wtorek, 10 maja 2011

Na ścieżkach przemytników

Mam kuku na punkcie staroci, wiem. Cierpię także na skrzywienie graniczne związane z linią dzielącą kiedyś zabory. Kiedyś w księgarniach można było kupić mapy wojskowe, na których były zaznaczone poszczególne budynki, według stanu z połowy lat 80. Dawno temu, na tej obrazującej okolice Torunia, zauważyłem, że jej połowa składa się z lasów, oraz miast i wsi całkiem zwarto zabudowanych. Niżej jednak zaczynał się gąszcz kwadracików symbolizujących zabudowania. Granica nie istnieje od ponad 90 lat, ale wciąż ją widać! Później więc, przechodząc z Golubia do Dobrzynia, czy przejeżdżając pociągiem między Otłoczynem i Aleksandrowem, zacząłem zwracać uwagę na to, że po drodze gwałtownie zmienia się krajobraz. Znikają cegły i dachówki, pojawiają się tynki, strzechy i eternit. Tak samo zresztą dzieje się na trasie między Lubiczem Dolnym i Górnym. Most na Drwęcy, obok niego stary trakt prowadzący do dawnej przeprawy, przy nim budynek poczty, a dawniej niemiecka komora celna... Dalej, na tle fantastycznych młynów, architektoniczna anarchia Kongresówki.
Nie jestem jednak jedynym, kogo ta różnica bije po oczach. Rok temu, jadąc rowerem z Torunia za Osiek, natknąłem się przy szosie na słupek informujący o tym, że w tym miejscu znajdowała się granica zaborów. Nad pozostałościami rowu granicznego wystawił go pan Jan Młynarczyk, który tropi jej ślady, a owoce tych poszukiwań umieścił na swojej stronie 87-100.pl. Tych, z daleka i tych, którym internet odebrał przyjemność pisania prawdziwych listów informuję, że 87-100 jest pocztowym numerem kodowym toruńskiej Poczty Głównej.
Pan Jan zorganizował rajd graniczny i przepędził nas od Lubicza Górnego do Wisły. Do miejsca, z którego ta wędrówka się zaczęła, będę musiał wrócić, by pofotografować dawne przejście graniczne i młyny. Pojawię się tam nieco mądrzejszy, bo wcześniej myślałem, że rosyjski odpowiednik obecnej poczty w Lubiczu Dolnym (tak ładnie widoczny choćby na dobrzyńskim brzegu Drwęcy), utonął w bałaganie architektonicznym Kongresówki. Jeden z uczestników wypadu mówił jednak, że widział zdjęcia z czasów I wojny światowej, na których widać było spalony most, oraz rosyjski posterunek.
Archiwalne zdjęcie naturalnie nie pokazuje nas, ale grupę przemytników zatrzymanych pod Aleksandrowem Kujawskim przez niemieckich pograniczników. Bardzo je lubię, bo szmuglerzy przebrali się tu za wiejskie baby, ale jeden z nich nie zrezygnował ze swoich imponujących wąsów;)
Przy okazji bardzo dziękuję zarządcom Bloggera, którzy krótko po publikacji tego posta, zabrali się za roboty serwisowe i przy okazji połowę tej historii wysłali gdzieś w kosmos...

Rów graniczny sprzed ponad 100 lat. Widać go było przez cały czas, od Lubicza, niemal po sam brzeg Wisły. Pan Jan mówił, że wykopali go Rosjanie, oni również wytyczyli drogi wzdłuż niego, by mogli po nich krążyć strażnicy. Po przeciwnej stronie były łąki, bądź las... O tych wartowniczych zabiegach już się jednak nasłuchałem, podczas Powstania Styczniowego, pod Toruniem podobno były nawet powycinane przesieki, by mieszkańcom Pomorza utrudnić drogę do powstańczych szeregów.
Resztki słupka granicznego, spoczywające zresztą na bardzo ładnym kopczyku granicznym. Linia dzieląca Rosję i Prusy (później Niemcy) została wytyczona w 1815 roku, przestała istnieć w roku 1920. Ślady tego podziału wciąż jednak istnieją. Wyznacza je ciągle widoczny rów, kopce, kamienie i słupki, ale także granice działek, różnice drzewostanu.
Kilkanaście lat temu pracowałem jako operator łopaty na wykopaliskach archeologicznych. Urzekło mnie wtedy to, że z ziemi można było czytać jak z książki. Wciąż było na niej widać bruzdy pola sprzed dwóch tysiącleci, czy ślady ogniska, które ktoś sobie rozpalił w czasach Biskupina. Tu wrażenie było podobne.

To na pewno nie jest rów graniczny. Zygzaki, które zresztą biegną do niego prostopadle, wyglądają raczej na niemieckie transzeje z końca II wojny. Kiedyś trafiłem do jednego zbieracza pamiątek z Lubicza, który opowiadał, że dotarł do ludzi, którzy te okopy musieli budować. Zdaje się, że te okopy, podobnie jak ich toruńscy sąsiedzi, nie dały Niemcom spodziewanej osłony. Dziś po tych fortyfikacjach zostały jedynie zagłębienia terenu. Jeśli jednak spojrzy się chociażby na materiały z epoki nakręcone przez ekipę Polskiej Kroniki Filmowej...

Transzeje pod Toruniem dziś wyglądają podobnie. W 1945 roku prezentowały się jednak znacznie groźniej.

Niemiecka armata i rakiety.

Rosjanie zbudowali po swojej stronie drogi, które służyły strażnikom, postawili też na niej mostki. Ten od niemal stu lat nie jest już potrzebny, droga na nim zarosła. W 1920 roku stracił sens, ale nadal stoi.
Rzeczka, nad którą stoi ten mostek, nazywa się Jordan. Nazwa, gdy ją odkryłem, mnie urzekła! Chciałem o niej napisać, korespondencja z Zachodniego Brzegu Jordanu, to przecież coś wspaniałego. Kłopot jednak w tym, że nikt w Toruniu nie jest mi w stanie wyjaśnić, skąd się ta nazwa wzięła. W każdym razie jeszcze na nikogo takiego nie trafiłem, choć o jej źródła (nazwy, nie rzeczki) zaczepiłem kilka autorytetów.
Na granicznym szlaku dopędziła nas Telewizja Bydgoszcz. Pan Jan wypowiada się do kamery.
Szkoda, że telewizja nie zaczaiła się na nas kawałek dalej. Bardzo ciekawe sceny by mogła nakręcić! Te drzewa, jakby z filmu Tima Burtona wzięte, rosną bowiem niedaleko Jordanu, na bardzo zabagnionej łączce, przez którą się przedzieraliśmy. Zdjęć na niej nie robiłem, bo byłem zajęty przeskakiwaniem z kępy na kępę, bądź pospieszną ewakuacją stóp, gdy jednak zaczęły się one zapadać. Na trasie wyrosły nam dodatkowo strumyczki, nad którymi trzeba było zbudować prowizoryczne przeprawy. Na końcu tej trasy, niemal jak biblijny Adam, składałem się więc niemal w całości z błota. Cóż, przynajmniej było ciekawie.
Kolejny wiekowy kamień graniczny.
Niech żyją gazety! Dzięki notce o rajdzie, którą przemyciłem w „Nowościach”, czekała na nas telewizja, informację o nim przeczytał również leśnik z Obór, który czekał na nas pod bardzo majestatycznym dębem. Drzewo jest pomnikiem przyrody, stoi tuż przy granicy i musiało być już w kwiecie wieku, gdy kursowali pod nim przemytnicy. Bo jeśli wierzyć leśnikowi, tędy właśnie wiódł jeden z przemytniczych szlaków. Niedaleko jednak znajdowała się strażnica, więc w okolicach drzewa spoczywa podobno wielu tych, którym przejść się nie udało. Legenda? Być może, ale o położonych nad kordonem przemytniczych grobach, ja już słyszałem. Informacje te dotyczą jednak terenów położonych na drugim brzegu Wisły. Spory ruch panować musiał jednak na całym jej odcinku, dowodem na to niech będzie chociażby zdjęcie z epoki, które umieściłem wyżej, oraz opisywana już przeze mnie historia przodka z Chełmna, który podczas Powstania Styczniowego szmuglował do Kongresówki broń, a później przeszmuglował się sam, by włączyć się do walki.
Kolejna ciekawostka na szlaku. Z granicą nie miała nic wspólnego, bliżej jej było do profesora Nalaskowskiego, który podobnymi gadżetami ozdobił podobno wiele okolicznych drzew.
Pan Jan na tle rowu i słupka granicznego, wystawionego przezeń przy szosie pod Osiekiem.

9 komentarzy:

...byłem i widziałem... jerzy-foto.blogspot.com pisze...

jestem ciekaw czy są w mojej okolicy sa jeszcze gdzieś jakieś historyczne ślady granicy

Mgiełka . pisze...

Ziemia pachnąca historią.
Mamy w Polsce bardzo ciekawe, historyczne tereny - szkoda, że nie każdy potrafi je dostrzec, Panu się to udaje i tutaj chwała za to.
Z pozdrowieniami Ewa.

SzymonS pisze...

Skoro po naszej stronie Wisły tych pamiątek zachowało się tak dużo, to dlaczego u Was by miało być inaczej? Ostatecznie, na samej rzece granicę wciąż widać, bo nagle się ona zwęża (pamiątka po pruskiej regulacji), a poza tym po rosyjskiej stronie jej nurt wyznaczają boje, po pruskiej pojawiają się znaki na brzegach. Sfotografowałem je płynąc z Płocka - są na stronie.
Słyszałem też, że na lewym brzegu, podczas Powstania Styczniowego, Rosjanie wycięli w lasach przesieki, by utrudnić przemyt broni i ochotników. Skoro zachowały się rzeczy tak ulotne, jak rów graniczny i kopce, być może przetrwały również ślady tej wycinki. Ostatecznie, przejdź się torami z Otłoczyna do Aleksandrowa. Dom przy granicznym strumyku tuż pod miastem, jest chyba dawnym rosyjskim posterunkiem. No i krajobraz - architektura, oraz organizacja przestrzeni, też po obu stronach tego kordony nadal jest różna - bez względu na stan zachowania kamieni granicznych.

...byłem i widziałem... jerzy-foto.blogspot.com pisze...

hmm dom przy tążynie? ty mówisz chyba o pompce? przy torach? to przepomopownia wody z Tążyny, kiedyś tam był spory komin jak dobrze pamiętam. ok inna zabudowa to jest faktycznie, ale mnie właśnie ciekawi czy jakieś kamienie itp są. Jednak u nas może ze względu na to że granica była na rzeczce może nie było innych oznazczeń.

Grzegorz pisze...

Któregoś dnia miałem wenę i odpaliłem dość długi komentarz do tego posta, który jednak nie nie chciał się zapisać a potem się ulotnił.
Szymonie wspaniała relacja, ciągle mnie zaskakujesz swoją wiedzą. Jeszcze trochę a doprowadzisz mnie do tego, że zbuduję tratwę i popłynę Tążyną od źródła do Wisły w poszukiwaniu śladów stanowiących kiedyś granicę :)
Pozdrawiam serdecznie!

SzymonS pisze...

Pewnie chodzi nam o ten sam budynek. Przepompownia? Skoro tak piszesz... Ja ten dom oglądam tylko z okien pociągu. Na rzece na pewno żadnych znaków nie było, ale granica w Waszych okolicach nie biegła wyłącznie jej korytem. Lądowy odcinek na pewno kryje takie same skarby jak te, które my mogliśmy podziwiać.

Twoją epistołę Grzegorzu, podobnie jak sporą część mojej relacji, pożarły zapewne roboty blogowe.
Nie czyń mnie tu wstrząśniętym i zmieszanym, dobrze? Ja powtarzam tylko to, co usłyszałem od innych. A jeśli się wybierzesz na spływ Tążyną, daj znać. Zamieszczę relację - takiej okazji nie można przecież przegapić;). Trzeba mieć tylko aparat w pogotowiu... Dziś, a w zasadzie wczoraj, przekonałem się o tym dość boleśnie, bo wyleciałem z redakcji, by sprawdzić na tablicy informacyjnej, ile kosztuje renowacja toruńskich murów obronnych. Stanąłem więc nad Wisłą i traf chciał, że płynął nią akurat bardzo ciekawy statek żaglowy. Miałem przy sobie tylko notes i pióro... A wychodząc na miasto, zawsze trzeba mieć pod ręką aparat:(.
Pozdrawiam!

...byłem i widziałem... jerzy-foto.blogspot.com pisze...

pytanko mam jak były oznaczane te słupki graniczne jak je rozpoznać w terenie co tam jest? krzyż?

SzymonS pisze...

Betonowy czworobok z krzyżykiem, jaki ma każdy słupek graniczny. W zasadzie, bo niektóre przez nas mijane, były uszkodzone i swój znak rozpoznawczy straciły. Jeśli jesteś ciekawy, zapytaj pana Jana Młynarczyka, strażnika tej granicy. Kontakt znajdziesz na jego stronie: 87-100.pl On tu jest ekspertem.
Życzę powodzenia i ciekawych wrażeń, a nie zapomnij wziąć ze sobą paszportu;).

olo pisze...

Słupek graniczny przy drodze stoi, ale niestety bez plakietki z informacją. Chyba budowlańcy rozwalili przy budowie ścieżki rowerowej do Osieka :(