sobota, 19 marca 2011

Małe wagary?

Pedagodzy strasznie się oburzają z powodu wagarów. Niesłusznie, bo przecież nic tak nie poszerza horyzontów, jak nieoficjalny wyskok z sali lekcyjnej czy wykładowej. Też bym sobie tak wyskoczył, ale robota trzyma... A poza tym pogoda też ostatnio jest jakaś do dupy. Czekając na wiosnę, sięgam więc do archiwum z kwietnia 2009 roku i zapraszam do Sierpca, oraz nad Wisłę. Bon voyage!
Dlaczego w Polsce nikt jeszcze nie porwał się na to, by napisać poemat o błocie? Tyle go przecież u nas jest! Za każdym razem niby ta sama breja, ale przecież o każdej porze roku wygląda ona inaczej. Kiedyś czytałem dyrdymały jakiegoś naszego XVII-wiecznego duchownego, który udowadniał, że raj znajdował się w Polsce. W sumie może miał i rację, Bóg jest wszak żydowski, zatem pewnie kiedyś łaskawym wzrokiem patrzył na Polin. Swojego Adama ulepił z pewnością z błota wiosennego, bo to ma najwięcej energii. Tak postał jednak pewnie Adam światowy, bo budulcem tego polskiego musiało być błoto listopadowe, z niego zapewne pochodzi nasza skłonność do melancholii i marudzenia, przeplatana jednak czasami błyskiem jakieś utopionego w kałuży kolorowego jesiennego liścia.
W sumie jednak nie chciałem rzucać błotem, bo przecież mamy tu niemal idealny krajobraz, piękny most kolejowy przerzucony nad rzeką, w sąsiedztwie młyna. Ja po tym moście jechałem, tuż przed zamknięciem pasażerskich przewozów na linii z Sierpca do Brodnicy, której ta przeprawa jest częścią. Miałem ze sobą aparat, ale idiota, nie zrobiłem zdjęcia. Cóż, wzrok utopiłem gdzie indziej.

Kocham stare młyny! Do tego stopnia, że z przyjemnością bym mógł sobie przycupnąć gdzieś przy jazie w charakterze wodnika, utopca, czy innego utopisty. Że jak, patrząc na jaz mam rozdwojenie jaźni? Nic z tych rzeczy, ot mielę sobie... No dobra, jeśli nie koło wody, to mogę się zadomowić w samym młynie, każdy powinien mieć jakiegoś swojego czorta. A ja bym się nie obijał, w nocy bym wył, jak Pan Bóg przykazał, a w dzień opowiadał młyńskie legendy (tyle ich przecież jest) i puszczał fajną muzyką na temat, choćby takie „Z misteczka do mlina” Muzykantów. Znajdzie się ktoś, kogo przy tym nogi same nie porwą do tańca?
Młyn utaplany w wodzie.
Młyn oskubany z koła.
Jaka piękna beczka! Jaki piękny płot! Jakie piękne wierzby! Jaka piękna polska wiocha! Szkoda, że tylko w muzeum...
Kościół do skansenu został przeniesiony gdzieś spod Przasnysza. Garnek, podobny do tego na płocie, posiadam, stoi w nim najważniejszy element czarownicowego zestawu latającego, czyli prawdziwa brzozowa miotła, z którą całkiem fajnie komponuje się bardzo stary sierp (coś dla druida). Sierp pochodzi z Bujniczek, fotkę zrobiłem w kwietniu, a nie w sierpniu, jednak pstryknąłem ją w Sierpcu, zatem dygresję uznaję za usprawiedliwioną.
Martwa natura, ale jakże żywe kolory! Bardzo bym chciał mieć taką skrzynię.
Tu bym sobie chętnie uciął drzemkę. O tym jednak, jak wspaniale śpi się w starych chatach, już gdzieś tu się produkowałem. Nie będę więc serwował powtórki z rozrywki, a podsumuję tylko, że najlepsze kasztany są na palcu Pigalle, ale najlepsze sny krążą pod sufitami wiekowych domów. Wystarczy w takim miejscu zamknąć oczy i wszystko staje się oczy-wiste!
Jeśli dobrze pamiętam, po rumuńsku „za firankami” mówi się „dupa perdele”.
Firanka na zdjęciu jest jednak tylko jedna, a sierpecki skansen nie zbiera pamiątek z miejsc, w których sczezł Owidiusz.

„Długo tak tu będziecie siedzieć?
Piętnaście lat, ale będę apelował.”
To cytat z „Misia”, tu jednak mamy do czynienia z zakratowanym królikiem.

Tak się trochę więziennie zrobiło... Były kraty, a tu jeszcze łańcuch, który kołysał się u pułapu skansenowej restauracji, która malowniczością wystroju i położenia starała się nadrabiać niedobory jadłospisu. Pompeje mają swojego psa łańcuchowego, Sierpc miał w tym miejscu łańcuchową latarnię. Czy wspominałem już gdzieś, że uwielbiam lampy naftowe?
UL...iczkę znam w Barcelonie..!
Ta uliczka i ten ul znajduje się oczywiście w Sierpcu, poza tym chyba nie było w nim pszczół. A skoro już mnie naszło na śpiewanie, to przypomniało mi się, że w czasach, gdy byłem jeszcze dzieckiem w kolebce (kto łeb urwał Hydrze), a mój wuj był jeszcze studentem, odwiedziłem go z mamą w akademiku. Oni sobie gadali, ja się nudziłem, ale w pewnym momencie podszedłem do wuja poprosiłem, by zaśpiewał mi „Pszczółkę Maję”. Nie wcielił się w Zbigniewa Wodeckiego. Podobno jeszcze długo ścigał go rechot kolegów, a on sam do dziś nie wierzy, że to była wyłącznie moja inicjatywa.
Jacyś ograniczeni ci koledzy byli. „Pszczółka” to przecież jeden z hymnów pokolenia. Nie ich? Ich strata.

3 komentarze:

Anek pisze...

Nie chcieli ludzie; — błotne okolice

Car upodobał, i stawić rozkazał,

Nie miasto ludziom, lecz sobie stolicę:

Car tu wszechmocność woli swej pokazał. —

W głąb ciekłych piasków i błotnych zatorów

Rozkazał wpędzić sto tysięcy palów

I wdeptać ciała stu tysięcy chłopów.

Potem, na palach i ciałach Moskałów

Grunt założywszy, inne pokolenia

Zaprzągł do taczek, do wozów, okrętów,

Sprowadzać drzewa i sztuki kamienia

Z dalekich lądów i z morskich odmętów.

Przypomniał Paryż — wnet paryskie place

Kazał budować. Widział Amsterdamy —

Wnet wodę wpuścił i porobił tamy.

Słyszał, że w Rzymie są wielkie pałace —

Pałace stają. Wenecka stolica,

Co wpół na ziemi, a do pasa w wodzie

Pływa jak piękna syrena–dziewica,

Uderza cara — i zaraz w swym grodzie

Porznął błotniste kanałami pole,

Zawiesił mosty i puścił gondole.

Anek pisze...

Ugrzązł wóz, ani ruszyć już się nie mógł w błocie;

Ustał furman, ustały i konie w robocie.

Motyl, który na wozie siedział wtenczas prawie,

Sądząc, że był ciężarem w takowej przeprawie,

Pomyśli sobie: «Litość nie jest złym nałogiem».

Zleciał i rzekł do chłopa: «Jedźże z Panem Bogiem!»

Kasia pisze...

napisano już poematy o gnoju, to może czas i na poemat o błocie...? rzucam Ci wyzwanie!:D

ach, ileż tu dziś intertekstów i aluzji literackich;)