Wiem, że przy panujących ostatnio upałach, nie powinno się wspominać o odgrzewaniu. Narobiłem sobie jednak strasznych zaległości, z kolekcji kotletów szybko wymagających termicznej obróbki wyrywa się przede wszystkim odkrycie, jakiego miesiąc temu dokonał przy ulicy Rabiańskiej zespół archeologów pod przewodem Lidii Grzeszkiewicz-Kotlewskiej. Przepraszam, zdjęcia są mocno takie sobie, jednak wiadomość o tym spadła na mnie, gdy mozoliłem się z tekstem do magazynu, mając jeszcze na karku dwa inne do gazety codziennej. Tykanie zegara odczuwałem więc dość dotkliwie, ale naturalnie poleciałem, choć zabawiłem tam tylko przez chwilę.
Archeolodzy wykopali dwie niezwykłe pamiątki z czasów, gdy Toruń był jeszcze młodzieniaszkiem. Odkryli piec garncarski, zresztą pierwszy, jaki do tej pory udało się w mieście odnaleźć. Bardzo ciekawy! Obok niego trafili na pojemnik z przygotowaną do wyrobu gliną, wewnątrz samego pieca odnaleźli natomiast częściowo tylko wypalone garnki. Aha, wokół były jeszcze fragmenty nadpalonego drewna, co wskazuje na dość gwałtowny i tragiczny koniec warsztatu, który na przełomie XIV i XV stulecia na pewno już nie istniał.
Obok niego znaleźli również studnię. Niesłychanie, jak na toruńskie warunki, głęboką. Gdy wspólnie z fotoreporterem zaglądałem do jej wnętrza, badacze dobijali do siedmiu metrów i wciąż jeszcze znajdowali drewno, z jakiego zbudowana była cembrowina. Jak mówi pani Lidia, studnia najprawdopodobniej nie służyła celom spożywczym, ale gospodarczym i znacznie przeżyła warsztat, przy którym powstała. Zamuliła się i została zasypana jakoś w XVI wieku.
Trudno uwierzyć, by drewno z cembrowiny miało 700 lat. Nie jest nadgryzione ani zębem czasu, ani też lubującego się w drewnie robactwa. Szkoda tylko, że studnia najprawdopodobniej nie zostanie zachowana. Plany inwestora, do którego należy podwórko, przewidują w tym miejscu kuchnię, a wymogi sanepidu raczej nie pozwolą przykryć znaleziska szkłem. Obiekt zostanie zatem pewnie zasypany. Sprawdzę jego przyszłość, gdy skoczę obejrzeć wydobyte ze studni przedmioty. Jak każde takie miejsce, studnia okazała się kopalnią skarbów – kiedyś, w podobnej odkopanej przy Kopernika, archeolodzy znaleźli dwa całe XV-wieczne kurze jaja w koszyku (jedno z nich miałem w łapie). Studnia z Rabiańskiej nie została co prawda przed wiekami zamieniona w wysypisko śmieci, ale to, co utopiło się korzystającym z niej ludziom, i tak daje wiele powodów do radości. No i doskonale zachowane drewno pozwoli określić rok, w jakim zostały ścięte potrzebne na budowę drzewa.
Bardzo udana wycieczka. Wracając, złowiłem jeszcze na Rabiańskiej stary napis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz