piątek, 15 kwietnia 2011

"Victoria" z Dittmannów

Ma Londyn nelsonowską „Victory”, miał też Toruń swoją „Victorię”. Statek – legendę, popularna „Wikcia” w czasach, gdy miasto miało tylko jeden most, woziła pasażerów z jednego brzegu na drugi już przed I wojną światową. Jeśli dobrze pamiętam, przez opuszczających w 1920 roku Niemców, została zatopiona. Polacy ją jednak podnieśli i przez całe międzywojnie pływała dalej po banderą Antoniego Dittmanna, pochodzącego z niezwykle dla Torunia zasłużonej rodziny wiślanej. Jego żona miała na imię Victoria, więc możliwe, że dopiero na jej cześć statek przybrał swoje imię. Na 100 procent tego nie wiem, ale dotarłem do kilku pism z epoki. W jednym Dittmann pisał do przedwojennego toruńskiego magistratu, w innym do władz skarbowych prosząc o ukaranie go za nielegalną sprzedaż alkoholu w należącym do niego lokalu przy Łaziennej. „Pod Kotwicą” swego czasu bardzo często przesiadywałem, więc udałem się tam z kopiami dokumentów, gdy jednak oznajmiłem swoje rewelacje, zostałem odesłany pod ścianę, gdzie w kąciku pamięci, wisiały oryginały moich dokumentów wyciągnięte z jakiegoś worka wydobytego z piwnicy i przeznaczonego do wyrzucenia.
„Victoria” przetrwała wojnę w i kolejny raz poszła na dno w 1945 roku. Po wojnie została zastąpiona przez słynną pierwszą „Katarzynkę”, sama pewnie poszła na złom. Zanim jednak przetarła ten szlak, wryła się swym kadłubem w pamięć mieszkańców Torunia. Czasami robiła to w sposób dość niekonwencjonalny.

Wesoły przewóz przez Wisłę
Wczoraj w godzinach popołudniowych przejeżdżający parostatkiem przez Wisłę zaznawali niezwykłych emocyj: więc najpierw spieszący na pociąg miał możność wyrywania sobie włosów z głowy, siedząc na statku przeznaczonym do przejazdu podróżnych, statek ten bowiem zamiast spełnić swoje przeznaczenie, zajęty był holowaniem berlinek, przedłużając przejazd przez Wisłę 20-25 min. a następnie kilkakrotnie przybijał zamiast do przystani wprost do brzegu, ułatwiając podróżnym wydostanie się na brzeg. Że jednak nie wszyscy podróżni pochwalić się mogli zręcznością w wykonywaniu skoków akrobatycznych, większość musiała z zacisniętemi zębami przyglądać się ewolucjom zwarjowanego statku Trudno przypuszczać, iżby wapory wiosenne uderzyły do głowy martwej „Victorii”, snadniej posądzać o to należy sternika. I nie tyle wapory wiosenne, ile z pewnością coś z Baczewskiego. A co nato interesy podróżnych?
„Słowo pomorskie” za oToruniu.net, ale bez dokładnej daty.

Brak komentarzy: