niedziela, 29 maja 2011

Bydgoskie od święta

Bydgoskie Przedmieście to taki toruński Montmartre. No, może coś więcej, w latach międzywojennych Witkacy odwiedzał wszak swoją matkę w Toruniu, a nie w Paryżu. Cudna dzielnica, nabita ciekawostkami po uszy! Powstała na przełomie XIX i XX wieku, jako najbardziej elegancka w mieście. I była taką do 1945 roku... Później jednak została zadeptana i zapluta przez władze socjalistyczne. Rok 1989 specjalnie jej nie pomógł, choć znajduje się rzut kamieniem od starówki i cieszy się większą od niej liczbą budynków wpisanych do rejestru zabytków, wciąż jest ziemią nieznaną, której podziwiające Toruń wycieczki, nie odwiedzają. Trudno się temu dziwić, obecny gospodarz miasta, zamiast wydobyć z dołka, pogrąża ją jeszcze bardziej. Na dowód mogę podsunąć należącą do miasta kamienicę przy Bydgoskiej, tą z „rybimi łuskami” i kominkiem w korytarzu. Fotografowałem ją jakiś rok temu, mogę sfotografować raz jeszcze, bo przez ten czas się zmieniła. Niestety – na gorsze.
W wielu budynkach na Bydgoskim mogą powstać wspólnoty, które się nimi zaopiekują, miasto jednak mnoży przeszkody. Nie zgadza się na wykup budynków, ciągle też dokwaterowuje lokatorów socjalnych, a ci przeważnie uroki tego miejsca mają w nosie.
Marian Frąckiewicz (SLD), przyjaciel prezydenta Zaleskiego i obecny przewodniczący Rady Miasta, uzdrowienie Bydgoskiego uczynił jednym z głównych haseł swojej ostatniej kampanii wyborczej. Trudno w Toruniu znaleźć samorządowca z większym stażem, zaczynał jeszcze w czasach Miejskiej Rady Narodowej. Ile dobrego przez te dziesięciolecia można było zrobić dla Bydgoskiego Przedmieścia? A ile się zrobiło?
Na szczęście dla dzielnicy, upomnieli się o nią mieszkańcy. Przeważnie młodzi, którzy dostrzegli jej zalety i postanowili tu zamieszkać. Ich zasługą jest m.in. święto Bydgoskiego, którego druga edycja odbyła się 21 maja. W jego przygotowanie włączyło się ponad 30 organizacji samorządowych...
Nie mogło mnie tam zabraknąć! Zanim jednak się we wszystkim zanurzyłem, pochłonęła mnie archeologia miejska. Od państwa Tokarskich dostałem jakiś czas temu kolekcję przedwojennych zdjęć, które zrobił Bogusław Magiera i jego przyjaciel, Józef Wiśniewski, pracujący wtedy w Pomorskiej Dyrekcji Kolei. Ten ostatni pofotografował swoich kolegów z pracy, w tym jakiegoś człowieka – najpierw przy placu Teatralnym, na tle mapy pomorskiego węzła kolejowego, a później na jakimś balkonie. Puściłem te zdjęcia w gazecie, umieściłem na stronie i... Balkon udało się zidentyfikować! Bardzo dziękuję wszystkim, którzy się do tego przyczynili. Jeżeli ten urzędnik nie został sfotografowany jako gość, musiał mieszkać w kamienicy przy Mickiewicza 1/3/5. Przepysznej ozdobie tej ulicy!
Podobnych balkonów tym budynku jest niewiele, więc w zasadzie, sprawdzając adres, łatwo by było ustalić tożsamość tego człowieka. Niech to jednak cholera, przedwojenne toruńskie księgi adresowe są ułożone według nazwisk. Skoro jednak udało się odnaleźć tak wiele... Pewnie uda się też temu panu przywrócić imię i nazwisko.



Zdjęcie zostało zrobione z odkrytego balkonu na wysokim piętrze. Jak widać na tej fotce i następnej, takie odkryte balkony należą tu do rzadkości. Urzędnik stał więc chyba tu, bo tylko stąd widać trójkątny daszek. Mam jednak wątpliwości związane z gmachem widocznym w tle. Wyłożyłem je niżej.
Kamienica jest imponująca i teraz dość trudno ją fotografować. Wielka, a do tego jeszcze gęsto obsadzona zielenią. Tu jednak widać szczycik, którego dachówki widać najprawdopodobniej za plecami urzędnika.
Kolumny pasują, szczycik również. Mam jednak kłopoty z zorientowaniem tego widoku. Co to za budynek widać w tle? Ten, w którym po wojnie zamieszkał profesor Leonard Torwirt?
Tuż obok można zobaczyć obiekt równie interesujący. Szkoda tylko, że w tak tragicznym stanie... To secesyjne cudo narodziło się na deskach kreślarskich wiedeńskiej pracowni Fellner&Helmer, tej samej, która Toruniowi dała budynek Teatru Miejskiego, Odessie gmach opery, teatr Czerniowcom... Kamienica należała do rodziny Kuczyńskich (dziś jest zdaje się w rękach ich spadkobierców i na tym polega jej nieszczęście, bo ci nie mogą się dogadać). Nigdy nie byłem wewnątrz, ale na stronie Stowarzyszenia Bydgoskie Przedmieście można znaleźć kilka fotek. Generalnie lepiej ich nie oglądać, bo trzeźwo myślącemu człowiekowi mogą zaszkodzić. Jak można tak zapuścić coś takiego?!
Budynek jest ciekawy także dlatego, że w międzywojniu na pierwszym piętrze mieścił się tu konsulat Belgii. Wspominałem tu już o dawnym konsulacie Rzeszy, to była druga placówka dyplomatyczna dawnego Bydgoskiego. Jak podaje Wikipedia, krajanie Poirota opiekowali się stąd m.in. Polchemem, fabryką chemiczną założoną w dwudziestoleciu wspólnie z Polakami. Tuż przed wybuchem wojny Belgowie, czując zbliżającą się z zachodu i północy burzę, odsprzedali Polakom swoje udziały. Nie muszę dodawać, że torunianie zrobili na tym raczej kiepski interes...


Park, podczas święta, znów zajęli artyści. Szczególnie ci ekologiczni, alejki stały się główną sceną Land-Artu. Zdjęć zrobiłem tu jednak niewiele, gdy tam łaziliśmy, chyba ze trzy razy oberwała się chmura. Mimo to fajnie było... Na fotografii labirynt zbudowany z 200 słomianych klocków. To dzieło największe uznanie zdobyło wśród najmłodszej publiczności.
Ślimaki ostrzeżenia posłuchały i wszystkie uciekły...
Co to za ptak, który wkrótce przyleci do nas z Egiptu i nigdy by się nie najadł z płytkiego talerza? Twarzy Poli Raksy nigdzie tu nie widać, więc nie jest to „Szatan z siódmej klasy”. To kamienica przy ulicy Kujota 2 (obok dawnego komisariatu, już przeze mnie opisywanego), też piękna.

Jak miło jest pisać o Bydgoskim w czasie teraźniejszym! Jak fajnie by było pozytywnie mówić o nim w czasie przyszłym! Po czas przeszły również sięga się w tym wypadku bardzo ciekawie, bo przeszłość ta dzielnica ma imponującą. Nie brakuje tu jednak sytuacji, których stan teraźniejszy jest przygnębiający i niebawem stanie się czasem przeszłym. Oto kamienica przy Mickiewicza – jedna z kilku przeznaczonych do rozbiórki...
Bardziej właściwych słów, bo opisać to podwórko, chyba nie znajdę. Skorzystam więc z tego, co napisałem w gazecie.
Czym może pachnieć brama starej kamienicy? Hm, może bezpieczniej będzie się w te sprawy zbytnio nie zagłębiać? A jednak warto spróbować! W sobotę przy ul. Mickiewicza 142 pachniało na przykład herbatą. W zasadzie całą herbaciarnią, podczas święta Bydgoskiego Przedmieścia otworzyła tu swoje podwoje kawiarenka sąsiedzka. W bramie, poza parującymi czajnikami, zmieścił się jeszcze regał pełen książek tymczasowej czytelni, na bruku podwórka gospodarze ustawili krzesła i stoły - w tym jeden pełen ciast i innych przysmaków. Nad brukiem natomiast na linkach, poprzypinane spinaczami do bielizny, zawisły zdjęcia. Kawiarnia, czytelnia i galeria w jednym. Zaskakujące? Tego dnia na Bydgoskim równie interesujących miejsc było sporo.
Przy okazji – gospodarze swoją cudną kawiarenkę i czytelnię, w której znalazłem „Rumunię, podróże w poszukiwaniu diabła”, tak przeze mnie poszukiwane, nazwali „Żandarmerią”. Wieść gminna niesie, że w tej kamienicy mieścił się w czasach pruskich posterunek żandarmerii, w źródłach jednak jego śladów nie można odnaleźć. Może ktoś wie coś na ten temat?


Główną kwaterą naukową święta był budynek dawnego kasyna ułanów przy Mickiewicza 121. Pamiętam go z czasów socjologicznych. Prezentuje się bardzo okazale, czego nie można powiedzieć o sąsiednich koszarach, którym kiedyś służył. Dawniej kwaterowali w nich ułani, magistrat zorganizował w nich mieszkania socjalne...
Dawno tu nie byłem. W miejscu, z którego robiłem zdjęcie, stały wtedy jakieś budy. Takie zwykłe, z pewnością nie miały nic wspólnego z Buddym Holly. Od czasów socjologii, zameldowały się tu jednak stosunki międzynarodowe, teologia i wreszcie historia sztuki. Kolejnym właścicielem? Uniwersytet chce się budynku pozbyć, kupca chyba jeszcze nie znalazł.
W czasach Studium Wojskowego na honorowym miejscu w tym budynku spoczywało popiersie generała Świerczewskiego. Gdy wiatr historii zmienił kierunek na zachodni, studenci odbili generałowi gipsowy nos i uszy, a samo jego popiersie trafiło do lamusa. Później zamieszkało pod moimi kolejnymi dachami. Na ogół stoi na szafie w charakterze krasnala ogrodowego. Ze względu na małe przemeblowanie małego pokoju, teraz wylądowało bliżej ziemi. Niebawem jednak znów wróci pod sufit.

3 komentarze:

Kasia pisze...

o, podobny Świerczewski stał w holu mojego liceum, jak je zaczynałam, ale szybko stamtąd zniknął;)

czy ta kamienica na Mickiewicza 1/3/5 to jest ta sama, która należała (bądź tylko była miejscem zamieszkania) jednego z pierwszych rektorów UMK, Antoniego Basińskiego (i innych profesorów zresztą też)?

SzymonS pisze...

W Wyborczej ktoś kiedyś napisał, że pomniki Świerczewskiego łatwo można było przerobić na monumenty Sikorskiego...
O lokatorach kamienicy, niestety, nic nie wiem. To pierwszy budynek po lewej stronie, gdy idąc od starówki, dajesz nura w głąb Bydgoskiego.

Anonimowy pisze...

Ten urzędnik nie stoi na tym balkonie tylko na balkonie z prawej strony kamienicy a gmach widoczny w tle mieści się przy ulicy Krasińskiego i ten gmach jest obecnie częścią szpitala zakaznego