sobota, 9 kwietnia 2011

Modernizm z przedmieścia

Niedawno fotografowałem całkiem fajny modernistyczny gmach za pomnikiem paralityka, który został przeznaczony do przebudowy. Zdjęcia te stały się archiwalnymi, budynek już pod obuchem tej przebudowy zaczyna padać. Ponieważ był on jednym z charakterystycznych elementów mojego Mokrego, skorzystałem z bardziej aktywnych podrygów wiosny i z tego, że przestało już tak cholernie dmuchać, by przejść się nieco i obiektywnie (czyli przez obiektyw) spojrzeć na to, co z lat przedwojennych jeszcze na Mokrem zostało. Wszystkich fotek nie wrzucam, by znów złego nie kusić. Tego by tylko brakowało, abym znów musiał kolejne fotografie przerzucać do działu „Tak było”.
Ulica Gregorkiewicza, jeszcze kilka lat temu Jagiellońska. Ta sama, która biegnie obok przebudowywanego przedwojennym budynku przy placu Artylerzysty. Kiedyś jej nitka była ciągła i prowadziła przez mostek rozgraniczający dwa stawy Kaszownika. Później mostek, wraz z mniejszym stawem zniknął pod wybudowaną szosą, która podzieliła Jagiellońską na dwie części, a władze miasta postanowiły zrobić porządek i jednemu z jej kawałków zmieniły nazwę na cześć toruńskiego architekta. Uliczka jest jednym z miejskich fenomenów, ciągnie się wzdłuż dawnych fortyfikacji, terenów wojskowych i ogródków działkowych, przez co cicho tu jest zielono i sennie, choć jeden jej koniec tonie w placu Św. Katarzyny, więc w wejściu na starówkę, a drugi prowadzi do jednego z najbardziej ruchliwych skrzyżowań w mieście. Świat się jednak toczy gdzieś dalej, tu jest spokojnie, tu też stoi sobie przedwojenny blok, który byłby moim zdaniem całkiem ładny, gdyby oczywiście odpowiednio o niego zadbać. W każdym razie mieszka się tu pewnie byczo, bo rechot żab – lokatorek Kaszownika – zagłusza pewnie pędzące krajową „jedynką” samochody.
O`Buty!
Jeśli należały do złodzieja (i pijaka, bo przecież każdy pijak to złodziej - vide: Stanisław Bareja „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz"), to ktoś go puścił w skarpetkach. Jeśli jednak należały do ułana, to ten spieprzył stąd zapewne boso, ale w ostrogach. Najprawdopodobniej jednak przy ulicy Gregorkiewicza dopadła kogoś szewska pasja, szewc wszak bez butów chodzi...
No dobra, mogło to też być obuwie siedmiomilowe. Nie próbowałem, bo nie mój rozmiar, a poza tym butów, które mnie roznoszą po świecie – często dość dalekim – mam pół szafy. Czasu tylko na dalekie podróże brakuje, ale za to tymi bliskimi cieszę się ogromnie.

Był sobie Toruń, przed wojną, stolicą województwa Pomorskiego. Obok bogatego w węgiel Śląska, cieszyło się ono mianem strategicznie najistotniejszego dla całej II RP, ponieważ jako jedyne, miało dostęp do morza. Było też wtedy polem walki żywiołu polskiego i niemieckiego, zatem – z urzędu nieco – obrosło w latach 30. ciekawymi budowlami. Większość wykwitła oczywiście na Bydgoskim Przedmieściu, wtedy salonie Torunia, a dziś zaplutym karle... Sam nie wiem czego... Kilka kropel tego modernistycznego deszczu spadło jednak na Mokre. 80 lat temu gleba była tu pod tym względem bardzo żyzna, dziś owoce tamtych inwestycji wyrywane są niczym perz. Poleciał budynek dworca autobusowego, a teraz zaczyna padać ten stojący w cieniu pomnika paralityka.

Tablica mówi, że to rozbudowa...
A tak ten narożnik budynku wyglądał jeszcze kilka tygodni temu. I dwadzieścia lat temu z kawałkiem, gdy obok niego człapałem do przedszkola:(.
Przy placu Artylerzysty modernizm pada pod obuchem rozbudowy (Leopold Tyrmand zapewne się nie obrazi, że jego słowa o Warszawie przeniosę na toruński grunt). Na szczęście, na rogu ulic Staszica i Podgórnej toruńskie Mokre ma jeszcze całkiem ciekawy ocalały przykład powiewu przedwojennej architektonicznej nowoczesności. Przykład ugina się pod ciężarem dziesięcioleci zaniedbań, wciąż jednak jeszcze trwa.
Te domy wyrosły na terenie starego cmentarza, podobno jeszcze w latach 50. XX stulecia, najmłodsi mieszkańcy bawili się jeszcze wygrzebanymi z ziemi ludzkimi czaszkami. Osiedle Hamletów...


Popatrzyłem sobie na ten łuk i pomyślałem – prawie jak Most Westchnień w Wenecji. A chwilę później, na karuzeli smutnego wesołego miasteczka z postu poniżej, zobaczyłem zdjęcie weneckiej Campanilii...
Patrząc wzdłuż Podgórnej.
Te same zaniedbane budynki od ulicy Staszica.

2 komentarze:

konwicki pisze...

Myślałem Szymon, że jaja sobie robisz. Co to za ulica Fiderkiewicza?
Tyle lat mieszkam, chodziłem tamtędy do szkoły, a tu niespodzianka. Jest dąb Fiderewicza, a ta ulica to ulica Kazimierza Gregorkiewicza :)
Domagam się sprostowania!

SzymonS pisze...

Ojej, masz rację. Cóż, całkiem świeżo wtedy byłem po sesji Rady Miasta, pewnie mi się jeszcze dębem Zbigniewem odbijała... Dzięki za czujność, poprawiłem.