Jakoś pod koniec lipca wracałem po zmroku z pracy do domu i
zostałem napadnięty. Szedłem ulicą Prostą i kiedy mijałem kamienicę numer 30
zauważyłem, że w zamkniętych zawsze na głucho drzwiach prowadzących do piwnicy
brakuje kilku desek. Rzuciłem okiem do środka, napastnik czaił się w środku.
Ledwo go zauważyłem, wewnątrz było bardzo ciemno, a jednak czułem, że on tam
jest. Poświeciłem latarką i wtedy na mnie wyleciał. Nie musiał krzyczeć – ja to
zrobiłem. Z uciechy!
Od lat zabiegam o ratunek dla nędznych resztek trzymających
się jeszcze murów toruńskich napisów reklamowych, które lecą na łeb, na szyję
razem z odpadającymi tynkami, lub też znikają podczas remontów. Bardzo ulotne
pamiątki miejskiej przeszłości mogą godzinami opowiadać o dziejach kamienic,
których są ozdobą. Żeby tak tylko ktoś chciał tego posłuchać… Kiedyś, z jednego takiego reklamowego cienia na ścianie wyciągnąłem historię, którą zalałem
całą stronę w gazecie.
Z tym słuchaniem jest ciężko, bardzo ciężko. Kto by się
przejmował taką drobnostką, kiedy cała kamienica się sypie? Kto by na to
zwracał uwagę, skoro już się bierze za remont? Błędne koło, a jeszcze przecież
część tych napisów została sporządzona po niemiecku, więc niektórzy skuwanie
ich traktują jak swój wkład do walki z faszyzmem, chociaż większość reklamowych
ostatnich Mohikanów w Toruniu pamięta czasy, kiedy Hitler robił jeszcze w
pieluchy.
Toruńskie szyldy zostały obfotografowane przez poławiaczy lokalnych historii. Pod tym względem jednak miasto nadal ma nas czym zaskoczyć.
Stare napisy napadają, wyskakują znienacka, ze ścian, lub piwnic. I nie muszą
przy tym krzyczeć. Wystarczy, że są i się czasami pojawią, chociażby w dziurze po kilku deskach.
Jak wiele innych tego typu pamiątek w Toruniu, napis znad
schodów prowadzących do piwnicy domu przy Prostej 30 najwyraźniej jest
kilkuwarstwowy. Literka przed S wydaje się pochodzić z nieco innej bajki. Pięknym
przykładem tego, jak wiele można się dowiedzieć z takich warstwowych napisów była
u nas kamienica przy Szosie Chełmińskiej 93. Niestety, została w ubiegłym roku
zburzona. Gospodarz miasta potrzebował miejsca na jedną ze swoich sztandarowych
inwestycji, wartą 40 milionów złotych, ogrodzoną ścianami ekranów dźwiękoszczelnych
dwupasmową trasę średnicową, zwaną też pustostradą, bo prawie nikt nie chce po
niej jeździć. O tej kamienicy z chełmiunki już tu kiedyś pisałem analizując etapy
zagłady toruńskich przedmieść: Po nas choćby potop?
Napisy, podobnie jak stare zdjęcia, są fajne, prawdziwa frajda zaczyna się jednak dopiero wtedy, kiedy uda się znaleźć jakiś punkt
zaczepienia odsłaniający nieco ich historię. Kim był Herr Schnoegass, który
reklamował się przy Prostej 30 i czym się w podziemiach tej kamienicy zajmował?
Pan Bohdan Orłowski, miłościwie panujący na stronie oToruniu.net podejrzewa, że szyld pochodzi z lat 40. Zapewne ma rację. Wszystko się wyjaśni,
kiedy po wakacjach znów zostaną otwarte bramy toruńskiego Archiwum. Pech
chciał, że zamknęły się one akurat wtedy, gdy napis znalazłem. Zrobiłem rekonesans prasowy. Nazwisko Schnoegass muskało być w dawnym Toruniu znane, w 1873 roku
na przykład, niejaki Gustaw Schnoegass polecał środki do parania. Reklamowaną
przez niego w „Gazecie Toruńskiej” metodę można dziś uznać za dość specyficzną.
Pani Katarzyna Kluczwajd wypatrzyła wóz z napisem Schnoegass Thorn na pochodzącej z 1880 roku fotografii przedstawiającej Bramę Chełmińską. Nawet jeśli nie ma on nic wspólnego z odkrytym napisem, to raczej na pewno wiąże się z wcześniejszą o siedem lat reklamą.
Pani Katarzyna Kluczwajd wypatrzyła wóz z napisem Schnoegass Thorn na pochodzącej z 1880 roku fotografii przedstawiającej Bramę Chełmińską. Nawet jeśli nie ma on nic wspólnego z odkrytym napisem, to raczej na pewno wiąże się z wcześniejszą o siedem lat reklamą.
Napis przy Podmurnej znalazłem wieczorem, następnego dnia
poleciałem jednak obfotografować go raz jeszcze. Kryje się za tymi drzwiami,
dziura w nich została już niestety zabita dechami.
Skarb znajduje się w tej kamienicy, naprzeciw „Żelazka”,
czyli budynku stojącego w widłach Prostej i Dominikańskiej. On również ma
podobne zejście do podziemi, a za drzwiami, nad prowadzącymi do piwnicy
schodami jeszcze niedawno widać było napis Restaurant. Pewnie już go nie ma.
Tak myślę, bo kamienica przeszła gruntowny remont, drzwi zostały zamknięte, a
na budynku od jakiegoś czasu wisi szmata z napisem polecającym lokale, które
można wynająć za zaproponowaną cenę. Cholera, tyle razy dawną reklamę
restauracji mijałem i tyle razy myślałem, by ją uwiecznić…
Na zdjęciu Prosta 30 w niemal całej okazałości.
Na zdjęciu Prosta 30 w niemal całej okazałości.
A tak z nieco innej beczki. Długo dobijałem się o zachowanie
napisanych resztek i wreszcie się doczekałem. Niemożliwe stało się możliwe,
magistrat, a konkretnie Biuro Toruńskiego Centrum Miasta (czytaj starówka)
opracował program ratowania wiekowych szyldów.
Hmm, program brzmi może zbyt dumnie. TCM, rękami studentów oraz pracowników Zakładu Konserwacji Malarstwa
i Rzeźby Polichromowanej Instytutu Zabytkoznawstwa i Konserwatorstwa na
Wydziale Sztuk Pięknych UMK, pod wodzą profesor Bogumiły Rouby, uratował dwa
napisy na starówce. Braci Schillerów przy Browarnej i wytwórnię krawatów z
ulicy św. Jakuba. Oba już się na Piątej Stronie prezentowały, mistrzowie
malarscy zrobili to zresztą w sposób istotny, historyczną reklamę udało mi się
swego czasu uwiecznić, zanim jeszcze jej fragment został zamalowany Renowacja - dewastacja?.
Pierwsze koty za płoty, na oklaski z tego powodu jest jednak
jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Nie chodzi mi tu tylko o to, że jak dotąd
udało się uratować tylko dwa napisy, bardziej przeraża mnie to, jak się miasto
do tego zabiera.
Głębokim cieniem na tegorocznej akcji położyła się sprawa
jej finansowania. Biuro Toruńskiego Centrum Miasta wyciągnęło ze swojej kiesy
dwa tysiące złotych, co z trudem wystarczyło na potrzebne przy renowacji
reklamy preparaty. Z pomocą pospieszył również uniwerek i pięcioma, jeśli dobrze
pamiętam, setkami złotych zapłacił Miejskiemu Zarządowi Drugs (o, pardon –
Dróg) za to, że rusztowania przez kilka tygodni zajęły kawałek chodnika przy
ulicy Browarnej. Całkowicie zabrakło pieniędzy na wyżywienie ludzi, którzy
przez ten czas pracowali na tych rusztowaniach.
No dobra, to był pierwszy raz, po prostu nie wyszło… Być
może, niech mi jednak ktoś wytłumaczy, po jaką cholerę ludzie pracujący na
zlecenie miasta i na jego chwałę, mieli jeszcze płacić miastu za zajęcie części
chodnika?
A przede wszystkim: Biuro Toruńskiego Centrum Miasta,
którego terenem działania jak sama nazwa wskazuje jest tylko i wyłącznie
starówka, na renowację napisu z Browarnej przeznaczyło jedynie dwa tysiące złotych. Okazało
się hojniejsze, gdy przyszło do sfinansowania koncertu zespołu Bayer Full
zorganizowanego na otwarcie hali widowiskowo-sportowej. Dołożyło do tej imprezy
dwa i pół tysiąca złotych, chociaż sala – kolejny przykład megalomanii
prezydenta Zaleskiego, wyrosła przy ulicy Bema, zatem daleko poza starówką. Aferę wytropił i opisał Wojtek Giedrys z „Gazety Pomorskiej”.
Niżej odnowiona reklama przedwojennej fabryki krawatów przy ul. Świętego Jakuba.
Na starówce ratowanie wiekowych reklam idzie jak dotąd dość
opornie, tymczasem przecież wiele tego typu zabytków znajduje się również poza
zabytkowym centrum. Ile (dziesiąt) lat będą one musiały czekać, nim i do nich
dotrze pomoc. Co z nich do tego czasu zostanie?
Te resztki widoczne jeszcze na ścianie oficyny przy
Słowackiego 81 na pewno długo już się nie utrzymają. Prawdopodobnie jest to
fragment reklamy warsztatu samochodowego, który działał tu w latach 30.
A to znów pamiątka z podwórka domu przy ulicy Sobieskiego –
chyba 33. Gryzło mnie, skąd ja znam zapisane na ścianie nazwisko? Tyle się ich
jednak przewija w starych gazetach. Trop był generalnie dobry, stolarnia przy
obecnej Sobieskiego na przełomie XIX i XX wieku należała do przodków Michaela
Sodtkego, naczelnego „Thorner Nachrichten”, periodyku toruńskiego ziomkostwa w
Niemczech. Sodtke tu był i napis obfotografował. Inni też pewnie przyjeżdżają i
co w swoich dawnych rodzinnych stronach znajdują?
Z serdecznymi pozdrowieniami dla Literołapa.
5 komentarzy:
Niestety fajne hasło "Gotyk na dotyk" stało się przekleństwem - tak się już w głowach władnych zafiksowało, że to, co tym "gotykiem" nie jest można bez większych refleksji rozwalić :-(
ciekawe ciekawe.. w przeciwieństwie do takiej wioski jak aleksandrów w toruniu takich tajemnic jeszcze pewnie wiele pozostało do odkrycia - bardzo fajny post
Jak zwykle oki, o reszcie porozmawiamy na przesłuchaniu. Ale kota długo nic nie przebije.
pozdr i do miłego
Czuję się przywołany do tablicy, więc gorąco dziękuje za pozdrowienia i kolejne zaskoczenia, bo nikt jak Pan wytropić liter nie potrafi :)
Kamil
Literołapie szanowny! Dzięki za miłe słowa, rewanżuję się tym samym. Odezwij się jednak proszę mailowo, chciałbym dogadać kilka szczegółów przed poświęconym napisom spotkaniem, na którym obaj mamy się pojawić.
Prześlij komentarz