Kiedyś redakcja „Nowości” zorganizowała swoim Czytelnikom wycieczki do różnych miejsc w Toruniu, które są interesujące, ale na ogół nie można się o tym przekonać, ponieważ nie można się tam dostać. Obsługa prasowa tej imprezy spadła na mnie, co zresztą mnie bardzo ucieszyło. Całą akcję ozdobiłem nawet zaczerpniętym z wieszcza hasłem: Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga. To był strzał w dziesiątkę, ludzi przychodziło wielu, a i ja się cieszyłem, bo dzięki temu poszerzyłem nieco swoje toruńskie horyzonty. Szukając przygód i ciekawych tematów, postanowiłem w te wakacje wyprawy reaktywować. Nie wiem, czy firma w pełni zaakceptuje formułę wycieczek – mam nadzieję, że tak - przygotowałem już jednak pierwsze atrakcje. Przewozy Regionalne zgodziły się oprowadzić nas po dawnej parowozowni na Kluczykach, gdzie teraz naprawiany jest tabor kolejowy. Agencja Mienia Wojskowego wpuści nas do Fortu V, najlepiej zachowanego ze wszystkich takich budowli w Toruniu (na ścianach podobno zachowały się tam nawet bazgroły zostawione przez załogę z 1920 roku). Na celownik wziąłem też Most Pauliński (Jerzy, interesował Cię most pod toruńską ulicą – zapraszam), wraz z okolicznymi podziemiami. Wstępnie dogadałem też wyprawę za kulisy teatru Wilama Horzycy, a poza tym, zapowiadając akcję, zaapelowałem do ludzi, by zaproponowali coś od siebie. No i pomysłów sypnęło się sporo. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu uda mi się skomponować listę z terminami, już teraz wszystkich zapraszam (jeśli tylko firma pozwoli). Organizujemy klucze, przewodników, gwarantujemy niecodzienne wrażenia.
Nie czekając na firmową decyzję, postanowiłem zrobić mały rekonesans. Zwiedziliśmy budynki uniwersyteckie: Collegium Maius (niesamowite!), bankowe sejfy Harmonijki (przereklamowane) i Collegium Maximum (mocno przereklamowane). Całość jednak była fantastyczna, bardzo więc dziękuję Marcinowi Czyżniewskiemu, rzecznikowi UMK, który nam ją zorganizował i na całym szlaku dotrzymał towarzystwa. Dzięki też naszemu fotoreporterowi, Grzegorzowi Olkowskiemu, że podzielił się ze mną swoimi zdjęciami z podziemi. Nadal mam problemy z lampą, więc mój niezbyt błyskotliwy aparat, w mrokach, skapitulował.
Collegium Maius, w którym dziś światło się leje ludziom do głów, przeszłość ma bardzo mroczną. Podczas wojny budynek zajęła niemiecka policja, a w jego podziemiach znajdowało się jedno z najcięższych więzień w regionie. Podobno niewielu z tych, za którymi zamknęły się jego drzwi, doczekało końca wojny. Hitlerowcy katowali ludzi w budynku, więzili ich w sąsiednim areszcie, natomiast po drugiej stronie ulicy, na Jordankach postawili baraki dla więźniów obozów koncentracyjnych. Historia tego obozu wróciła, gdy miasto przygotowywało się do budowy Centrum Sztuki Współczesnej i w związku z tym postanowiło przenieść pomnik ofiar II wojny światowej. Wtedy wielu – szczególnie tych młodszych mieszkańców Torunia – dowiedziało się, że ten kamień wcale nie pojawił się w tym miejscu przypadkiem.
Pomyślałem sobie, że nasza przyszła wycieczka, poza podziemiami, powinna zwiedzić też salę prof. Ludwika Kolankowskiego - pierwsze miejsce posiedzeń uniwersyteckiego senatu. W 2008 roku zrobiło się o niej głośno, gdy podczas prac konserwatorskich, spod tynku wylazły malowidła pamiętające czasy okupacji: ogromna hitlerowska gapa, która została później zakryta pomorskimi orłami i kilka innych drobiazgów. Fragment jednej ze swastyk został tu zachowany na pamiątkę.
Poza freskami faszystowskimi, udało się wtedy odkryć również malowidła przedwojenne z czasów, gdy w obecnym Collegium Maius mieścił się Pomorski Urząd Wojewódzki.
Hm, a ja mam w domu takie zwykłe żeberka...
Przyszliśmy tu jednak przede wszystkim zwabieni historią tego, co można znaleźć pod maiusową piwnicą. Przybyłem tam, zobaczyłem i piszę, że podziemne plenery robią jeszcze większe wrażenie od krążących po mieście opowieści na ich temat. Zlewik i rozbite lustro, które sfotografował nasz mistrz szkiełka i oka, są na szczęście powojenne. Inaczej pewnie, w tym ślepym szkle, można by było zobaczyć cienie świadków ciemnej przeszłości.
Loch pod Maiusem jest w zasadzie długim, wąskim i bardzo zawilgoconym korytarzem. Wilgoć jest pewnie większa niż w innych podziemiach starówki, budynek Collegium stanął wszak w miejscu dawnej fosy, gdzieś obok niego płynie też pod ziemią jedna z odnóg toruńskiej Strugi. Trudno dziś wyobrazić sobie te mroczne i wąskiej przestrzenie zapełnione więźniami. Tymczasem, z więziennych czasów, zachowało się tu całkiem sporo pamiątek. Są drzwi z wizjerami dla strażników, ocalało kilka zaczepów prycz (jeszcze w latach 70. można tu było podobno znaleźć również deski, z których były zbudowane). Lata okupacji pamięta też pompa wentylacyjna.
W podziemiach są dwie takie pompy. Powietrze, przy pomocy jednej z nich, próbował wpuścić tu Marcin Czyżniewski, jednak mimo tego, korytarz i tak składał się głównie z wilgoci. Fragment lochów jest nawet lekko podtopiony, a w każdym razie podłoga tonie w błocie, zwiedzanie w większej grupie jest więc w tej chwili niemożliwe. Szkoda, ale poczekamy – może obeschnie. Oba zdjęcia zrobił Grzegorz Olkowski
Zwiedziliśmy Collegium Maius, nie mogliśmy też więc pominąć Collegium Minus. Popularna Harmonijka, w której dziś kwateruje Wydział Humanistyczny, powstała w połowie lat 30. ubiegłego wieku. Była wtedy siedzibą banku. Klimat tamtych czasów do dziś można chłonąć na korytarzach, szelest wielkich pieniędzy, które wtedy po tym budynku krążyły, słychać również w podziemiach, gdzie do dziś zachował się bankowy skarbiec.
Jeśli chodzi o samą bryłę budynku, początek lata nie jest najlepszym momentem do fotografowania, gmach kryje się za zasłoną zieleni. Bardzo lubię toruński modernizm, podobają mi się więc harmonijkowe wnętrza, do tego co widać z zewnątrz, jakoś jednak nie mogę się przyzwyczaić. Szczególnie, gdy patrzę na Harmonijkę w jej nowych barwach.
Tyle o tych harmonijkowych sejfach słyszałem, wreszcie zszedłem więc do podziemi, by je obejrzeć i co zobaczyłem? Dwoje wielkich drzwi, w zasadzie nic poza tym – skarbce są dziś uniwersyteckimi graciarniami. Pancerne wrota są ciekawe, jednak nie nadają się chyba do roli magnesu, który przyciągnie tu całą wycieczkę.
Na zdjęciach Grzegorza Olkowskiego pochyla się nad nimi pani Elżbieta Brukarzewicz, kierownik administracyjny Harmonijki.
Wielkie drzwi otwiera się odpowiednio wielkim kluczem. Fot. Grzegorz Olkowski
Made in II RP - zdjęcie Grzegorza Olkowskiego.
Collegium Maximum UMK, dawna toruńska siedziba Narodowego Banku Polskiego przy placu Rapackiego (który wcześniej był placem Bankowym), a na samym początku – budynek powstał w 1903 roku – Banku Rzeszy. Tu chciałem zajrzeć przede wszystkim, o miejscu tym krążą bowiem po Toruniu legendy. Opowieści o schronie przeciwlotniczym, a przede wszystkim, o ogromnym skarbcu, który w razie czego mógł zostać zatopiony. Pikanterii dodała budynkowi historia skarbu toruńskiego Bractwa Kurkowego, jaką niedawno usłyszałem. Według inwentaryzacji z 1938 roku same dobra ruchome warte były dwa i pół miliona ówczesnych złotych! Dla porównania – nauczyciel zarabiał wtedy niecałe 200 złotych miesięcznie, motocykl Sokół, jak podaje Wikipedia, kosztował 2300 zł. Była to bezcenna kolekcja dzieł sztuki sięgająca czasów krzyżackich, gdy bractwo powstało, wzbogacana później przez monarchów Rzeczypospolitej – każdy był w Toruniu witany przez Bractwo Kurkowe, każdy też zostawiał mu jakiś dar. Gdy nad II RP zawisły chmury wojny, majątek ten został zdeponowany w tym banku, był tam, podczas inwentaryzacji przeprowadzonej w czasie okupacji przez Niemców, wyparował jednak w 1945 roku. Co się z nim stało? Nie wiadomo. Być może zabrali go hitlerowcy, być może wpadł w ręce Rosjan, być może wreszcie Milicja Obywatelska zabezpieczyła go tak skutecznie, że do dziś nic nie można znaleźć. W zasadzie nie wiadomo, czego szukać, bo wszystkie inwentaryzacje były na tyle niedokładne, że nie da się na ich podstawie tego skarbu tropić.
Przygotowując więc dla naszych Czytelników wycieczki do miejsc niewidocznych dla oka, tu właśnie miałem zamiar skierować pierwsze kroki. Dowiedziałem się jednak, że zwiedzanie jest wykluczone, bo w dawnym bankowym skarbcu kryją się teraz największe skarby uniwersytetu. Zrobiło mi się strasznie żal i zagroziłem, że włamię się tam, by wszystko zobaczyć nawet jeśli miałbym się dzięki temu stać pierwszym włamywaczem, który pokona zabezpieczenia tylko po to, by dotrzeć do sejfu i na niego popatrzeć. Zobowiązany zatem jestem Marcinowi Czyżniewskiemu, rzecznikowi naszej Alma Mater, który zorganizował rekonesans uniwersyteckich obiektów, jakie miałem zamiar umieścić na liście atrakcji i przy okazji załatwił też zwiedzanie Collegium Maximum. Byłem, zobaczyłem i, choć żadnych zdjęć z serca tego gmachu nie wyniosłem (zakazano), się z tego cieszę. Zderzenie z legendą było jednak nieco bolesne. Rzeczywiście, w podziemiach banku znajduje się schron przeciwlotniczy, sam skarbiec jest jednak wielkim, zagraconym pomieszczeniem schowanym za ogromnymi stalowymi drzwiami. W sumie, z tego, że właśnie dotarłem do pomieszczenia, które tak chciałem zobaczyć, zdałem sobie sprawę dopiero wtedy, gdy z niego wychodziłem.
Szczyt dawnego NBP-u wieńczy figura złośliwie nazywana w mieście ostatnią dziewicą. Prawdopodobnie stała wcześniej na gmachu miejskiego odwachu, w każdym razie jest bardzo podobna do tej, jaką widać na starych rycinach. Pan Bohdan Orłowski, właściciel strony oToruniu.net, który się tam kiedyś wspiął, opowiadał, że posąg jest postrzelany. Czyżby była to pamiątka z bojów, jakie w 1939 roku toruński 4 Pułk Lotniczy toczył o toruńskie mosty?
Budynek banku od strony Harmonijki.
Głównego sejfu nie można było fotografować, z bankowej przeszłości tego budynku zachował się jednak całkiem fajny sejf gabinetowy.
4 komentarze:
bardzo ciekawe. jak widać toruń ma kilka tajemnic, szkoda, że tak mało o tym się pisze. dobrze, że takie mało popularne artykuły można chociaż znaleźć teraz u ciebie :-) nie jestem torunianinem ale mieszkam blisko
A drukarni Panu nie pokazali i starych maszyn? :(
Bardzo chętnie zwiedził bym domek - za przystankiem autobusowym 15,22 ul.Odrodzenia sąsiaduje on z Muzeum Etnograficznym.Drugi ciekawy obiekt jest w lasku przy ul.Matejki bliżej ul.Kraszewskiego.
Tajemnic to miasto ma sporo i za to między innymi tak je uwielbiam, że ciągle mnie nimi zaskakuje. Przygotowując tegoroczne wycieczki dowiedziałem się np., że w podziemiach aresztu można zobaczyć fundamenty baszty Koci Ogon, a zwiedzając podziemia Maiusa usłyszałem, że w lochach Kociego Łba (tak ładnie mogą się nazywać tylko toruńskie baszty;), który był kiedyś więzieniem, są jeszcze zaczepy na kajdany. W oba miejsca trudno się jednak wybrać z większą wycieczką, ale sam na pewno tam dotrę. Jeśli więc nie w gazecie, to na stronie, postaram się jakoś ślad tej ekskursji zostawić.
O drukarnię pytałem, jej antyczne maszyny wyjechały jednak podobno do muzeum w Grębocinie. Tam też, swoją drogą, warto by było zajrzeć.
O domku przy Odrozenia też pomyślałem. Byłem tam jednak jakieś dwa lata temu, gdy pisałem do gazety o tym, że o pomieszczenia dawnego schronu stara się muzeum. Nasz "etnografik", gdyby je przejął, byłby chyba najlepiej ufortyfikowanym muzeum w Polsce - posiada już wszak arsenał i schron dawnej twierdzy. Minęło jednak sporo czasu i jakoś nie słychać, by MET się tam wprowadziło. Ja te podziemia widziałem i nie zdecydowałem, by zapuszczać się w nie ponownie. Tam nic nie ma, a poza tym, schronem opiekuje się teraz Zarząd Gospodarki Mieszkaniowej, z którym mam nieco na pieńku...
A co to za drugi obiekt, który Pana, Panie Zygmuncie interesuje? Muszę się przejść i zobaczyć.
Prześlij komentarz