poniedziałek, 2 maja 2011

Policyjnym tropem

Po zdjęcie z parku sięgam raz jeszcze. Tym razem jednak nie chodzi o pomnik, ale o sfotografowanego przez rodzinę Magierów policjanta. Podążając jego tropem, dotrzemy do innych ciekawych historii i miejsc Bydgoskiego Przedmieścia.
Ten trop prowadzi na róg ulic Bydgoskiej i Kujota. W latach 30. wprowadziła się tu Policja Państwowa, podczas okupacji kwaterowało tu natomiast Gestapo. W garażu, który znajduje się na zapleczu tego budynku, powieszony wtedy został kapitan Drzewiecki, we wrześniu 1939 roku dowódca „marszu śmierci”, jaki na początku wojny opuścił Toruń. Składał się z internowanych na początku wojny Niemców i eskorty – oficera, oraz junaków, którym wydano karabiny. Kolumna pod tą niedoświadczoną eskortą została wysłana na wrześniowe polskie drogi w stronę Warszawy. Podczas marszu część Niemców się zbuntowała, strażnicy zaczęli strzelać, zanim dowódca ich opanował, padły ofiary. Hitlerowcy całą sprawę wykorzystali propagandowo, po zajęciu miasta, na toruńskim Rynku Staromiejskim pojawiło się kilkadziesiąt trumien... Ofiary spoczęły na cmentarzu św. Jerzego, ich grób niszczeje tam do dziś ozdobiony dość enigmatycznym napisem „Ofiary września 1939”. Kiedy kilka lat temu ktoś, oburzony tym zaniedbaniem, przyniósł do redakcji zdjęcie nagrobka, musiałem się nieźle nachodzić, by coś się na ten temat dowiedzieć i znaleźć gospodarza tej części nekropolii. Dziś jest podzielona między parafię ewangelicko-augsburską i katolickie: Świętych Janów, oraz Najświętszej Marii Panny. Swoją drogą, jest to klasyczny przykład przysłowie, że gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść...
Kapitan Drzewiecki dotarł do Warszawy i jej bronił. Powieszony został w Toruniu 1 lipca 1942 roku. Jeśli dobrze pamiętam, spoczywa na cmentarzu przy Wybickiego.
Po wojnie budynek służył Milicji Obywatelskiej, później znów policji. Aż do 2004 roku, gdy – ku wielkiemu niezadowoleniu mieszkańców Bydgoskiego Przedmieścia – został zlikwidowany. Jako spadek po służbach mundurowych przejęła go Agencja Mienia Wojskowego. Od lat próbuje go sprzedać, stosując raczej ceny zaporowe, niż wywoławcze. Każdego roku płaci też spore sumy za jego utrzymanie. A ja te bezskuteczne poszukiwania kupca muszę opisywać. I mam już tego serdecznie dość, bo historia za każdym razem się powtarza: AMW ogłasza przetarg, ale nikt na jej wezwanie nie odpowiada. Tymczasem dawny komisariat niszczeje... Brakuje mi już więc pomysłów, by pisząc o tym, uciec przed szablonem. A swoją drogą, Agencja ma bardzo sympatyczną i fachową rzeczniczkę, tym trudniej jest więc wieszać psy na jej firmie, choć na takie pieskie otoczenie, AMW w Toruniu sobie zasłużyła.

1 komentarz:

Grzegorz pisze...

Oj, zawiłe i smutne te nasze losy wojenne. Czytając ten tekst, uśmiechnąłem się jednak pod nosem, gdy dojechałem do przysłowia "Gdzie kucharek...." , ponieważ znam to w innej wersji. Kiedy to filmowałem wesela, często zachodziłem z kamerą do kuchni i w progu rzucałem krótkie " Gdzie kucharek sześć". Na co kucharki chórem odpowiadały "Tam nie ma co jeść". Na to ja " To nie tak - tam dwanaście cycków" Śmiech!
To tak troszkę dla rozluźnienia tej wojennej atmosfery :)
Szymonie pozdrawiam!