niedziela, 26 sierpnia 2012

Teatr nasz widzę ciekawy

Ahoj przygodo! Podczas wakacji kolejny raz, wspólnie z czytelnikami „Nowości”, chodziliśmy po Toruniu i okolicach, zaglądając za różne zamknięte na ogół drzwi. Wydaje mi się, że atrakcji na tych szlakach nie zabrakło. Ostatnia ze ścieżek wiodących ku rzeczom nieznanym, zaprowadziła nas do teatru Wilama Horzycy gdzie, dzięki uprzejmości jego pracowników, weszliśmy na scenę, zaglądając za jej kulisy.
Punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia. Na tym krzesełku chciałoby się zaśpiewać:
Wy w ciemności - reflektory chronią was,
Oświetlając tylko scenę, na niej mnie.
Jak na dłoni widać mą stężałą twarz
Gdy przez mrok próbują oczy przebić się!

Loża cesarska, w której podczas otwarcia teatru, zasiadł Wilhelm II. Chwilę po tym, gdy wyraził życzenie, aby ze sceny nigdy nie padło polskie słowo.
Za misterną balustradą loży na ogół przesiaduje dziś akustyk.
Kiedy byłem mały, fotel bujany był u mnie w domu nazywany panem Zbyszkiem, na cześć Zbigniewa Bujaka. Słynny opozycjonista akurat tutaj jednak raczej nie siedział.
Żyrandol składający się ze 173 40-watowych żarówek oświetla główną widownię już od ponad stu lat. Żarówki naturalnie są wymieniane, średnio raz na trzy lata, to imponujące świecidełko jest opuszczane w dół, czyszczone i uzupełniane.
Jedna z uczestniczek wycieczki zapytała o rolę, jaką teatr Horzycy odegrał w filmie, wspominając „Arię dla atlety”. Film oglądałem tak dawno temu, że ewentualnych jego toruńskich wątków już nie pamiętam. Na pewno jednak, w połowie lat 80. toruński teatr wystąpił w „Samym pośród swoich” Wojciecha Wójcika. To wiem na pewno, bo kiedyś o tym pisałem, sięgając do wspomnień jednego ze statystów i wrzucając do tekstu archiwalne zdjęcia z planu. Ich autor, pan Andrzej Kamiński, opowiadał przy okazji, że na ustawionym w teatrze ringu, walczył wtedy Leszek Drogosz, jeden z najsłynniejszych polskich bokserów. Nie znam się, ale zapewne widać go na drugiej fotografii. TEATR NA PLANIE.

Część tej wywieszki można wykorzystać na butelkach z alkoholem.
Biedny Joryk... Został popielniczką.
Jeszcze jedno wspomnienie „Hamleta”. Tym razem elektryzujące i ozdobione dobrzyńskim wykrzyknikiem. Hmmm... Wrócę do wspominanego niedawno „Lata Muminów” – genialnego słuchowiska nagranego w latach 70. na dwóch czarnych płytach. Jedna z jego fantastycznych piosenek opowiada o tym, że w teatrze dziwnych rzeczy można się napatrzeć. Rzeczywiście, dopisek mnie zdziwił, ktoś go wydrapał z błędem.
Moja babcia miała takie żelazko! A może jeszcze ma? Jak widać, w teatralnej pracowni krawieckiej, prasująca tradycja jest nadal w cenie.
Wznosimy się nad poziomy, jakieś 18 metrów ponad deski sceny. Po drodze mały przystanek przy nieczynnych już, ale zachowanych spryskiwaczach pamiętających budowę teatru. Poławiacze metali kolorowych byliby w siódmym niebie. My też się na ich widok ucieszyliśmy, ale po obfotografowaniu, wspięliśmy się jeszcze wyżej.
Jeśli dobrze pamiętam, to wielkie niewyraźne koło wprawiało w ruch żelazną kurtynę. Na teatralnym szczycie była jeszcze stara maszyna do wywoływania burzy przy pomocy spadających kamieni, ale jej nie sfotografowałem. Trudno jest jednocześnie słuchać, robić notatki, wspinać się po schodach, mimowolnie patrzeć, czy nikt z uczestników wycieczki się nie zgubił, lub nie zaczął niedomagać i fotografować wszystko, co się rzuca w oczy...
Nadscenie pełne jest kół i stalowych lin pomagających żonglować teatralnymi dekoracjami. Paradując pod dachem świątyni muz, łazi się po kratownicy, przez którą zresztą widać scenę. Wybierając się tam, ewentualny lęk wysokości trzeba więc zostawić na dole.
Wspięliśmy się kilkanaście metrów nad scenę, zleźliśmy też do podziemi, bo zobaczyć w nich chociażby mechanizm zapadni.
Toruński teatr ma dwie piwnice. W tej niższej można m.in. znaleźć dwa silniki, jeden współczesny, drugi wyprodukowany w Niemczech AD 1940. Jeszcze stosunkowo niedawno ten antyk był silnikiem jedynym, zaczął jednak szwankować, dyrekcja teatru podjęła więc decyzję o zastąpieniu go innym. W tym celu do Torunia przyjechał przedstawiciel firmy, która wyprodukowała starą maszynę i na jej widok oniemiał. Kiedy doszedł do siebie, proponował zakup, oferując pono całkiem okrągłą sumkę, ale interesu nie ubił.
Warto chodzić do teatru. Choćby po to, by z jego balkonu sfotografować pięknie widoczny na fasadzie „Polonii” napis Thorner Hof, czyli nazwę tego hotelu sprzed 1920 roku.

4 komentarze:

aw pisze...

40 lat miwszkam w Toruniu. a wnętrza teatru nie widziałam nigdy. Skoda, że mnie wtedy nie było w mieście.Ma Pan boskie komentarze.
pozdrawiam

torunianka pisze...

Oj, naprewdę boskie komentarze i doskonałe pióro.
powinien Pan taki dar boży rozwijać. Czy nie myśli Pan o czymś większym, dłuższym niż artukuły w gazecie i blog?
pozdrawiam ciepło.

Anonimowy pisze...

W książce pt. Toruń Między Wojnami wymieniony p.Szymon jest . To początek drogi ku szczytom .Powodzenia .

SzymonS pisze...

Dziękuję, ale moje drogi ku szczytom, ostatnio zaczynają się głównie w krainie Hucułów. Po takich szlakach wspinam się z przyjemnością, inne zbyt często prowadzą na dno.