Oj, muszę już wreszcie wyjechać z tego Berlina.
Wszystkich nowych czytelników bardzo przepraszam, że niemal na wstępie tak
marudzę, ale blog każe opowiadać historie od końca. Uroki stolicy Niemiec
opiewam zatem już od kilku miesięcy, bo zaczyna się październik, a ja byłem tam
w połowie czerwca. Kolejka czekających na swoje miejsce w wirtualnej
przestrzeni wspaniałości lokalnych rozrosła mi się przez ten czas tak bardzo,
że muszę sobie zacząć notatki robić, by żadnej nie pominąć. Sam Berlin również
najwyraźniej mocno zaczyna wymykać się mojej pamięci, skoro kilka wpisów
wcześniej narzekałem, że nie sfotografowałem z zewnątrz dworca
Friedrichstrasse. A jednak go uwieczniłem.
Swoją drogą, budynek bardzo przypomina gmach
Central Station w Glasgow. Mogę się założyć, że podczas jednej z wizyt u
brytyjskiego źródła secesji go sfotografowałem. Teraz przeglądam jednak płyty
ze zdjęciami i nie mogę tego zdjęcia znaleźć...
Złapałem również widok berlińskiego dworca
prezentowany wcześniej w wersji bardzo archiwalnej.
Upolowałem także kilka widoczków z okolic. Tu na przykład
jest polska apteka. Stara, z tradycjami i orłem na fasadzie. Zupełnie jak w
Toruniu, gdzie do pomieszczeń czynnej od średniowiecza Apteki Królewskiej „Pod
Orłem” wprowadziła się niedawno cukiernia Sowa.
Bydgoski przedsiębiorca od słodkości wydobył zresztą przy toruńskim
Rynku Staromiejskim prawdziwe cuda. Ja się temu przyglądałem, zrobiłem kilka
zdjęć, zatem, kiedy już uporam się berlińską przygodą, pod dach osowiałego
toruńskiego orła wrócę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz