Moje ulubione Muzeum Etnograficzne w Toruniu otworzyło w
połowie maja przygotowywaną przez kilka lat wystawę prezentującą na całym
pierwszym piętrze muzealnego arsenału artyleryjskiego lokalny pejzaż
kontrkultury. Fantastyczną i taką, którą trzeba smakować, zaglądając na Wały
generała Sikorskiego kilka razy. Ja, jak dotąd, pojawiłem się tam tylko raz i
to jeszcze przy okazji otwarcia, a zarazem oblężenia w Noc Muzeów, wrażenia i
zdjęcia przyniosłem zatem nieco wyrywkowe.
Autorzy zgromadzili jakieś dwa tysiące eksponatów, nie
licząc zdjęć, a tych jest tam zatrzęsienie. Większość podarował Michał Kokot,
jeden z najsłynniejszych toruńskich fotografów, a poza tym jeden z pierwszych
fotoreporterów „Nowości”. W muzeum powstał kawałek Torunia i okolic z lat 60. i
70. Są obwieszczenia o występach lokalnych zespołów rockowych, ich zdjęcia oraz
sprzęt – weterani kujawsko-pomorskich scen sprzed 40 lat umeblowali całą część
ekspozycji poświęconą występom. Gitary, perkusja, wciąż jeszcze sprawny, bo
odratowany przez muzealnych elektryków kolorofon. Poza tym studenci, rajdy i w
ogóle wszystko, czym żył wtedy ukryty za żelazną kurtyną świat. Ekspozycja
została zresztą bardzo ciekawie ułożona, najpierw można więc na niej zobaczyć obrazki
z Zachodu, jakie do nas przez kordon przeciekały. Zobaczyć przez kolorowo
pomalowany otwór w ścianie, ale nie dotknąć.
Byłem na otwarciu wystawy, które rządziło się swoimi
prawami. Najpierw przed wejściem zastałem kolejkę i cerberki przy bramce w
hipisowskich kreacjach, ale jednak skrupulatnie sprawdzające zaproszenia. Sam
swoje oddałem, wierząc w siłę dziennikarskiej blachy. Nieużywana, na szczęście
nie zawiodła. Za ogrodzeniem spotkałem natomiast znajomego, który kręcił się koło płota. Jak się
okazało, przerzucał na drugą stronę swoją wejściówkę, by pozwolić obejrzeć
otwarcie innym. Powrót do PRL stał się więc ciałem w teorii i praktyce.
Wernisaż rządził się swoimi prawami, w programie było więc
kilka rzeczy, jakich normalnie nie można na wystawie doświadczyć
-
Najpierw pan dyrektor zaśpiewa coś z Beatlesów, później Joan
Baez, jeśli da radę tak wysoko wyciągnąć i może sięgnie do repertuaru
Biczewskiej. A na koniec wcieli się w Krzysztofa Cwynara.- Cwynara? A po co? Przecież wystawa jest o kontrkulturze...
- Jasne. Ale to tak dla kontrastu. Gotów?
- Za chwilę wystąpi przed Państwem wyjątkowy
artysta, znany między innymi z wcześniejszych występów w Jabłonowie Pomorskim i
Ciechocinku. Przyjmijcie go serdecznie, bo trochę się denerwuje...
We all live in our yellow submarine,
Yellow submarine, yellow submarine
We all live in our yellow submarine,
Yellow submarine, yellow submarine...
- O cholera, a co było dalej? Gdzie jest kartka z tekstem?Nie pytaj mnie mamo, czy trzeba...Najpewniej, najpewniej...
Nie pytaj mnie mamo, czy trzeba.
Najpewniej, najpewniej.Bo wtedy się idzie na drogi wojenne.Gdy nagle, gdy nagle...
Uff... Już po wszystkim.
W rzeczywistości opis powinien być oczywiście nieco inny.
Kurator wystawy, Artur Trapszyc (z pacyfką doczepioną do koszuli) i dyrektor
MET Hubert Czachowski (z wystawową pacyfką na podkoszulku) dziękowali wszystkim
za zaangażowanie. Pan dyrektor odczytał również list marszałka Całbeckiego,
którego treść zamieniłem na kawałek piosenki wykonanej w 1977 roku w
Kołobrzegu.
Trochę się pośmiałem z dyrektora, chylę jednak przed nim kapelusz, bo
później rzeczywiście zabrał się za granie. Chwycił gitarę i skryty pod
imponującą peruką zasiadł na hipisowskiej łączce, gdzie podczas otwarcia cały
czas trwały tańce i leciały wykonywane na żywo przeboje z tamtych lat. Później
w pracy dzieliłem się wrażeniami z wernisażu, co jeden z kolegów podsumował
próbując sobie wyobrazić na podobnej wystawie i w podobnej roli dyrektora
toruńskiego Muzeum Okręgowego...
Gra kapela, a szafa grająca stoi i ciekawie wygląda.
Przez cały czas na wystawie lecą zresztą stare
dobre kawałki, takie, które znajdują się w bogatej kolekcji analogów. To
kolejny, po obrazkach z Zachodu, fragment ekspozycji z tym, co do Polski zza
żelaznej kurtyny docierało.
Jako kawałek nieco późniejszego pokolenia,
wychowałem się głównie na przegrywanych kasetach, a później płytach CD. Dźwięki
znam na pamięć, ale okładkom w ich oryginalnym rozmiarze przyglądałem się
rzadko. Nareszcie więc mogłem sobie np. bez szkła powiększającego poczytać
gazetę z frontu „Thick as a Brick”.
Pisałem już, że na wystawie można zobaczyć jakieś
dwa tysiące eksponatów? Niemal czterysta znajduje się w kiosku zbudowanym na
podstawie fotografii Michała Kokota. Zapomniałem, gdzie kioskowy oryginał się
znajdował, ale to się chyba da jeszcze sprawdzić.
W kiosku są między innymi archiwalne „Nowości”,
które dostarczył jeden z czytelników gazety. Ja miałem podrzucić „Mówią wieki”
i jeszcze tego nie zrobiłem. Przepraszam, poprawię się.
Zeszyty, mydło, proszek do prania... Nie widzę
papieru toaletowego, jako jednak towar bardzo deficytowy, musiał najwyraźniej do
naszych czasów nie przetrwać.
Pamiętam te telefony. Do dziś chyba zresztą,
obudzony w środku nocy, mógłbym wymienić wszystkie miejsca na osiedlu i w okolicy,
w których się znajdowały. Bez trudu, bo przecież nie było ich dużo, a kursować
między nimi trzeba było, bo chyba nigdy się nie zdarzyło, aby wszystkie
działały.
Za moich czasów wrzucało się już do nich
złotówkę...
Zamiejscowa, proszę (sz)czekać... Hmm, te automaty
chyba nie były do rozmów zamiejscowych. A może mi się tylko wydaje?
A takie aparaty tu i tam witały wciąż jeszcze będąc
na służbie XXI wiek... Z jednego takiego, co wisiał na Poczcie Głównej w
Toruniu, dzwoniąc na Rubinkowo można się było kiedyś wpakować w czyjąś rozmowę.
Wystawowych automatów nie testowałem, gdyby jednak
były niesprawne, można jeszcze spróbować dodzwonić się z telefonu w kawiarni.
Obok kawiarni, podczas otwarcia wystawy rozłożyła
się tarocistka. Żartuję oczywiście, to pani Hanna Łopatyńska, szefowa
muzealnego Działu Folkloru i stoisko z jej quizem filmowym. Wiedziałem, że nie
powinienem dać się skusić, ale zaglądając ludziom przez ramię, bohaterów
srebrnego i szklanego ekranu rozpoznawałem bez problemu. Kiedy jednak sam
zacząłem wybierać zdjęcia, straszliwie się skompromitowałem.
Z kina „Wolność” trudno było uciec, chociażby ze
względu na kraty w oknach, ale też oryginalne fotele, na których można sobie
klapnąć. Przyjechały z Nakła, choć w Toruniu kilka takich eksponatów zachowało
się jeszcze w dawnym „Flisaku”, które jest dziś siedzibą oddziału Archiwum
Państwowego. Siedzisk jednak jakoś nie sfotografowałem, podobnie jak kolekcji
oryginalnych plakatów wiszących na ścianach. Cóż, do poprawki przy okazji
kolejnej wizyty...
Mit gospodarza jest u nas nadal żywy...
Mieszkanie z tamtych czasów. Meble, telewizor i...
książki.
Jak już wspominałem, pokazany w „etnografiku”
lokalny pejzaż kontrkultury jest bardzo szeroki. Prezentacji regionalnej sceny
muzycznej czy życia studenckiego (czego ja nie uwieczniłem), towarzyszy wiele
rzeczy z tym związanych. Jest tu na przykład kącik poświęcony podróżom,
autostopowym i kolejowym. Na dworcu podobno nawet słychać głos z megafonu
zapowiadający pociągi, na otwarciu ekspozycji gwar był jednak tak wielki, że
nie można było tego usłyszeć. Nie szkodzi, popatrzyłem sobie na rozkład jazdy
stacji Toruń Główny bodajże z 1972 roku i z sentymentem spojrzałem na szafę z
kartonikowymi biletami. Gdzieś ich jeszcze kilka mam – naturalnie kartoników,
nie szafek.
Ojej... Linia kolejowa do Ciechocinka została
niedawno zamknięta. Po prawie 150 latach funkcjonowania.
Wystawa będzie czynna do października, bardzo ją
polecam. Każdemu, bo jeśli ktoś nawet wystawionych czasów nie pamięta, to
dawnego Torunia nałyka się pod dostatkiem. Wspominałem o zdjęciach Michała
Kokota, który zresztą przy tej okazji doczekał się pierwszej od lat dużej
prezentacji swoich prac. Zaraz za wejściem wisi na przykład zrobiona przez
mistrza ogromna fotografia Garbatego Mostka. Tak się złożyło, że przekopując
się niedawno przez dżunglę naszego redakcyjnego archiwum fotograficznego (czego
tam nie ma, a w jakim to wszystko jest nieładzie!) trafiłem na dwa inne
zdjęcia, najprawdopodobniej wykonane przy tej okazji. Nie są takie interesujące
jak wystawowe, ale i tak bardzo warto na nie zerknąć.
Niby niewiele się tu zmieniło, jednak próbując
zrobić powtórkę ujęcia, skapitulowałem. Wszystko zarosło.
4 komentarze:
Motywujesz mnie:) Dostałam zaproszenie na otwarcie w tę Noc Muzeów, ale niestety kwitłam na maturach. Jednak trzeba się w końcu tam wybrać:)
Ech, Redaktor taki młody, to i się dziwuje! ;) A to były piękne czasy, w których z czystym sumieniem można było odeprzeć zarzut nieodebrania telefonu faktem nieobecności w domu. Zresztą i ten telefon na kabelku był dobremn deficytowym, dostępnym dla wielu po 10 latach oczekiwania... Człowiek był wolny! :)
Redaktor bardzo dobrze pamięta, że przez pierwszych kilkanaście lat swojego życia składał czapki, rękawiczki i szaliki w "telefonie", czyli wnęce w meblu przewidzianej dla tego przejawu luksusu. Teraz, objuczony dwiema komórkami i przywiązany dodatkowo do stacjonarnego telefonu na biurku, czasami wspomina te czasy z nostalgią, bo prowadzenie dwóch rozmów jednocześnie przestało go dziwić.
A wystawę bardzo polecam.
A po co miałbym pójść na wystawę, że się uprzejmie zapytam?! Tekstu lepszego nie napiszę a zdjęcia jak widzę wszystkie zostały zrobione.
- No właśnie.
Gratuluję!
Prześlij komentarz