poniedziałek, 13 czerwca 2011

Miejsca pamięci zaniedbanej

Forty VIII i VII leżą blisko obecnej zachodniej granicy Torunia. Jak wszystkie toruńskie warownie, powstały po 1871 roku i do roku 1939 niczym się w zasadzie z pozostałej piętnastki nie wyróżniały. Pierwszej drugowojennej jesieni, w obu Gestapo urządziło jednak więzienia, w których zamknęło ponad półtora tysiąca Polaków, głównie przedstawicieli pomorskich elit. Większość więźniów zginęła – w lasach Barbarki, lub w obozach koncentracyjnych. To takie nasze najważniejsze wojenne miejsca pamięci narodowej. Jak one powinny wyglądać? Na pewno nie tak, jak wyglądają. Oba forty są dziś zdewastowane, VIII bardziej od VII. Wewnątrz tego pierwszego ostatni raz byłem... niemal dwadzieścia lat temu. Urwę się na sekundę, by rachunek sumienia zrobić jeszcze raz, bo trudno uwierzyć, by to było tak dawno. Zgadza się jednak! Wyczynu z początku lat 90., gdy łaziliśmy po podziemiach zaopatrzeni w tylko jedną NRD-owską latarkę z bateriami tak słabymi, że prędzej na przeciwległą ścianę wpadała wyciągnięta ręka, niż promień światła, chyba bym już nie powtórzył. Nie dlatego, że się postarzałem, fort jednak przez ten czas zarósł straszliwie, co widać na zdjęciach poniżej.
Jeśli już mowa o tym co widać, pierwsze zdjęcie pokazuje wjazd Fortu VIII. Gdy byłem tu za młodu, nad resztkami fosy był przerzucony drewniany most, brama zamknięta była kratą, jednak tą barierę łatwo było obejść. Łatwo też było dojść do głównej bramy, prowadził do niej korytarz w forcie częściowo zasypany piaskiem. Mostu i kraty już nie ma, a piasek kryje się pod wodą.
Te mury utrzymały się przez niemal półtora wieku. Wystarczyło jednak niecałe 20 lat, by obiekt wpisany do rejestru zabytków zatonął w wodzie i zieleni. Cóż, podobno jeszcze trzy lata temu wyglądał znacznie gorzej...

Koszary (poniżej), nad nimi schrony dla dział . Poprzednio, kiedy tu byłem, w forcie rosła głównie trawa. Teraz zieleń strawiła niemal wszystko.
Fort VII ma swoją kaponierę, która przez socjalistyczne lata była w Toruniu czczona jako ściana straceń. Niesłusznie, więźniowie stamtąd byli mordowani w Barbarce. Podobnie jak więźniowie Fortu VIII, tu jednak hitlerowcy część swoich ofiar ukatrupili na miejscu. Choć więc przeszłość Fortu VIII jest bardziej mroczna niż ta większego sąsiada, to Fort VII jest w Toruniu symbolem i miejscem pamięci narodowej. „Ósemka” takiego statusu nie posiada, o jej wojennych dziejach przypomina tylko krzyż, dwa miecze (te, które kiedyś stały przy zamku krzyżackim?) oraz, jak widać, jakiś zardzewiały orzeł w koronie. Dowodów pamięci jest więc całkiem sporo, problem jednak w tym, że w zasadzie ich nie widać. Po pierwsze, nikt tu nie przychodzi – wygląda na to, że fort omijają nawet złodziej złomu. Po drugie, dowody pamięci zakryła zieleń i pewnie dlatego właśnie nikt niczego nie ukradł.

Pamiętam, że przed niemal dwoma dekadami, w forcie można było znaleźć podstawy stanowisk obserwacyjnych. Dawniej z pewnością przykrytych metalowymi kopułami, jakie można oglądać na znacznie lepiej zachowanym Forcie IV. Teraz jednak nieźle się musiałem nachodzić, by do którejś dotrzeć.
Można sobie zajrzeć do środka... A nawet wpaść i złamać kark. Tym razem na ten krater patrzyłem tylko z góry, ale przed laty dotarłem również do miejsc, w których ta mroczna czeluść się kończy. Wysoko i do tego sporo żelastwa wystającego ze ścian.
Kolejny schron ukryty w zieleni.
Fort VIII zawsze krył się w cieniu Fortu VII. To tu, jesienią 1939 roku, powstało główne więzienie Gestapo dla Polaków, których okupanci mieli zamiar zlikwidować. Taki nasz Paiwak, takie toruńskie Palmiry, przez które w pierwszych miesiącach okupacji przewinęły się setki osób. Dla niemal wszystkich, czerwień tych ceglanych murów, była jednym z ostatnich kolorów, jakie widzieli. Większość skończyła w lasach Barbarki, reszta – w tym np. nasz filmowy dobroczyńca – Bogusław Magiera – została wysłana w drogę krzyżową naznaczoną stacjami kolejnych obozów koncentracyjnych. Za bramę wyjść udało się tylko nielicznym.
Ten pomorski Pawiak jest dziś zupełnie zaniedbany i opuszczony – prawie nikt tu nie przychodzi. Fort ma swojego prywatnego właściciela i miasto nie może wymóc na nim, by się jakoś tym szczególnym miejscem zajął.
Przed laty, w okolicach 11 listopada, podróżowałem przez Wielką Brytanię. Kraj ten nie ma tak tragicznej historii jak nasza, w niemal każdej miejscowości stoją jednak pomniki brytyjskich ofiar I i II wojny światowej. Wszystkie są zadbane, wszędzie też, w rocznicę zakończenia tej pierwszej, ludzie chodzą z makami wpiętymi w klapy. Nie rozdrapują ran, nie histeryzują, ale pamiętają. 11 listopada byłem w Londynie, widziałem ogromny trawnik przed katedrą westminsterską podzielony na kwatery poświęcone wszystkim brytyjskim jednostkom wojskowym. Widziałem tam też jakiegoś spieszącego do pracy urzędasa, który się nad jedną z nich pochylił. Patrzę więc teraz na te zapuszczone okolice obu toruńskich fortów, które w 1939 i 1940 roku były więzieniami dla polskich elit, przypominam sobie również niedawną narodową histerię spod krzyża na warszawskim Krakowskim Przedmieściu i myślę o nas źle. Nie mam wyboru, inaczej myśleć nie mogę.

Słynna kaponiera barkowa, przez całą komunę czczona, jako ściana śmierci. Nikt tu jednak nikogo nie rozstrzeliwał, więźniowie Fortu VII ginęli w Barbarce. Tu była strzelnica, co widać choćby po tym, że ślady po kulach rozkładają się w kilku miejscach – tam, gdzie wisiały tarcze.
Kiedyś w Forcie VII mieścił się skład win. Jego gospodarze odpierali tu szturmy amatorów trunków. Chyba z różnym szczęściem, bo kiedy byłem mały, po mieście krążyła opowieść o jakimś amatorze napoju bogów, który, gdy dotarł do winnego raju, w morzu czerwonym (a może morzu białym, tego opowieść nie precyzowała) się utopił. Rany, ale musiał mieć kaca, gdy się obudził na tamtym świecie!
Dziś na teren fortu można się dostać bez problemu. Obok kaponiery czołowej, która tu się wyłania z zieleni, znajduje się wejście prowadzące na główny dziedziniec. Dotrzeć do niego można również przez nasyp. Ja jednak przeszedłem akurat pieszo z Podgórza via Bydgoskie Przedmieście, zdobywałem stoki sąsiedniej „ósemki”, więc nogi miałem już mocno w dupie i z kolejnej wspinaczki zrezygnowałem. Do serca fortu dotarłem jednak wiosną 2009 roku i wydawało mi się, że wyniosłem stamtąd zdjęcia. Przejrzałem jednak archiwum i widzę, że się pomyliłem. Cóż, teraz tam nie polazłem – przynajmniej żaden duch dawnych więźniów tego miejsca mnie nie porwał. Następnego dnia mogłem więc napisać o tym, że miejsce to woła o pomstę do nieba.

2 komentarze:

...byłem i widziałem... jerzy-foto.blogspot.com pisze...

ciekawe

Jan_J pisze...

Dzień dobry.
Mój ojciec Stanisław Jakubowski był więźniem fortu VII zaraz po wkroczeniu Niemców, cudem został zwolniony i przeżył.
Poszukuję pilnie kontaktu z osobami, które kojarzą te fakty lub osoby.
Jan Jakubowski tel. 606661421 jan.jakubowski@paroc.com