O wiatraku z Bierzgłowa już pisałem. Obfotografowałem go też od młyniska niemal po krańce skrzydeł. Pokłoniłem się wtedy również miejscowemu proboszczowi, który spowodował, że należący do rodziny Walterów koźlak z 1867 roku, jeden z ostatnich skrzydlatych strażników tej ziemi, dostał drugie życie. Pojawiłem się więc na uroczystości jego oficjalnego otwarcia. Zdjęć jednak zrobiłem bardzo niewiele. Drobiazgową sesję fotograficzną miałem już przecież za sobą, a poza tym, stoły wokół wiatraka uginały się pod ciężarem ustawionych na talerzach piramid chleba ze smalcem przygotowanego przez panie z kół gospodyń wiejskich. Trafiłem na jeden taki, gdzie chleb i smalec był swojej roboty. Przez to, co na nim leżało, można się było dostać do raju. Tak się jednak objadłem, że stałem się chyba zbyt ciężki, by szybować w okolicach bramy świętego Piotra. Wyżerka się przydała, bo do Torunia wracałem rowerem drogą mocno ciekawą i bardzo okrężną.
Drewniany skarb z przeszłości, dzięki proboszczowi i całej wsi, został odrodzony. Tuż obok jednak, całkiem fajną starą chałupkę, zżerają właśnie zęby czasu.
Patronem wiatraka został Jan Paweł II. Jego figurka pojawiła się nawet w kapliczce, która pierwotnie miała mieścić świętego Józefa (cieślę, patronem młynarzy jest święty Marcin). Jakiś twórca ludowy bardzo się pewnie postarał, więc w gazecie jego dzieła nie oceniłem. Sztuka jest to jednak bardzo naiwna... Tak bardzo naiwna, że aż zęby bolą!
Wszystkiemu, z wysokości gniazda, przyglądały się bociany. Czym byłby idealny obrazek polskiej wsi bez jakiegoś Wojtka zaczepionego o Ziemię jedną nogą? Bierzgłowskie boćki w pewnym momencie zaczęły klekotać. Tyle razy je słyszałem, jak dotąd jednak, klekotu nie udało mi się sfotografować. Cóż, trzeba być Shivą, by przez cały czas jednocześnie, w jednej ręce trzymać notes, w drugiej pióro, a w kolejnych aparat, kromkę chleba i wykałaczkę z ogórkiem kiszonym, bo te również były pyszne;)
Uwielbiam rzepak!
Jako malownicze tło, bądź źródło wiosennego zapachu! Pod każdym względem, im go więcej w krajobrazie, tym lepiej. No, może z małym wyjątkiem. Przed laty jakiś filozof z PGR-u wpadł na pomysł, by zaorać część moich pasłęckich wąwozów i obsadzić je rzepakiem. Najpierw było fajnie, później jednak przyszedł czas na żniwa, minął, a rzepak nadal władał polem. Później na nim zgnił i nie wyglądał już wtedy tak pięknie. O zapachu, przez delikatność, nie wspomnę.
Te zdjęcia robiłem z bierzgłowskiego cmentarza, który obsiadł okolice niezwykle urodziwego wczesnośredniowiecznego kościółka. Kiedyś już tu o nim pisałem, wrzuciłem zdjęcie z zewnątrz. Teraz myślałem, że wreszcie zobaczę środek, ale znów trafiłem na zamkniętą kratę. Cóż, do Bierzgłowa z pewnością jeszcze wrócę.
Całej wiatrakowej imprezie towarzyszyło odległe meczenie. Nikt jednak nie katował rogacizny, rogacizna miała koźlątko, które ciągle nawoływała. Fotografowałem z daleka, by ich nie przestraszyć.
5 komentarzy:
W lesie, na górce nieopodal zamku bierzgłowskiego jest stary ewangelicki cmentarz, chyba rodowy - więc jest jeszcze jeden obiekt do renowacji ;)
W nawiązaniu do chleba ze smalcem.
Pamiętam jak dawniej żniwowało się snopowiązałkami, wtedy do jedzenia brało się chleb ze smalcem, ogórki małosolne (babcia zawsze kisiła w glinianym garnku) i kawę zbożową do picia. To były piękne czasy.
Rzepak jako tło ... zgadzam się z Panem w stu procentach - ale za zapachem rzepaku nie przepadam.
z pozdrowieniami Mgiełka.
Fajna relacja, taka jak lubię :)Wiatrak, świątek, krzyż, kózki i bociany, wiejskie klimaty. Szkoda,że nie pokazałeś owieczek, na pewno też tam były ;)
Pod Zamkiem Bierzgłowskim jest cmentarz? Cholera, tyle się tam kręciłem i nie widziałem. Cóż, zapomniane cmentarze mają to do siebie, że trzeba je odkrywać...
Ogórki małosolne z glinianego gara... Poezja!
Na baranki był zbyt duży wiatr, który zdmuchnął je z niebieskiej patelni. Jednak, choć plecak mój nie jest może zbyt obszerny, baranki jestem w stanie wyciągnąć na zawołanie.
http://www.youtube.com/watch?v=I8Ezf9vA2_g
Tylko nie pytaj Grzegorzu o króliki, bo te przeważnie wyciąga się z kapelusza, którego w Bierzgłowie nie miałem.
O takie regionalne zabytki warto dbać. Jakoś nieczęsto słyszy się o miejscach w Polsce, gdzie można by zobaczyć takie obiekty, a wyrabianie własnego chleba to już kompletne zatrzymanie się w czasie tradycji :)
Prześlij komentarz