Rany, jak to dobrze, że ja tyle czasu spędziłem wertując
stare gazety! Gdyby nie to, pewnie bym dziś siedział ciężko załamany. Dostałem
niesamowite zdjęcie, najbardziej niezwykły obrazek toruńskiego portu wiślanego,
jaki do tej pory miałem przyjemność oglądać. Wszystko tu jest! Statki, barki,
ludzie, wozy, konie, tory, wagony, lokomotywa, magazyn, a do tego jeszcze most
w stanie zaawansowanym. Brakuje tylko odgłosów i zapachów, ale te chyba każdy,
patrząc na te cudo, da sobie radę wyobrazić. Zdjęcie pochodzi z rodzinnego archiwum pana Andrzeja
Kamińskiego. Na magazynowym pomoście stoi jego ojciec, a przez wizjer aparatu
spojrzał na to wszystko wuj.
Jak to dobrze, że tyle czasu przesiedziałem nad
starymi gazetami. Taką niezwykłą fotografię trzeba przecież jakoś odpowiednio
podpisać. Na szczęście mam w zanadrzu coś, co powstało pewnie w tym samym
czasie co zdjęcie i moim zdaniem idealnie do niego pasuje. Tekst opublikowany w
„Słowie Pomorskim” we wrześniu 1933 roku jest też dowodem na to, że nawet w
redakcyjnym dziale gospodarczym mogą rozwijać skrzydła poeci.
Toruń i Wisła to para kochanków, złączonych ze sobą węzłami szczerego sentymentu: śluby złożone przed Wiekami dotąd zostały nienaruszone, a o rozwodzie oczywiście niema mowy, mimo, że pani Wisła jako istota płci „nadobnej” miewa czasem swoje chimery i kaprysy, jak o tem świadczą tablice w murach nabrzeżnych, dokumenty niesłychanie wielkich wylewów Wisły – pisał jeden z dziennikarzy „Słowa” w całostronicowej laurce poświęconej związkom królowej polskich rzek ze świętującym wtedy 700-lecie istnienia miastem. – Te rzadkie zresztą objawy złego humoru Wisły Toruń przyjmuje z filozoficznem pobłażaniem i od czasu do czasu tylko pokiwa jej dobrotliwie upominająco palcem Krzywej Wieży, z czego znowu Wisełka wiele sobie nie robi, przyjmując to jako zwykłe kiwanie palcem w bucie.
Zdjęcie poniżej pochodzi z archiwum rodziny Sczanieckich. Zostało
zrobione nieco później, w niemal tym samym miejscu.
Od rana do późnego wieczora, a nawet w nocy przepływają przez Toruń liczne parostatki towarowo-pasażerskie i holownicze - słowa na łamach „Słowa” płyną dalej wartkim potokiem. - O rozmiarze żeglugi wiślanej świadczą następujące liczby: w sierpniu br. odeszło z Torunia w górę rzeki i z powrotem przypłynęły 293 parostatki towarowo-pasażerskie, 39 holowników i 67 berlinek. Z Torunia w dół rzeki i z powrotem przypłynęło 140 parostatków, 51 holowników i 83 berlinki.
W sumie 673 jednostki pływające. Jak podaje gazeta, z
Torunia do Gdańska i Gdyni wywożono głównie ospę z toruńskich młynów, wytłoki z
olejarni i surowy cukier.
W górę rzeki, do Warszawy, transportowano wielkie ilości mąki
pochodzącej również z miejscowych młynów, oleje, pokost, margarynę, smalec i
cukier, głównie z chełmżyńskiej cukrowni, który miał słodzić życie
warszawiakom. W czasie żniw, w obie strony podążały pociągi berlinek wyładowanych
zbożem. Z a ł a d u n e k w głównym toruńskim porcie, który wtedy, tak jak
przed siedmioma wiekami, znajdował się za murami Starego Miasta, odbywał się
w taki sam sposób, jak w czasach krzyżackich. Tragarze wnosili worki na
plecach, wspinając się na barki po wąskich trapach. W 1933 roku trudniło się
tym ok. 60 osób.
Port był już wtedy bardzo przestarzały, władze miasta nosiły
się więc z zamiarem jego przeniesienia. Ignacy Tłoczek, główny architekt Torunia,
zaplanował jego budowę w okolicach Winnicy, w miejscu obecnego nowego mostu
drogowego.
Na zdjęciu toruńskie mury i port podczas jednej z okupacyjnych zim.
Na koniec jeszcze kilka zdań o pociągach na nabrzeżu. Jak
już kiedyś pisałem, bocznica powstała w latach 80. XIX wieku.
Ruch przeładunkowy z wagonów kolejowych na nabrzeżu wyraża się za sierpień br. cyfrą 550 wagonów wyładowanych, względnie przeładowanych na berlinki i 32 wagonów dla wysyłki z Torunia.
W „Słowie
Pomorskim” pojawiają się czasami bardzo interesujące zdjęcia. Niestety, ich
wydrukowana jakość jest na ogół taka sobie, ale nic innego nie ma, ponieważ
chyba wszystkie negatywy zaginęły podczas wojny. Tu mamy zlepek różnego rodzaju
obrazków. Na jednym z nich został uwieczniony zbierający w imieniu magistratu
opłaty portowe pan Leon Szwankowski – z nieodłączną teczką.
Wszystko to szlag trafił. Po wojnie statki zaczęły
wyparowywać, dzieła portowego zniszczenia dopełniły buldożery zaangażowane na
przełomie lat 60. i 70. w budowę nowych bulwarów.
2 komentarze:
Takie nadbrzeże Wisły pamiętam . Magazyny , wagony , berlinki itd .Dziękuję .
niasmowite
Prześlij komentarz