niedziela, 20 października 2013

Bebelplatz


Sporo się tu napisałem na temat perfekcyjnej niemieckiej maszyny pamięci. W sumie jednak słowa o jej niezawodności wyrwały mi się nieco przedwcześnie, bo akurat w miejscu, w którym efekty jej pracy bardzo chciałem zobaczyć, wysiadła.
W maju 1933 roku na Bebelplatz narodowo oświecona część niemieckiego społeczeństwa napawała się blaskiem palonych na stosie książek. Po latach, ich potomkowie, wystawili tu ciekawy pomnik, w miejscu stosu umieścili pod ziemią puste biblioteczne półki. Wszystko to przykryli szybą i podświetlili. Pomnik pewnie jest czynny nocą, bo my za dnia, zobaczyliśmy tylko brudną powłokę i tablice, z których jedna, cytując Heinego, obwieszczała światu, że „tam, gdzie palą książki, niedługo będą palić również ludzi”.
Dym ze stosu, jaki płonął tu 80 lat temu, musiał zasnuć fasadę katedry św. Jadwigi Śląskiej, konsekrowanej pod koniec XVIII wieku przez księcia polskich poetów, arcybiskupa Ignacego Krasickiego. Na to ognisko spoglądał być może ksiądz Bernard Lichtenberg, wtedy kanonik, a pięć lat później proboszcz katedry, który za pomoc Żydom został przez nazistów aresztowany i zesłany do Dachau. Zmarł w drodze do obozu w 1943 roku. W tym samym, w którym jego katedra została zniszczona podczas alianckiego nalotu. Po odbudowie świątyni, ksiądz został w niej pochowany.
Nie wiem, w jaką stronę wiał wiatr 10 maja 1933 roku, musiał jednak oczadzić dymem palonych książek również studentów Uniwersytetu Humboldta, bo to przede wszystkim oni właśnie wzięli się wtedy za wrzucanie książek do ognia. Niektórzy z nich nie musieli się zresztą specjalnie przy tej okazji fatygować, jeden z uniwersyteckich budynków stoi przy placu.
 
Historii lekceważyć nie można. Teraźniejszości, która stanie się nią w przeszłości, również. Narodowo-socjalistyczny rozdział w historii Berlina i Niemiec trwał raptem 15 lat, ale rany, jakie pozostawił, jątrzą się do dziś. Powinien o tym pamiętać każdy despota, nawet taki jedynie miejski.
Dobra, pora zmienić nieco krajobraz. Oto pomnik Fryca Wielkiego, przy równie znaczącej ulicy.
Unter den Linden, przy której stoi konny pomnik króla, jest jedną z najważniejszych ulic Berlina. W czasach berlińskiego muru stała się jednym z symboli podziału miasta. Za plecami monarchy i za ścianą rusztowań, widać jedną z głównych niemieckich bibliotek. Ile książek zrabowanych w Polsce podczas II wojny światowej się w niej znajduje? Sporo. Niemcy sumiennie przygotowują katalogi, pracownicy Biblioteki Narodowej w Warszawie, w tym wuj mój - ekspert od starodruków, konsekwentnie wytykają im zrabowane skarby. Niemcy tymczasem, z podobnym uporem mają to w nosie. 
 

3 komentarze:

Anek pisze...

Jak Ty nie wyjedziesz z Berlina, to obiecuję - wrócę do Moskwy! ;)

SzymonS pisze...

Do Moskwy? Przecież jeszcze jesteś na Litwie;-).

Anek pisze...

Już wyjechałam, orientuj się :)