastający gwar z ulicy. Okazało się, że obraz wyświetlił na ścianie budynku vis-a-vis ówczesnego mieszkania Magierów przy ul. Krasińskiego budząc sensację na ulicy. Traf chciał, że świadkiem tej sceny wziętej jakby z „Cinema Paradiso” był jakiś wysoki urzędnik pomorskiego kuratorium oświaty, który mieszkał w domu, który ostatecznie posłużył za ekran. On podobno zdobył od pana Bogusława szpulkę i skazał ją tym samym na śmierć, bo miała ona zginąć w czasie wojny wraz z całym kuratoryjnym archiwum. Teraz jednak pani Jadwiga donosi, że odnalazła dyplom, jaki jej ojciec za ten film od kuratorium dostał, a także samą taśmę. Rany, ale bym chciał, żeby to się okazało prawdą! Szanowny Panie Dyrektorze Biblioteki Głównej UMK (jej, ale dużo dużych liter w tym zdaniu zmieściłem) odpowiedz proszę szybko na moje pismo w sprawie skanowania taśm, bym się dłużej nie męczył!
W związku z tą historią mam jednak pewien wyrzut sumienia, że może, opisując ją, zbyt mało miejsca poświęciłem panu Bogusławowi Magierze, mojemu – poniekąd – filmowemu dobrodziejowi. Ten człowiek wart jest wielu słów, a ja, podczas pokazów, nie mam czasu, by je w dostatecznej ilości przelać. Spróbuję więc tu nakreślić portret tego człowieka renesansu. Podpierając się więc tym, co opowiedziała mi pani Jadwiga, a w Toruńskim Słowniku Biograficznym (tom trzeci) o panu Bogusławie napisał jego uczeń szkoły na Podgórzu, pan Tadeusz Zakrzewski.
Bogusław Magiera urodził się w 1904 roku w Wadowicach, skąd po 1920 roku przeniósł się razem z rodziną do Torunia. Jego ojciec, Michał Magiera, został pierwszym w odrodzonej Polsce dyrektorem toruńskiego męskiego kolegium nauczycielskiego. Młodszy Magiera zamieszkał w nieistniejącym już domu na Rybakach, a pracował w szkole na Podgórzu. Maszerował pieszo z domu do pracy przez most kolejowy, który niemal do końca lat 30. był jedyną toruńską przeprawą przez Wisłę. Łącząc w ten sposób w te i nazad wschodni kraniec Torunia, ze wschodnią rubieżą ówcześnie samodzielnego Podgórza, jak on znalazł czas, by zaliczyć dwa lata szkoły aktorskiej? Zaplątać się w jedyną toruńską wielką przygodę filmową? Samemu zbudować żaglówkę? Bo zbudował! Widać ją w wielu miejscach na filmie... o 1939 roku służyła ona Magierom i nazywała się „Ryś”. Jak wynika z opowieści pani Jadwigi, jej główną bazą był wtedy toruński Port Zimowy, a w kabinie znajdowało się kryształkowe radio. We wrześniu żaglówkę zarekwirowali Niemcy, ale w 1945 roku, podobno dziurawa, została ona przyholowana do Torunia, jako odzyskane mienie poniemieckie. Nikt się po nią nie zgłosił, bo z ocalałych po wojnie Magierów, nikomu zgłaszanie się po łódkę nie było w głowie. Przejął ją więc AZS i pod jego banderą ona nadal pływała w Toruniu po Wiśle. Pływała tak sobie wśród nieświadomych jej przeszłości torunian, aż wreszcie jakiś znajomy związany z AZS-em, który u pani Jadwigi przeglądał jej przedwojenne zdjęcia, trafił na fotografię łódki z kadłubem zbudowanym na zakładkę i zapytał: „Czy to aby nie jest nasz „Poświst”? Zapytał żyjącą wtedy jeszcze panią Magierową o to, czy łódź posiada jakieś wyjątkowe cechy, w po których można by ją było dziś rozpoznać. Okazało się, że jej spód był nitowany niemieckimi fenigami. Ludzie z AZS wyciągnęli więc ją na brzeg i co zobaczyli na kadłubie? Niemieckie fenigi!
Bogusław Magiera był aktorem, kupił kamerę – ostanią ratę za nią spłacił w sierpniu 1939 roku, zbudował żaglówkę, wygrał też jeszcze konkurs na spikera Pomorskiej Rozgłośni Polskiego Radia (która, tak samo jak jego szkoła, również mieściła po drugiej stronie Wisły), ale nim nie został. Stał się jednak modelarzem oraz działaczem Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej (może dzięki temu w wyświetlanym obecnie w kinie toruńskiego Centrum Sztuki Współczesnej filmie widzimy tyle samolotów).
17 października 1939 roku pan Bogusława aresztowali Niemcy i wysłali najpierw do Fortu VII, a później do obozów koncentracyjnych. W każdym liście do rodziny pytał podobno o to, czy sprzęt filmowy jest należycie przechowywany. Krewni starali się go stamtąd wyciągnąć, przekupili nawet gestapowca, który takich zadań się podejmował. Ten jednak zwrócił pieniądze i powiedział, że tego więźnia nie można wydostać na wolność. Bogusław Magiera umarł w Dachau, a gdy pani Jadwiga, która dotarła tam po latach, zajrzała do archiwum, wyczytała, że jej ojciec, m.in. z tego powodu, że jej dziadek, Michał Magiera, pełnił w przedwojennym Toruniu tak ważną funkcję, był więźniem pod specjalnym nadzorem. Nie można więc go było wykupić.
Tym dziwniej się więc ogląda rodzinną sielankę sfilmowaną latem 1939 roku wiedząc, że ludziom na ekranie zostało raptem kilka tygodni szczęścia...
Fotografie pochodzą z archiwum pani Jadwigi Tokarskiej.

Okładka legitymacji Bogusława Magiery, aktora toruńskiej wytwórni filmowej Marwin-Film.
Nie wiemy jak wyglądał Bernard Marwiński i co się z nim działo po upadku wytwórni. Dzięki przechowanej przez panią Jadwigę legitymacji ojca mamy jednak jego autograf. Widzimy też, że pan Bogusław w „Panience z chmur” wystąpił jako Lech Szeliga. Nazwisko wziął sobie od rodzinnego herbu, natomiast swoim drugim imieniem w roli głównej posłużył się jeszcze raz kilkanaście lat później w zupełnie innych, tragicznych okolicznościach. Jak opowiada pani Jadwiga, w kontrolowanych listach, jakie wysyłał do rodziny z kolejnych obozów koncentracyjnych, pisał, że wszystko u niego dobrze, ale z Leszkiem nie jest najlepiej. W marcu 1942 roku Bogusław Magiera/Lech Szeliga umarł w obozie w Dachau. Na filmie z lata 1939 roku pojawia się jako kawał chłopa, niecałe trzy lata później ważył podobno niewiele ponad 40 kilo.
Strona z regulaminu Marwin-Filmu

Brak komentarzy: