Checkpoint Charlie, najsłynniejsze przejście graniczne
podzielonego Berlina. Podczas mojej pierwszej wizyty nad Szprewą w czerwcu 1990
roku jeszcze istniało i ja chyba się przed nim pojawiłem, ale tego nie
pamiętam.
Głowę miałem przeciążoną wrażeniami. Pierwszy kontakt z
Zachodem i szok wywołany panującym dokoła dostatkiem i porządkiem. Do tego
padający, ale wciąż jeszcze dobrze zachowany mur berliński – granica, którą
pokonaliśmy metrem przejeżdżając niedawno otwartym podziemnym szlakiem, przez
dwie, wciąż jeszcze nieczynne, zamknięte kilkadziesiąt lat wcześniej stacje.
Razem z ojcem przejechałem granicę bez trudu, co dla mieszkańców wschodniej
części Berlina było wtedy jeszcze dość kłopotliwe.
Pamiętam, że 23 lata temu byłem pod Bramą Brandenburską, doskonale
przypominam sobie również wizytę w słynnym muzeum ucieczek. Pewnie również
zobaczyłem symboliczne dziś przejście graniczne w takiej wersji, jak na zdjęciu
widać, ale sobie tego nie przypominam.
Przez ponad dwie dekady przeorane murem centrum
Berlina bardzo się zmieniło.
Dziś jego śladów trzeba szukać za parkanem otaczającym
niewielkie muzeum. Fragment tego ogrodzenia widać na zdjęciu po lewej stronie.
O burzliwej przeszłości tego miejsca przypominają
także wywieszone po wschodniej i zachodniej stronie dawnej miejskiej granicy
zdjęcia żołnierzy – Amerykanina i Rosjanina. Ja sfotografowałem tylko tego
pierwszego.
W połowie czerwca 2013 roku dotarliśmy tam metrem,
wysiadając na stacji Stadtmitte.
Zejście, którym weszliśmy, widać na zdjęciu z
epoki.
Archiwalne fotografie pochodzą z przejściowego
muzeum. Podobnych obrazków jest tam wiele, z czasów zimnej wojny i burzenia
muru. Takie sceny, w kolorze, doskonale z 1990 roku pamiętam, na podobne dziury
w zaporze napatrzyłem się wtedy pod dostatkiem. Pamiętam także popakowane w
woreczki kawałki muru sprzedawane po pięć marek. Obok miejsc pracy burzycieli,
bezpańskich betonowych fragmentów walały się jednak tłumy, z Berlina wróciłem
więc wtedy nieźle obładowany. Gdzie się te historyczne odłamki podziały?
Przetrwały na pewno jedną przeprowadzkę, później jednak ich ślad mi się urwał.
Poszukam, bo przecież zginąć nie mogły.
Poza zdjęciami, w muzeum przechowywany jest również
fragment berlińskiego muru. Skoro już o zaporze mowa – kilka wpisów temu wspominałem
Güntera Litfina. W Muzeum Terroru oglądaliśmy zdjęcia z poszukiwań jego ciała,
a później, idąc wzdłuż Szprewy ku budynkowi niemieckiego parlamentu, trafiliśmy
na pomnik w miejscu jego śmierci. Relacjonując wrażenie skupiłem się głównie na
znajomo brzmiącym nazwisku, przeoczyłem jednak istotny fakt, że młody
uciekinier był pierwszą osobą zastrzeloną podczas próby ucieczki przez miejską
granicę.
Wracając jeszcze do zmian w krajobrazie, jakie przyniosły
dwa ubiegłe dziesięciolecia. Oto mały przykład, który pozwoli zorientować się w
ich skali.
Niżej mamy fotografię archiwalną, na której widać graniczną pustkę oraz,
nieco dalej, budynek mieszkalny.
Gmach ten stoi teraz w długim szeregu zabudowy przy Friedrichstraße.
I tak dziś wygląda.
1 komentarz:
Jakkolwiek infantylnie by to nie zabrzmiało - to miejsce robi wrażenie. Mimo swojego aktualnego karnawałowego anturażu obecnie... Nasz ostatni przewodnik mieszka od 33 lat w Berlinie - mieszkał w strefie amerykańskiej - i opowiadał, że było fajnie, wygodnie, ale mimo wszystko jak w klatce...
Prześlij komentarz