Ojej, ale się porobiło... 4 i 5 grudnia mieliśmy w kinie toruńskiego Centrum Sztuki Współczesnej kolejne dwa pokazy filmów z przedwojennego Torunia. W sobotę trzeba było biegać po CSW w poszukiwaniu krzesełek, bo chętnych było więcej niż miejsc. W niedzielę te krzesełka już były, a i tak musiałem siedzieć prawie na ekranie, bo wszystkie były zajęte. W sumie nawet na dobre mi to wyszło, bo choć film pana Magiery znam już w zasadzie na pamięć, z tego niekorzystnego miejsca dostrzegłem kolejny obiekt, którego już w Toruniu nie ma, w jednej z ostatnich scen, na tle mostu drogowego widać antenę Pomorskiej Rozgłośni Polskiego Radia. Film trzeba jednak oglądać na dużym ekranie, bo na małym takie szczegóły łatwo przegapić.
Nie to było jednak największym odkryciem. Jak zwykle przed seansem prosiłem widzów, by dali znać, jeśli kogoś na ekranie rozpoznają (jeszcze kilka pokazów i ja, który gadać nie umiem, stanę się konferansjerem). Podczas przerwy między filmem Magiery i „Ludźmi Wisły” Forda podszedł do mnie pan Andrzej Kamiński, wieloletni fotoreporter „Nowości” oraz fan toruńskiego sportu i powiedział, że człowiek, który w scenie nakręconej podczas zawodów na nieistniejącym już stadionie miejskim niesie sztandar, a później w biegu pierwszy mija linię mety, to z całą pewnością Grzegorz Dunecki, mistrz Polski w biegu na 200 metrów z 1939 roku, niedoszły olimpijczyk (miał jechać, ale nie pojechał, bo wybuchła wojna), zawodnik, a później trener Pomorzanina Toruń i patron obecnego Stadionu Miejskiego w Toruniu.
Jak dotąd scena stadionowa była dla mnie cenna, bo jedna pani szykowała się tam do pchnięcia kulą na tle rozebranej po wojnie hali balonowej (zdjęcie można znaleźć kilka postów niżej), teraz cieszę się, że czarno-biały obraz sprzed lat udało się rozszyfrować, ludzie z dziś dali głos niemym obrazom sprzed wielu lat. Mam nadzieję, że to nie są jedyne słowa, które będzie można dodać do tego filmowego świadectwa z tamtego świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz