poniedziałek, 2 września 2013

Königsberg is dead

Chwila, moment. Następnego dnia miała być wycieczka do Poczdamu, skąd więc się wziął ten Królewiec? Teleportacja jakaś? Oba miasta są przecież położone dość daleko od siebie... Na upartego, kiedyś moglibyśmy takiego skoku dokonać, przed I wojną podróż pociągiem na trasie Berlin – Królewiec zajmowała bodajże sześć godzin. Dziś coś takiego nie jest już jednak możliwe, bezpośrednich połączeń nie ma, a gdy do Kaliningradu kursował jeszcze podczepiany do różnych pociągów wagon, do celu toczył się 24 godziny dłużej. Ponad dobę! Podróż takim Orient Ekspresem na pewno również była sporym przeżyciem, my jednak nad Pregołę dotarliśmy szybciej korzystając z filmowego ekranu. Ten znajdował się w piwnicy kultury pod jednym z wieżowców Berlina Wschodniego.
W sumie całkiem swojsko, prawie jak na Rubinkowie, czy Skarpie jakiejś...
Tylko jakoś czyściej, schludniej, bardziej zielono. I samochodów prawie nie słychać, bo ptactwo intensywnie drze dzioby.
Kumpel filmowej Amelii pewnie by tu skakał z radości. Zbierał kiedyś ślady stóp odciśnięte w betonie.
 Z tą piwnicą kultury nieco przesadziłem. Betonowy trop wiódł do pomieszczeń na parterze wieżowca, pojawił się w nich Max Gilbert ze swoim filmem, trafiliśmy tam również i my. W dawnej stolicy Prus Wschodnich nigdy nie byłem, o tym, że Königsberg is dead, opowiadał mi już jednak dawno temu mój wuj, który na początku lat 90. miał firmę budowlaną i sporo w Kaliningradzie działał. Wyniósł stamtąd złe wspomnienia oraz wiele ciekawych rzeczy, m.in. wielki (jakieś 1,8 na 5 metrów) obraz przedstawiający szturm Pałacu Zimowego. Każdy z atakujących ma tam rysy twarzy Lenina.
Film robi wrażenie i to pod każdym względem. Zarówno ze względu na obrazki i relacje z królewieckiej przeszłości, jak i kaliningradzkiej teraźniejszości. W tym ostatnim przypadku nie chodzi mi tylko i wyłącznie o zniszczenia, ale o to, co mówią obecni mieszkańcy najbardziej europejskiego miasta Rosji. Skoro zaś o teraźniejszości mowa, warto nadstawić ucha także na to, jak jest ona wyrażana po niemiecku. Pod wieloma słowami dawnych mieszkańców miasta, sam mógłbym się podpisać zamieniając Królewiec na Pasłęk. Pojawiłem się tam wiele lat po wojnie, ale swoją Pruską Holandię wspominam równie idyllicznie i z podobnym żalem. Mógłbym jeszcze to i owo dorzucić, bo wypadając poza Pasłęk, napatrzyłem się również na pozostałości świata, który kiedyś, chociażby ze względu na bliskość Królewca, był wielki, a teraz, po wymianie ludności, położony tuż przy granicy światów, nie jest nawet w stanie żyć swoją przeszłością. Zrobię to przy okazji, gdy uda mi się tam wrócić i gruzy Atlantydy Północy, pofotografować.
Jeśli o niemiecką teraźniejszość chodzi, „Königsberg is dead” zasługuje na uwagę z jeszcze jednego powodu. Proszę zwrócić uwagę na migawki ze zjazdu wschodnich Prusaków i na słowa kretyna przy mównicy. Zdębiałem, gdy usłyszałem, że żaden naród w Europie nie wycierpiał tyle, co Niemcy. W siedzących na sali berlińczykach deklaracja taka wywołała śmiech i negatywne komentarze. Facet jednak przemawiał w gigantycznej sali pełniej ludzi. Czy oni również uśmiechali się z politowaniem?
Wiem, u nas również takie spotkania się odbywają, choć raczej na znacznie mniejszą skalę. Rozumiem ludzi tęskniących za domem, tym we Lwowie, Wilnie. Rozumiem zatem również tych, co z westchnieniem wspominają Breslau i Elbing. Sam przecież wychowałem się w Prusach Wschodnich otoczony ścianami i przedmiotami zostawionymi przez ludzi, których od dziecka chciałem poznać. Nadal mam zresztą taką nadzieję. Potomkowie „naszych Niemców” kiedyś do Pasłęka przyjechali, ale mnie niestety przy tym nie było. Sporo jednak napatrzyłem się i nasłuchałem i wizytach dzieci i wnuków dawnych gospodarzy u naszych sąsiadów. W Zielonce Pasłęckiej pojednaniu przysłużył się np. stan wojenny, dawni niemieccy mieszkańcy tej wsi skrzyknęli się i zorganizowali pomoc dla swoich następców. To działa, natomiast takie wiecowe pohukiwanie na pewno niczego dobrego nie przyniesie. Niemcy zresztą sami powinni wiedzieć o tym najlepiej, od 1933 do 1945 roku podobnych przemów nasłuchali się przecież wiele. Do czego ich one doprowadziły?
Ja już też zatem perorował dłużej nie będę, zapraszam na film.

Brak komentarzy: