W sumie to nie tak niedawno, ale dobry tytuł to podstawa, a
jeśli przy okazji można go jakoś powiązać ze znanym cytatem... Zwiedzam
szybciej niż mam okazję to opisać, a że niedawno bardzo owocnie włóczyłem się
po Berlinie i jego okolicach, nim utonę nad Szprewą (w kilka dni zrobiłem ponad
tysiąc zdjęć) muszę pozbyć się zapasów zalegających w magazynach. Dlatego też
za jednym zamachem dzielę się wrażeniami z młynów na Mokrem, świetnej pamięci
kina Grunwald i wyremontowanego właśnie dworku w Lesie Piwnickim.
Chronologicznie rzecz biorąc najpierw pojawiłem się w
młynie. Ceglany gigant, który zaczął powstawać w latach 70. XIX wieku i był
rozbudowywany do drugiej połowy następnego stulecia, przez ponad dwie dekady
stał pusty. Wreszcie, najwyższa jego część, pochodząca z czasów okupacji,
została przebudowana na Młyn Wiedzy, czyli toruńskie Centrum Nowoczesności,
oraz miejscowy Inkubator Technologiczny. Tu już kosztowny, wspierany unijną
dotacją remont, się zakończył. Młyn Wiedzy zostanie otwarty pod koniec tego roku.
Najstarszy, środkowy fragment budowli, równie kosztownie
właśnie adaptowany, ma w przyszłym roku zmieścić Centrum Spotkań Młodzieży.
Najmłodsza, a zarazem najbliższa ulicy Kościuszki część kompleksu, zbudowana po
wojnie według projektu profesora Tajchmana, przez moment miała paść ofiarą
buldożera. Ostatecznie jednak władze miasta chcą niedoszłego lofta wyremontować
w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego i młyn zamienić w biura.
Młyn Gustawa Gersona, przejęty później przez
Leopolda Rychtera i jego nazwiskiem do dziś w Toruniu nazywany, bardzo mi leży
na sercu. Wychowałem się w jego cieniu, jako małe dziecię, patrząc w jego
ceglaną ścianę, przekraczałem kolejne granice osiedlowego horyzontu.
Portretowałem więc go na Piątej stronie przed rozbudową: Mokre w cieniu młyna i
podczas, od środka: Tu byłem. Tubylec. i z zewnątrz: Rozpruty młyn. Teraz zatem czas przedstawić pierwsze efekty remontu.
Ale krzywe obrazki wrzucam. Odbudowana wieża, do
której wprowadza się właśnie Centrum Nowoczesności, mieści już tymczasem jeden
z najważniejszych swoich eksponatów. Najdłuższe w Polsce stale działające
wahadło Foucaulta. Bardziej okazałe jest tylko w Krakowie (w kościele św.
Piotra i Pawła, które jest od toruńskiego o 13 metrów dłuższe, jednak kołysze
się dość okazjonalnie). Wahadło w toruńskim młynie robione było na miarę
budynku, a on sam został przebudowany z myślą o ponad 33 metrowym wahadle. Zostało
one zawieszone w dobudowanej na dachu wieżyczce, której szczyt na zdjęciu
powyżej widać, a dynda w specjalnym szybie poprowadzonym przez wszystkie
kondygnacje.
Przy uwiecznianiu puszczonego w ruch wahadła,
odrobinę się najwyraźniej zawahałem. Wszystkie zdjęcia z bujającą się kulą
prezentują ją w wersji niewyraźnej. Cóż, pójdę tam jeszcze raz jesienią, gdy
Centrum Nowoczesności zostanie otwarte, a na wyższych jego kondygnacjach
pojawią się wystawy o obrotach oraz o rzece.
Ta druga ekspozycja ma prezentować wszystkie procesy zachodzące w korycie rzecznym, od źródeł, do ujścia. To co w wodzie piszczy, pod samym młynem obserwować można jednak już dziś, nie czekając, aż do centrum trafią pierwsze rzeczne eksponaty. Wszystko to dzięki Strudze Toruńskiej, która po otwarciu kompleksu będzie jego ozdobą, ale obecnie prezentuje się raczej mizernie.
O, butelka w wodzie... Ale pusta, bez listu.
Pierwsza część zespołu jest już prawie gotowa. W drugiej, tej najstarszej, trwają właśnie prace zamieniające młyn na centrum spotkań młodzieży.
Będzie to coś w rodzaju hostelu z rozbudowanym zapleczem konferencyjnym i rekreacyjnym. Jego bywalcy skorzystają również z pomieszczeń w położonym po drugiej stronie rzeczki dawnym XIX-wiecznym magazynie, dokąd będzie można się dostać dzięki zadaszonej galeryjce.
Obok tego magazynu wciąż jeszcze widać resztki torów kolejowych wiodących do młyńskiej rampy. Oj, bardzo dobrze pamiętam przetaczające się tędy pociągi! Mam nadzieję, że ten relikt szynowy zostanie zachowany...
Ta druga ekspozycja ma prezentować wszystkie procesy zachodzące w korycie rzecznym, od źródeł, do ujścia. To co w wodzie piszczy, pod samym młynem obserwować można jednak już dziś, nie czekając, aż do centrum trafią pierwsze rzeczne eksponaty. Wszystko to dzięki Strudze Toruńskiej, która po otwarciu kompleksu będzie jego ozdobą, ale obecnie prezentuje się raczej mizernie.
O, butelka w wodzie... Ale pusta, bez listu.
Pierwsza część zespołu jest już prawie gotowa. W drugiej, tej najstarszej, trwają właśnie prace zamieniające młyn na centrum spotkań młodzieży.
Będzie to coś w rodzaju hostelu z rozbudowanym zapleczem konferencyjnym i rekreacyjnym. Jego bywalcy skorzystają również z pomieszczeń w położonym po drugiej stronie rzeczki dawnym XIX-wiecznym magazynie, dokąd będzie można się dostać dzięki zadaszonej galeryjce.
Obok tego magazynu wciąż jeszcze widać resztki torów kolejowych wiodących do młyńskiej rampy. Oj, bardzo dobrze pamiętam przetaczające się tędy pociągi! Mam nadzieję, że ten relikt szynowy zostanie zachowany...
Dość radykalnie zmieniamy klimat przenosząc się do świętej
pamięci kina „Grunwald” i w ogóle, zamkniętego kilka lat temu budynku kasyna
wojskowego przy Warszawskiej. Jego początki i pierwsze lata filmowej
działalności, gdy w tym gmachu mieściło się najnowocześniejsze wtedy w Toruniu
kino „Mars” – nazwę zmieniło dopiero kilkanaście lat po wojnie, opisałem tutaj Grunwald żegna się z widzami, podpierając się przy tym sporą kolekcją
przedwojennych folderów filmowych stąd pochodzących.
Dość nieoczekiwanie, opuszczony obiekt niedawno ożył. Do pomieszczeń
dawnego kasyna wprowadziła się Książnica Miejska, której centrala przy ulicy
Słowackiego na ponad rok została zamknięta z powodu remontu magazynów. W
wynajętych od wojska pomieszczeniach powstała tymczasowa wypożyczalnia, a ja ją
poleciałem zobaczyć. Od regałów z książkami, bardziej zainteresowały mnie
jednak pozostałości wielkiego ekranu.
Pozbawione klamek drzwi na widownię były zamknięte,
zagadałem jednak do pracujących tam fachowców, a oni pozwolili mi wcisnąć nos
na salę. Przed nosem przedefilował naturalnie aparat, a zastany obrazek
przypomniał mi scenę z „Jasminum” Kolskiego. Martwe kino...
Czas w nim się jednak zatrzymał, tylko biletów nikt
już nie kupuje, no i filmów nie wyświetla.
Zupełnie inaczej na szczęście potoczyły się losy
pochodzącego z początków XX wieku dworku myśliwskiego w podtoruńskim Lesie
Piwnickim. Przez lata było tu centrum badawcze biologów z UMK, jednak w pierwszej
dekadzie nowego tysiąclecia uniwersytet się z tej placówki wycofał. Jeszcze dwa
lata temu dewastowany obiekt wyglądał tak: Ciekawostki Piwnickiego Lasu.
Dziś, wydzierżawiony i wyremontowany przez
gospodarzy Szkoły Leśnej na Barbarce, wróci do swojej dawnej roli. 25 czerwca
ekolodzy będą świętowali zakończenie inwestycji, ja zajrzałem tam kilka dni
wcześniej.
Dawne zielone okiennice zostały zastąpione przez
brązowe.
Wewnątrz, na parterze, jest sala kominkowa.
A wyżej pokoje gościnne z pięknym widokiem na las, oraz znajdujący się za drzewami staw.
Wejście dwa lata temu było wielkim śmietniskiem...
Podobnie jak i tył budynku. Teraz, na szczęście,
wszystko wygląda znacznie lepiej. Na zakończenie dodam tylko, że jako człek wychowany
na Pomorzu i w Prusach Wschodnich, uwielbiam w ten sposób łamane dachy.
6 komentarzy:
Wow, jestem zaskoczony odnową dworku myśliwskiego. Przejrzałem swoje zdjęcia stamtąd, byłem dokładnie 22.09.2012 i wtedy jeszcze dom wyglądał jak po włamaniu - odgięta krata, ściany ubazgrolone, okna zabite dechami poza jednym, a w środku wiadomo...
A takie dachy to podobno na Śląsku występują nader często.
Zdjęcie z kopuła i dwa powyżej są zauważalnie ładnej urody!
Też jestem zaskoczony renowacją dworku! Jeszcze niedawno wyglądał tak:
http://www.obserwatortorunski.pl/2012/09/las-piwnicki-1014.html
A sam dach w nim to najprawdziwszy "polski dach łamany". Można to sobie sprawdzić!
Widocznie długa tegoroczna zima dworkowych odnawiaczy nie wystraszyła.
Ja się na architekturze nie znam, jednak z tego co pamiętam, dachy polskie łamią się prostymi płaszczyznami. Tu dolną mamy dłuższą i nieco wygiętą, otulającą w ten sposób część budynku. Taki obrazek zapamiętałem jako charakterystyczny dla Prus Wschodnich i zapewne popularny również na Śląsku. Być może jest to jednak jakaś pożyczka z Polski. Czemu nie, przecież łamany dach stał się też w pewnym momencie symbolem synagog.
Jak to dobrze, że Nasz Młyn się zmienia i to na lepsze.
Poniżej kilka zdjęć z wnętrza, z czasów, gdy młyn był opuszczoną ruiną bez perspektyw...
https://plus.google.com/photos/111086439157586145453/albums/5574247311299047553?banner=pwa
Witam, fantastycznie, że piszesz o CN MW. Chciałabym jednak zaznaczyć że użyty tekst jest troszkę nietrafiony "została przebudowana na Młyn Wiedzy, czyli toruńskie Centrum Nowoczesności". Centrum Nowoczesności Młyn Wiedzy to jednolita nazwa dla toruńskiego Centrum Nauki.
Pozdrawiam i zapraszam na warsztaty, pokazy i ekspozycje w Młynie :)
No co ja nagadałem? Jaki tam znowu dach polski?!
Patrzę i oczom nie wierzę, że osobiście to napisałem.
Okazuje się, że posiadanie wujka toruńczyka co to napisał
"Encyklopedię architektury" ("Mała", bo mała, ale jednak!)
wcale nie daje gwarancji na wiedzę z tegoż zakresu.
- Osmoza w tym wypadku pewnie nie działa.
i jeszcze ten kwiatek; "Można sobie sprawdzić!"
- A sprawdziłem, sprawdziłem! ...i wygląda na to,
że dach polski to zupełnie inna para kaloszy.
Ten dach to pewnie ma coś więcej wspólnego z typem
krążynowym lub półszczytowym.
- Można czytając to info mieć przymrużone jedno oko.
Błagając na kolanach o wybaczenie kątem oka
zauważam stertę zdjęć postindustrialnych.
- Interesujących.
A 2, 4 i 5 zdjęcie młyńskie są zachwycające!
Prześlij komentarz