Dalej
niosły mnie już kubki smakowe. Pierwszy i ostatni raz w Berlinie byłem
23 lata temu, razem z ojcem zatrzymaliśmy się wtedy na Alexanderplatz,
koło budki z fastfoodem, gdzie tato kupił mi hamburgera. Potem drugiego,
bo mi zasmakowało, a przede wszystkim, jadłem coś takiego pierwszy raz w
życiu. Specjalnym amatorem podobnych dań nie jestem, ale musiałem
skorzystać z okazji, do Alexa dotrzeć i się na nim pożywić.
Zanim jednak ponownie stanąłem w cieniu górującej
nad placem Wieży Telewizyjnej (o której w czasach DDR mówiło się, że jest
przechylona na zachód, bo wszyscy z jej wysokości spoglądają na tamtą stronę
muru – proszę wybaczyć, jej pochylenie widoczne na wyższym zdjęciu nie jest
spowodowane polityką, lecz krzywopatrzeniem fotografa), wpadliśmy na
dziedziniec domu towarowego. W zasadzie dziedzińce, bo było ich tam kilka. A co
to było? Dom towarowy Tietz? Już nie pamiętam, ale do zobaczenia, polecam.
Trudno jest jednak podziwiać cudowności
architektury z całkowicie pustym żołądkiem (łaziliśmy przecież od rana) i głową
pełną kulinarnych wspomnień. Gdzie ten
Alexanderplatz? Czy ja na tym drogowskazie dobrze widzę napis
Spandauer? Zatem na pewno jestem na właściwej drodze. Mniam!
Rany, co się kryje za tymi ceglanymi ścianami?
Wydaje mi się, że coś kolejowego – dworzec na Alexanderplatz? Nie jestem
pewien, bo krainę wspomnień z dzieciństwa opuszczaliśmy po szynach, ale chyba z
innego miejsca, wyglądającego znacznie bardziej nowocześnie.
Niemcy, do stu lat swojej najnowszej historii,
podchodzą różnie. Oficjalnie, na ogół się jej wstydzą, choć czasami trudno
jednoznacznie orzec, czy pod płaszczem zakłopotania nie kryje się tak naprawdę
duma. Tu widać jednak przykład wstydu prawdziwego. Kiedy dotarłem do Berlina,
na niemal każdym kroku trafiałem na słupy ogłoszeniowe poświęcone niezwykłym
obywatelom tego kraju, dla których w nazistowskich Niemczech miejsca zabrakło.
Na horyzoncie widać już jednak Czerwony Ratusz.
Jedzenie jest zatem blisko. Berliński hamburger dwadzieścia lat później został
jednak niestety wyjęty z sieci. Po samodzielnych budkach nie zostało już śladu.
Cóż, mimo to smakował, a i tradycji stało się zadość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz