poniedziałek, 30 maja 2011

Na progu Bolszewji

Gryzie mnie fascynacja granicami, szczególnie tymi dawnymi. Niedawno miałem okazję przejść się szlakiem tej dzielącej pod Toruniem zabory, teraz proponuję wycieczkę nieco dalej. Mój mistrz, redaktor Roman Such, miłościwie panujący na „Albumie rodzinnym”, jednej z najbardziej poczytnych stron „Nowości”, dotarł kiedyś do skarbów Józefa Szostkiewicza, fotografa przedwojennego toruńskiego 4 Pułku Lotniczego. Widziałem ten zbiór starych fotografii, mój Boże, czego tam nie ma! Lotnicy podczas Wigilii (zdjęcie bardzo grupowe, ale tak doskonałe, że niczym na ołtarzu Wita Stwosza, na twarzach sfotografowanych można wyczytać wszystkie grymasy). Zdjęcia z powietrza – lecących obok samolotów i miejsc oglądanych z lotu ptaka... Niech ktoś kiedyś z współczesną cyfrówką wsiądzie do aeroplanu z otwartą kabiną i spróbuje w locie zrobić równie dobre foto! Widoki Torunia (choćby Bramy Bydgoskiej, w którą tuż przed zburzeniem na początku lat 20. uderzył tramwaj), obrazy naszego lotniska... To też jest skarb, przed wojną przecież było to jedno z najważniejszych miejsc, w których Polska rozwijała skrzydła. Żeby daleko nie szukać, było to pierwsze polskie lotnisko, na którym wylądowali bracia Bolesław i Józef Adamowiczowie, drudzy Polacy, jacy po Stanisławie Skarżyńskim, przelecieli Atlantyk. Wystartowali spod Nowego Jorku 28 czerwca 1934 roku, na toruńskiej murawie siedli trzy dni później myląc ją jednak z lotniskiem mokotowskim. Swoją drogą trudno było się tu chyba pomylić, w albumie Szostkiewicza widziałem nasze lotnisko z usypanym na trawie wielkim napisem Toruń... Wydarzenie było jednak sensacją kontynentalną, z utęsknieniem czekam więc, aż Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa wzbogaci swoje zbiory o toruńską prasę z 1934 roku, od słynnego lądowania dzielą ją jeszcze dwa lata...
Zdjęć z wizyty polonusów w sezamie Szostkiewicza nie ma, są jednak inne z życia toruńskich lotników. Z życia, a czasem i śmierci, w tamtych czasach Kostucha miała przecież skrzydła równie szerokie, jak samoloty. W kolekcji fotografa jest nawet reprodukcja obrazu, na którym widać pilota i Śmierć dzielącą z nim miejsce w kokpicie. Poza fotką bramy z napisem „4 Pułk Lotniczy”, są więc tu fotografie roztrzaskanych maszyn (jedna jest wbita w hangar. Początkujący pilot zaliczył twarde lądowanie, ale przeżył). Jest też zdjęcie pociągu obładowanego samolotami, którym maszyny jechały na manewry do Lidy...
No właśnie, kresów widać tam sporo, bo Szostkiewicz towarzyszył też ekipie wytyczającej po traktacie ryskim wschodnią granicę II RP. Jego aparat utrwalił więc piękne obrazki sztetli i pyszne widoki fortec kresowych – rezydencja Radziwiłłów w Nieświeżu robi niesamowite wrażenie, gdy patrzy się na nią z wysoka!
Pan Roman pozwolił skorzystać ze swojego skarbca. Oto więc kilka wyjątkowych obrazków z narodzin wschodniej granicy przedwojennej Polski. Tak powstawał rów, kopce i słupy oddzielające Rzeczpospolitą od Bolszewji – ten podpis jest fantastyczny, prawda?


Tak się wtedy rysowało mapy...
A tak się je wyznaczało.

2 komentarze:

Anek pisze...

piękne *_*

Mgiełka . pisze...

Rzeczywiście piękny napis na tej starej fotografii.
Jak dobrze, że takie się zachowały - dzięki temu możemy dzisiaj zerknąć w przeszłość danego miejsca (lub osoby).
Z pozdrowieniami.