sobota, 3 grudnia 2011

Ciekawe miejsce

Im głębiej zakopuję się w toruńskich ciekawostkach, tym bardziej martwi mnie myśl, że kiedyś moją przygodę z miejską archeologią przerwie brutalnie chwila, gdy dogrzebię się do calca – miejsca, które żadnych odkryć już nie obiecuje. A może jednak nie powinienem się tym przejmować? Toruńskie piaski, jeśli chodzi o wykopaliska, są niesamowicie żyzne. Poza tym zawsze można przecież, z gazetową łopatką, wyruszyć na podbój powiatu. Ten również składa się z wielu żył złota. Niektóre zresztą wzbijają się ponad powierzchnię ziemi, czasami nawet na wysokość wieży kościelnej. W ten sposób do bram nieba puka na przykład Muzeum Papiernictwa i Drukarstwa w Grębocinie. Bilet pozwalający przekroczyć bramę Świętego Piotra wydrukowało sobie już dawno, ja jednak do tego niesamowitego miejsca dotarłem raptem kilka tygodni temu.
Ojej, ile atrakcji mnie ominęło! W Grębocinie pojawiłem się dopiero przy okazji odsłony Kolumbijki. Zaryzykowałem i opisałem to w „Nowościach” zaczynając od tego, że Kolumbijka jest piękna, ma ciemną karnację, szałowe ozdoby (m.in. orła) i waży... ponad tonę. Myślałem, że redakcyjne kierownictwo, które co jakiś czas zarzuca mi nadmiar literatury w gazecie, taki wstęp dotyczący maszyny drukarskiej zatrzyma. Mimo wszystko jednak wszystko poszło do druku bez zmian. Jeśli więc ktoś szuka w okolicach Torunia miejsc naprawdę ciekawych, z całego serca polecam: MUZEUM W GRĘBOCINIE


Kolejna maszyna drukarska.
Rany, pamiętam takie pulpity ze szkoły! Nie pisaliśmy wtedy piórami, dziury na kałamarze były puste, a ja nie byłem świadomy, w jakich antykach przesiaduję.
Jakiś rok temu pisałem, że moja podstawówka na Mokrem, w pierwszych latach mojej edukacji była remontowana. Działo się to pod koniec istnienia PRL-u, wszelkie przedsięwzięcia budowlane trwały wtedy bardzo długo. Gmach przy obecnej ulicy Łąkowej – wtedy Hanki Sawickiej, był w dużej części wyłączony z użytku. Przez pierwsze trzy lata chodziłem więc do zbudowanego z „pruskiego muru” budynku sąsiadującego z kościołem Chrystusa Króla. Mieliśmy tam normalne ławki, śmierdzący kibel na zewnątrz, drewniane podłogi i piece w klasach. Pamiętam, jak jakoś w drugim roku edukacji, podczas bardzo chłodnej zimy, próbowałem sobie przy tym piecu rozmrozić ręce...
W czwartej klasie część zajęć mieliśmy już we właściwej szkole. Większość jednak odbywała się w tzw. Bermudach, gmachu na rogu ulic Kościuszki i Grudziądzkiej tam, gdzie do niedawna było schronisko dla bezdomnych. Nietypowa nazwa wzięła się stąd, że wszystkie trzy wykorzystywane wtedy przez SP 6 budynki (przy Hanki Sawickiej i dwa z Kościuszki) tworzyły trójkąt. Taki trójkąt bermudzki.
Pechowe miano do ostatniego etapu naszej lokalowej tułaczki pasowało idealnie. Budynek był mroczny, a jego cuchnące kible, w odróżnieniu od budynku, w którym byliśmy edukowani przez pierwsze trzy lata, znajdowały się wewnątrz, co czyniło Bermudy jeszcze okropniejszymi.
Z pomocą czytelników gazety staram się utrwalić tyle obrazków dawnego Torunia, może więc powinienem kiedyś zapytać o to, czy kiedyś szkolne ubikacje również zakażały swoją wonią korytarze? Może lepiej nie. Kilka lat temu prowadziłem w „Nowościach” zagadkowy konkurs – puszczaliśmy na stronach zdjęcia różnych budynków i pytaliśmy, co w nich kiedyś było, prosząc jednocześnie o jakieś wspomnienia. W porywie nostalgii, umieściłem fotkę swojej wczesnej podstawówki licząc na reakcję absolwentów „szóstki”, którzy się przez te mury przewinęli. Odebrałem jednak tylko informacje o szkole specjalnej. Zapomniałem, że miała tam ona swoją siedzibę przed nami.
Wracając na Bermudy... W tym smutnym miejscu, w klasach ogrzewanych piecami, siedząc w ławkach Bóg wie jak bardzo antycznych, czytaliśmy Korczaka, „Akademię pana Kleksa” i inne dzieła, które do tych wnętrz pasowały jak ulał. Wrażenia z tych lektur starałem się jednak spisać nie piórem czy stalówką, ale wylewającym tusz długopisem marki Zenit. Nudę lekcji urozmaicałem zaś sobie czytając podręcznik do polskiego. Z Bermudów wyniosłem między innymi „Panią Twardowską”, która zapadła mi w pamięć jakoś po trzecim czytaniu.
Szkolny skrawek naszego terenu był szary, świat za bramą Bermudów nabierał jednak kolorów. Dość gwałtownie, bo był to rok szkolny 1988/89. Za uliczną miedzą powstał więc jeden z pierwszych w Toruniu Sex Shopów. Ze swojego brzegu ulicy Kościuszki spoglądaliśmy na przesłaniającą jego wejście kotarę i wielkie, różowe litery wymalowane na czarnym tle sąsiadującego z kotarą muru. Z czasem, to tło, wraz z literami wyblakło i wspólnie z kotarą, zniknęło.
Początek ulicy Kościuszki, czyli fragment od skrzyżowania z Grudziądzką do miejsca, w którym w Kościuszkach kryje swój koniec Łąkowa, krył wtedy wiele innych atrakcji. Między innymi cukiernię, do której na przerwach wpadałem wtedy na sernik wiedeński, oraz dwie księgarnie. Te również wspominam bardzo mile. Dziś po nich nie ma już śladu, cukiernia jednak trzyma się mocno. Najwyraźniej, ludzie potrzebują objeść się słodyczami. Bez literatury mogą się obejść.

Połowa tego wyjątkowego przybytku oglądana z góry.
Muzeum znajduje się na poświęconej ziemi, na jego ścianach można wiec znaleźć i takie cuda. Oto kopia jednej z nielicznych zachowanych w regionie Pięknych Madonn. Jej pierwowzór pochodził gdzieś spod Malborka.
Madonna może i piękna, ale Chrystusik? Istny pulpecik!
Maszyny drukarskie wewnątrz są podobno tylko wierzchołkiem góry lodowej muzealnego stanu posiadania. Część kolekcji stoi przed budynkiem. Jarry Jaworski, rzecznik muzealny, który zasypuje mailami wszystkie skrzynki redakcyjne w regionie, wspominał jednak o różnych skarbach ukrytych w magazynie. Tak sobie myślę, że kiedyś powinien zorganizować mi ich zwiedzanie. Jakoś przecież musi odpokutować pewne zamieszczone na stronie Tofifestu zdjęcie;).
Grębocińska świątynia druku i papieru kryje się pod dachem gotyckiego kościółka Świętej Barbary. Odbudowanego zresztą dzięki muzeum, jeszcze kilka lat temu, ta dawna kircha protestancka, straszyła pozbawionymi zadaszenia ruinami.

6 komentarzy:

Night pisze...

Wspomnienia poniekąd mamy wspólne.
Wylewający się zenit na pobazgrane ławki SP28. Potem przeniesiono mój blok w rewir SP30, co nie zmieniło znacząco właściwości tych wkładów. Na szczęście pojawiły się inne modele pisadeł, równie zachłannie obgryzane przeze mnie. Czytanie podręczników do polskiego zaś uzupełniałem innym zboczeniem - czytaniem map i atlasów, co zostało mi do dziś.
Do dziś też ubikacje szkolne i uniwersyteckie nie pozbawione są opisywanych właściwości...

Anek pisze...

Przed wojną szkolne ubikacje podobno były równie smrodliwe (o ile były). Widziałam zdjęcie prezbiterium tego kościoła chyba z lat 60. W środku rosły chwasty, dachu brak.

Czuję się podejrzanie młodo w tym towarzystwie :P Moja wczesna podstawówka kojarzy mi się głównie z tureckimi sweterkami w rąby czy inne jelenie i monstrualnymi kokardami we włosach. I z nauczycielką od historii, która powiedziała nam na jednej z pierwszych lekcji, że Polska jest w stanie tysiącletniej wojny z Niemcami i że jak świat światem nie będzie Niemiec Polakowi bratem XD Jakich bzdur musiałam się uczyć...

Anonimowy pisze...

Nie wszystkie kibelki w szkołach waliły fetorkiem . Sz.P nr,-1 pewnie była wyjątkiem w latach 1960-68 nie ŚMIERDZIAŁO .L.O im.Kopernika miał kibelki jak na Dworcu w Moskwie - na kucanego po 1970 r . zmieniono na siedzące .W Sz.P nr 8 - Piekary , do końca istnienia tej Szkoły na Piekarach kibelki - kucane .

Kasia pisze...

trzeba się w końcu wybrać do tego muzeum - wygląda ciekawie... ja zatrzymałam się na etapie, kiedy wiele lat temu po nocnym ognisku próbowałam o świcie dotrzeć do budynku tego zboru przez wysokie trawy, ale nie udało mi się przedrzeć...

Obserwator Toruński pisze...

A to się ciekawy dyskurs zawiązał, godny Sławoj-Składkowskiego :-) A "Muzeum Drukarstwa" odwiedziło się razy dwa przy okazji turniejów rycerskich (bodajże), czyli dawno dawno temu w Grębocinie.

I jak widze po zdjęciach "Muzeum" od tego czasu znacznie się rozwinęło. Co cieszy!

A o "Kolumbijce" czytałem, czytałem! Ino zawirowania zdrowotne nie pozwoliły mi do Niej dotrzeć! Co obiecując - wszystkim tu szanownie zgromadzonym - uprzejmie pozdrawiam!

Obserwator Toruński pisze...

Byłem tam! No byłem.
Gadałem i pytałem, słuchałem i gadałem.
W takiej sytuacji o przyzwoitych zdjęciach nie mogło być mowy. Mimo, że kłapałem lustrem bezustannie... . Tym bardziej cenię sobie pierwsze zdjęcie od góry i jeszcze parę następnych. Po prostu przyzwoicie naświetlone, o co tam trudnowato jest.
- Stąd dla Autora: GRATULACJE!